"Twe słowo pomaga mi powstać, a cisza jest gorsza niż brak tlenu.
Twój dotyk pomaga mi sprostać temu, czemu bez ciebie bym nie mógł."
SKOMENTUJ JEŚLI CZYTASZ CHOCIAŻ KROPKĄ
TAK, KLĘKAM PRZED TOBĄ
*oczami
Caroline*
Jestem
naprawdę padnięta. Pracowanie na planie sesji zdjęciowej to świetne
doświadczenie ale miałam na dzisiaj wszystkiego dość. Ledwo skupiałam wzrok na
drodze.
Skręciłam w
moją ulicę. Pusto. W miarę jak zbliżałam się do domu, coraz wyraźniej rysowała
mi się sylwetka jakiegoś mężczyzny. Nie zwróciłam na to uwagi. Nagle pojawiła
się za nim ciemna postać a mężczyzna padł na kolana. Z moich ust wydobył się
pisk przerażenia i momentalnie zahamowałam. Byłam w odległości kilku metrów od
niego ale odruch był silniejszy. Wyskoczyłam z samochodu i puściłam się biegiem
w kierunku mężczyzny zwijającego się na chodniku.
To był
blondyn. I wyjątkowo młody.
Padłam obok
niego na kolana, serce łomotało mi w piersi. Nigdzie dookoła nie było widać
żywej duszy, a przecież wyraźnie widziałam ze ktoś go uderzył!
-O Boże, nic
Ci nie jest? O matko! –głos mi się trząsł.
Chłopak
mrugał zawzięcie próbując skupić wzrok, ale tylko jęknął.
-Słyszysz mnie? Halo? – próbowałam przedrzeć
się do jego świadomości przyćmionej bólem. Z tego co widać, oberwał też w
twarz. Wzrok chłopaka stawał sie coraz bardziej nieobecny.
-Halo! Mów
do mnie! NIE, nie, nie, NIE MDLEJ, mów do mnie! – podniosłam głos.
-Boże
przenajświętszy ! –usłyszałam za sobą głos mojego sąsiada, pana Greena. – Co tu
się stało?
-Niech pan
przyniesie z mojego samochodu mój telefon, trzeba zadzwonić po pogotowie!
Szybko! – oddychałam głośno i ciężko. Chłopak był pół-świadomy tego co się dzieje.
-Żadnego
pogotowia. – usłyszałam zachrypnięty jęk. Chłopak powoli dźwignął się do
pozycji siedzącej zaciskając powieki.
-Nie ruszaj
się! Zaraz zabiorą Cię do szpitala. – położyłam ostrożnie dłonie na jego
barkach.
-Nie jadę do
żadnego szpitala. – zaprotestował ostro próbując się podnieść.
- Jezu, nie
wstawaj! – byłam bezradna. Wstał z moją pomocą na nogi.
-Kurwa, moje
oko. – syknął.
-Musi
obejrzeć Cię lekarz. – powiedziałam twardo przytrzymując go.
Spojrzał na
mnie w końcu. Nagle zrobił wielkie oczy. Co jest? Aż tak źle wyglądam?
-Przepraszam,
nie mogłem go znaleźć. ..- pan Green pojawił się obok nas. Wywróciłam oczami.
Jasne, dzięki panie Green, teraz będzie pan miał na sumieniu życie młodego
chłopaka, który nie chce jechać do szpitala.
-Niepotrzebnie.
– rzucił blondyn. Co?
*oczami
Luke`a*
Niech pan
przyniesie z mojego samochodu mój telefon, trzeba zadzwonić po pogotowie!
Szybko! – usłyszałem znajomy głos. JAKIE POGOTOWIE, NIE KURWA.
-Żadnego
pogotowia. –udało mi się odezwać. Z trudem usiadłem. Cholera, jak boli. Jak
dorwę tego skurwysyna, który mi to zrobił, to pożałuje, że się urodził. Dziwnie się czułem. Oprócz wszechogarniającego bólu, nie mogłem skupic wzroku. To trochę jakbym był w jednej sekundzie przytomny a w durugiej juz nie. I tak co chwila od nowa.
-Nie ruszaj
się! Zaraz zabiorą Cię do szpitala. – poczułem czyjś dotyk na moich barkach.
-Nie jadę do
żadnego szpitala. – uciąłem ostro chociaż nadal nie mogłem pozbyć się uczucia niestałej świadomości.
- Jezu, nie
wstawaj! – znowu jęk. Zignorowałem te protesty i opierając się na jej
ramionach, stanąłem na nogach. W głowie mi huczało, a oko piekło
niemiłosiernie.
-Kurwa, moje
oko. – syknąłem.
-Musi obejrzeć
Cię lekarz. – ten sam głos. No kurwa.
Spojrzałem w
końcu na drobną osobę, która utrzymywała mnie z trudem w pozycji pionowej. Obraz się powoli ustabilizował i wyostrzył.
O cholera,
Caroline.
-Przepraszam,
nie mogłem go znaleźć. ..- jakiś mężczyzna pojawił się obok nas. CO?
Miał w dłoni
telefon. Fakt, chciała dzwonić po pogotowie. O nie, tylko nie to. Próbowałem
skupić myśli. LOGIKA, LUKE, SZYBKO.
John jak się
dowie że oberwałem to natychmiast pójdzie na warunki Bricksa. Nie ma takiej
opcji.
Poza tym,
włamali się do jej domu. Muszę wiedzieć po co, co zabrali, a może co zostawili?
-Niepotrzebnie.
– rzuciłem to starszego mężczyzny.
W mojej
obolałej głowie zaświtał pomysł. Ale biorąc pod uwagę cholerny ból, który
czułem wszędzie, nie będzie to łatwe. Wyprostowałem się, próbując się nie
krzywić i puściłem ramię dziewczyny. Chciałem udowodnić, że mogę sam ustać.
Wytrzymaj Luke, jeszcze trochę.
-Musi go
obejrzeć lekarz. – mężczyzna nie ustępował.
Zamknij się
stary zgredzie.
-Mogłabyś mi
pomóc? – zwróciłem się bezpośrednio do dziewczyny. Jej ciemne oczy były pełne
strachu a teraz i zaskoczenia.
-Po to
właśnie potrzebujesz lekarza. – odpowiedziała spokojnie. Uparta po tatusiu. Ale
skoro tatusia umiem przekonać, to z nią też sobie poradzę.
-Mogłabyś
tylko dać mi jakieś plastry czy cokolwiek? Zrozum, nie mogę iść do szpitala. To
skomplikowane. Błagam. Musisz mi pomóc. – przyciszyłem głos, patrząc w oczy
dziewczyny.
Myślała nad
tym co jej powiedziałem.
-Panie
Green, myślę, że dam radę go opatrzeć. Potem zawiozę go do szpitala, żeby go
lepiej zbadali. Wie pan, zaraz zaczną się pytania, policja… A on chyba ma dość
wrażeń. – spojrzała w kierunku mężczyzny.
TAK!
Facet
zmarszczył brwi, ale odpuścił.
-w razie
czego dzwoń, pomogę Wam.
Obejdzie
się.
-Dziękuję. –
powiedziała i wzięła mnie pod ramię.
To było upokarzające.
To facet powinien pomagać kobiecie a nie na odwrót. Więc starałem się jak
najmniej polegać na ciele dziewczyny.
-Możesz się
uspokoić i dać sobie pomóc? – warknęła lekko ściskając moje ramię. Było obolałe
więc lekki dotyk wywołał falę bólu. Zacisnąłem zęby i odpuściłem.
Charakterek
też po tatusiu.
Mam tylko
nadzieję, ze ma gdzieś głeboko schowaną apteczkę, bo mógłbym się rozejrzeć po domu w
tym czasie, kiedy ona by jej szukała.
Usiadłem z
ulgą na kanapie.
-Zaraz
przyjdę. Nie ruszaj się. – powiedziała i wyszła szybkim krokiem. Szansa.
Mimo bólu
szybko sprawdziłem pierwsze płaszczyzny gdzie przyszło mi do głowy ze mogliby
schować bombę, ukrytą kamerę, czy coś w tym stylu.Nic.
Usłyszałem
jej energiczne kroki na schodach. Rzuciłem się na kanapę.
Spojrzała na
mnie z dezaprobatą, ale nie odezwała się. Od razu dała mi wodę i jakieś
tabletki.
-Co to?
-Przeciwbólowe.
– wywróciła oczami.
- Kto
wie, może chcesz mnie zgwałcić. –
zażartowałem.
-O niczym
innym nie marzę. – mruknęła nasączając wacik wodą utlenioną i starła krew z
mojego policzka.
-Będziesz
miał podbite oko. – mruknęła. – I masz rozcięty łuk brwiowy.
Kurwa.
Zapiekło.
Zacisnąłem dłoń na jej koszulce. Była zaskoczona, ale nie skomentowała tego.
Przyłożyła
lód pod moje oko.
-trzymaj.
Zrobiłem to
co mówiła.
-Dziękuję.
-Nie ma za
co. Dowiem się czemu nie chciałeś jechać do szpitala? - patrzyła na mnie uważnie.
-Długa
historia. Policja i te sprawy. Nie chcesz wiedzieć. – uciąłem.
Pokręciła
tylko głową i wstała.
-To zniknie
do jutra? – zapytałem. Jutro miałem się spotkać z Johnem, nie mogę iść do niego
z podbitym okiem.
-Nie ma
szans. – odpowiedziała.
-Cholera.
-Zawsze
możesz się umalować. – parsknęła. Umalować?
Tapeta? O
NIE KURWA NIE.
Ale w sumie.
John się może nie zorientuje.
-Ale czym? –
zapytałem bezradnie. Nie znam się na tym gównie.
-Nie masz
mamy, siostry, dziewczyny, koleżanki?
Każda ma przynajmniej puder i korektor.
– westchnęła.
Zrobiłem
szybkie rozeznanie.
Mamy brak.
Siostry brak. Dziewczyny nie mam. Koleżanki? Nie wchodze w jakieś bliskie
relacje ,,pomiędzy”. Albo seks, związek, albo nic specjalnego.
Caroline nie
wchodzi w grę. John by mnie zabił jakby się zorientował, że zbliżyłem się do
jego córki.
Wiem. Ta
laska Ashtona. Tak.
-Hm to serio
dziękuję za pomoc i w ogóle. Przepraszam za kłopot. .. – urwałem nie wiedząc co
powiedzieć.
-Caroline. –
rzuciła. Co? A no tak, nie znamy się. Pewnie odebrała moją pauzę jako
oczekiwanie na jej imię.
-Luke. –
uścisnąłem lekko jej dłoń.
-To ja już
pójdę. – ruszyłem do wyjścia.
-Może jednak
powinien Cię obejrzeć lekarz? Ja się na tym nie znam i…
-Nie martw
się kochanie. Dam radę. – puściłem jej oczko i wyszedłem.
UH. John
mnie chyba zabije jak się dowie.
Wyjąłem z
kieszeni plan jej zajęć. Syknąłem gdy poczułem ból.
Leki
przeciwbólowe kiepsko dają radę po takim łomocie.
Sprawdziłem
jej godziny zajęć. Jutro dom powinien być pusty od 10.00 do 15.00
Idealnie.
Sięgnąłem po
telefon.
-Halo?
-Calum,
sprawa jest.
-No mów.
-Jutro w
godzinach od 10.00 do 15.00 sprawdzisz dom. Wyślę Ci adres. To serio ważne. Nie
wciągaj w to chłopaków. Poradzisz sobie sam.
-Sprawdzić?
-Ktoś się
włamał. Sprawdzisz czy nie zostawił żadnych niespodzianek. – wytłumaczyłem.
-A robię to
ja, bo…?
-Bo ja
dostałem dzisiaj wpierdol i nie dam rady.
A i jak możesz, to załatw albo od jakiejś swojej laski albo od laski
Irwina jakiś puder czy inne gówno. Muszę to zakryć.
-Ty to się
zawsze w coś wpierdolisz, Hemmo.
-Mogę na
Ciebie liczyć?
-Jak zawsze
stary.
Rozłączyłem
się. Dzięki Ci Boże za takich przyjaciół.
~*~
-Tylko
uważaj na to co mówisz, Hemmings. I tak się nagimnastykowałem żeby jej nie
mówić całej prawdy dlaczego dostałeś wpierdol. Ryzykuję dla Ciebie spokój.
–upomniał mnie Ashton.
-Ok. –
pokiwałem głową.
-To ty z nią
tak na poważnie? –zapytał go Calum.
-Nie wiem,
wygląda na to, że trochę tak. – uśmiechnął się Irwin. – Dobra, to idę po nią.
Nie róbcie głupich żartów, udawajcie chociaż przez godzinę normalnych. – jęknął
Ashton i zniknął za drzwiami. Chyba mu zależy na tej dziewczynie.
Usiadłem na
kanapie. Do spotkania z Johnem zostały mi 2 godziny. Miejmy nadzieję, że ta
dziewczyna Irwina mi pomoże.
Po
kilkunastu minutach do domu wszedł Aston i niska brunetka i miłym uśmiechu.
Znajomym
uśmiechu.
Starałem się
na nią nie gapić, ale usiłowałem sobie przypomnieć skąd ją znam.
-Chłopaki,
to jest Hayley. Hay, to jest Luke, Calum i Michael. Luke potrzebuje twojej
pomocy.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do nas ciepło i przywitała się. No cholera, znam ją. Ale skąd?
- Nieźle Cię
urządzili. – mruknęła patrząc na moje podbite oko.
Wzruszyłem
ramionami.
-Da się coś
z tym zrobić?
-Zobaczymy.
Tylko chyba mam za jasny puder. Ale to nic, najwyżej zadzwonię do Caroline, ona
powinna mieć trochę ciemniejszy. –mruknęła sama do siebie.
Caroline?
O KURWA NO
TAK.
Ta
dziewczyna to przyjaciółka córki Johna ze zdjęć. Cholera jasna czy ten świat
jest aż tak mały?!
-Nie, nie.-
zaprotestowałem. – Użyj tego co masz, nie będę zawracał nikomu głowy. –
uśmiechnąłem się dla niepoznaki.
-Zobaczymy.
– wzruszyła ramionami i wyciągnęła z torebki jakieś śmieszne pudełeczka czy co
to tam było.
Zaczęła mnie
mazać czymś w stylu długopisu. Pachniało przyjemnie, ale jak… dziewczyna.
Skrzywiłem się.
-Boli? –
dziewczyna trochę spanikowała.
-Nie, nie,
tylko… Jakoś nie gustuję w kosmetykach. – zmarszczyłem brwi. Usłyszałem śmiech
chłopaków.
-No
Hemmings, zobaczymy jaką laską możesz być.
-Walcie się.
– prychnąłem.
Hayley
wzięła jakiś duży pędzel i użyła… chyba pudru. Zacząłem kichać.
-Co to za
cholerstwo? – wciągnąłem powietrze. Chłopaki mieli ze mnie niezły ubaw. Calum tam zaraz chyba zdechnie ze śmiechu.
-Puder.-
zachichotała dziewczyna. –Nawet nie jest źle. To nie twój kolor, ale prawie nie
widać.
-Nie jego
kolor… - jęczał Hood, który aż się zanosił od niedoboru powietrza ze śmiechu.
Zerknąłem na niego. Wręcz tarzał się po łóżku skrecając się z chichotu.
Wywróciłem
oczami.
-Dzięki
Hayley.
-Spoko. –
uśmiechnęła się.
-To my
idziemy na spacer. – rozpromienił się Ashton biorąc ja za rękę. Calum już
ułożył usta w dzióbek na znak ,,podziwu”.
MIŁOŚĆ TAK BARDZO.
Pożegnaliśmy
się z brunetką.
-No
Hemmings. – Michael usiadł obok mnie, zarzucając swoje ramię za mnie i
zbliżając się. Zaczyna się. – Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, czy
mam przejść jeszcze raz? – zapytał szczerząc się jak idiota.
Walnąłem go
w tył głowy i wstałem.
Calum mało
się nie posikał ze śmiechu.
-Idioci. –
mruknąłem i wyszedłem na spotkanie z Johnem.
*oczami
Caroline*
Poobijany
blondyn cały czas siedział w mojej głowie. Z jednej strony nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Kłopoty aż od niego biły. Ale z drugiej strony byłam najzwyczajniej w świecie ciekawa. Kim on jest? I czemu nie chciał
pogotowia, policji?
I kto do
cholery jasnej zaatakował go pod moim domem? Ta okolica przecież była spokojna.
W każdym razie nie czułam się bezpiecznie nawet we własnym domu. Dlatego zaraz
po zajęciach ruszyłam potrenować . Musiałam się jakoś wyżyć. A przy okazji nie
wrócę tak wcześnie do domu, gdzie chyba nie jest zbyt bezpiecznie.
Przebrałam
się szybko w strój sportowy i weszłam na halę. Była pusta. Pograłabym w
siatkówkę. Wyżyłabym się.
Sama? Nie ma
sensu. Zaczęłam rozgrzewkę. Potem zaczęłam biegać. Gdy już złapałam zadyszkę i
stan, w którym jestem tylko ja i moje stopniowo zagłuszane szybkim pulsem
myśli, sięgnęłam po piłkę. Zaczęłam odbijać od ściany. Stopniowo coraz mocniej
uderzałam w piłkę. Wyładowywałam wszystkie emocje. Strach po zdarzeniach z
wczorajszego wieczora, złość na ojca, który wysyłał kwiaty i jakieś popieprzone
wiadomości, zmęczenie, niepokój związany z Maxem, bo zauważyłam, że chyba
jednak coś do mnie czuje, poza naszymi ,,braterskimi” uczuciami. Może po
kolacji się wystraszył, że to wszystko za szybko i dlatego wszystko wróciło do
normy?
Cholera wie.
Nie chcę go zranić. No i ciekawość tego
blondyna, Luke`a. Co się stało? Dlaczego się tak zachowywał?
W końcu
uderzyłam w piłkę z całej siły a ta odbiła się wysoko nad moją głową poza moim
zasięgiem. Wtedy odpuściłam.
Oddychałam
głośno i ciężko. Położyłam się na posadzce sali i wyrównywałam oddech. Powoli
negatywne emocje odpuszczały. Działało.
Nadal miałam
zamknięte oczy, chociaż oddychałam już spokojnie. Nagle poczułam czyjeś ciepło
obok mnie.
Pierwsze
odczucie: atak strachu.
Otworzyłam
szybko oczy. Ulga. Obok mnie leżał uśmiechnięty Zac.
-Nie
spodziewałem się, ze Cię tu spotkam. – powiedział wesoło.
-Musiałam
się wyładować. – powiedziałam z uśmiechem.
-Zadziałało?
-Tak. –
powiedziałam z uśmiechem. – A ty co tutaj robisz?
-Siłownia. –
odpowiedział.
-No tak.
Oczywiście. – zaśmiałam się, na co mi zawtórował.
-Mam dobrą
wiadomość. – usiadłam.
-O proszę.
Zapraszasz mnie na randkę? – zapytał udając nadzieję. Parsknęłam śmiechem.
-Nie, ale
mam komplet zdjęć.
-Serio? Wow.
Dzięki ! – ucieszył się.
-Spoko.
-Wiesz, z
wielką chęcią bym Cię teraz przytulił, ale biorąc pod uwagę, ze jestem po
ćwiczeniach, wątpię, żebyś była z tego zadowolona. – zaśmiał się.
-Luz,
nadrobimy to. – uśmiechnęłam się. Kurwa, przesadziłam?
-Liczę na
to. – powiedział z nieco tajemniczym uśmiechem a mi zrobiło się gorąco.
O Boziu.
Odwzajemniłam
uśmiech, wstałam i ruszyłam do szatni.
Cholerka.
*oczami
Johna*
Cały czas
gryzłem się z tym czy wypełniać ten pieprzony formularz. Luke powinien tu być
za jakąś godzinę.
Cholernie
się o niego martwiłem. Wiem, ze jest narwany, impulsywny i łatwo pakuje się
kłopoty.
A teraz
ochrania moją córkę. Czyli teraz zamiast jednego zmartwienia mam dwa. Świetnie.
-ALE JA TAM
WEJDĘ, CZY MU SIĘ TO PODOBA CZY NIE!- usłyszałem podniesiony głos zza drzwi
mojego gabinetu.
Znajomy
głos. Bricks.
W tym samym
momencie drzwi otworzyły się z impetem i pojawił się w nich Bricks, który
uśmiechnął się kpiąco na mój widok i przerażona Natalie zaraz za nim.
-Przepraszam
panie Fitz, próbowałam wytłumaczyć temu panu, że pan teraz nie może… - zaczęła
Natalie, ale nie dane było jej skończyć.
-Ależ pan
Fitz na pewno znajdzie dla mnie czas, nieprawdaż? – kolejny kpiący uśmieszek z
jego strony.
-W porzadku
Natalie, mam chwilę. – dałem jej znak głową żeby odpuściła. Bricks zamknął jej
drzwi przed nosem.
-No więc
Fitz, przyjacielu, pozwoliłem sobie sprawdzić listę firm startujących w
przetargu i jakoś nie zauważyłem tam FF Company. Wyjaśnisz mi to jakoś? –
rozsiadł się w fotelu.
-To nie jest
takie...
-Jest John.
– przerwał mi. Zauważył formularz na moim biurku. Szybko wziął go w dłonie.
Przebiegł po
kartce wzrokiem.
-Na twoim
miejscu bym się nie wahał Fitz. Bo wiesz, zawsze powtarzam, że jedna ofiara to
incydent, dwie to przypadek, ale trzy –zawiesił głos biorąc do ręki zdjęcie
mojego biurka na którym byłem ja, Kathy i mała Caroline. – to schemat. Tylko
nie pochlebiaj sobie myślą, że trzecią osobą jesteś ty. Nie brudziłbym sobie
tobą rąk. Ale pamiętaj, że jest ktoś jeszcze.
Zastanów się
czy ich życie jest warte jednego przetargu.
–rzucił nonszalancko formularz na biurko i wyszedł trzaskając drzwiami.
Spojrzałem
na zdjęcie. Trzy osoby.
Caroline.
Kathy. Trzecia osoba to nie ja.
Luke.
_____________________________________________________________
Siemankoo :3
TAK JESS, LUKE ŻYJE LEL MOŻESZ JUŻ BYĆ SPOKOJNA
masz jeszcze troszki Hayley&Ashtona więc jaraj się :D
Lubi ktoś Zacka? :3
Ja osobiście go lubię w tym ff, fajnie mi sie o nim pisze :3
CAROLINE I LUKE SIĘ SPOTKALI PO 7 ROZDZIAŁACH BANG
*reactions*
BRICKS WIE O LUKE`U I MU OTWARCIE GROZI
*reactions*
ja taka zabawna heheszky
jak Wam tydzień leci kochane?
Ja jestem tak niewyspana że z lekka mi już odwala XD
anyways
Bardzo zależy mi na komentarzach, nawet kuwa kropkach żebym wiedziała że jesteście i po coś to piszę.
także hejt też przyjmę, bez krępacji :*
Miłej reszty tygodnia Lejdis, do następnego <3
@awhniallable