piątek, 24 października 2014

Chapter 11

,, I chociaż nasze życia to walka dwóch różnych światów, 
Moje życie bez Ciebie byłoby jak 
ogród bez kwiatów..."




*oczami Luke`a*
No dobra, co teraz? Jest kurwa źle.
-Ja jej nic nie gadałem… - zacząłem, chcąc się jakoś z tego wyplątać, ale z Ashtonem to nie przejdzie.
-HEMMINGS, JESZCZE SŁOWO TEGO GÓWNA I NAPRAWDĘ DOSTANIESZ W RYJ! – zrobił gwałtowny krok w moją stronę.
Michael od razu też się z zbliżył, żeby w razie czego uspokoić Irwina.
Nie będę okłamywał Ashtona, chłopaków. Kogo jak kogo, ale ich na pewno nie.
-To z lekka dłuższa historia.- mruknąłem drapiąc się po karku.
-No słucham? – Irwin się niecierpliwił.
Westchnąłem. Tylko od czego mam zacząć? Trochę tego jest, tak jakby.
-Krótko mówiąc, John ma problemy, okazuje się, że w przeszłości siedział w więzieniu za przekręty w firmie, do których został zmuszony, bo go szantażowano. Bricks, powinno Wam wystarczyć. – rzuciłem wymownym tonem. Od razu skapowali i ich delikatnie mówiąc, zszokowane miny zmieniły się na wkurzone po usłyszeniu tego nazwiska. –W każdym razie, John ma córkę, w moim wieku. I uwaga, to Caroline, przyjaciółka Hayley.- Ashton drgnął na dźwięk imienia brunetki. Eh, co ta miłość robi z ludźmi. – Teraz historia się powtarza, Bricks wrócił i znowu szantażuje Johna bezpieczeństwem jego córki i byłej żony. Wtedy, jak włamaliśmy się do biura Johna, to chodziło o tą sprawę. Bricks obserwuje Caroline. Od niedawna ja się tym zająłem. Szukam tego, kto cały czas gdzieś się za nią szwenda, a przy okazji mam na nią oko. A jak ostatnio dostałem po ryju i Calum sprawdzał mieszkanie, to był dom Caroline, a ja dostałem wpierdol od kogoś, kto się tam włamał. Teraz John jest zdesperowany na tyle, że chce wysłać córkę na jakieś pieprzone wakacje. I oczywiście poleciał do Hayley, żeby ją przekonać żeby namówiła młodą Fitz na małe wakacje za free. – wywróciłem oczami.- A Hayley oczywiście się wściekła i chciała o wszystkim powiedzieć Caroline, iść z nią na policje, bo wzięła w końcu Johna za jakiegoś świra. No więc musiałem wkroczyć i z nią porozmawiać. Dlatego nas widziałeś. – spojrzałem na Ashtona. – A że ona mi nie ufa kompletnie, to powołałem się na Ciebie, że ty mi ufasz. To wszystko. – wypuściłem z ulgą powietrze, czując się o wiele lżejszy z tym, że chłopaki wiedzą.
Chwila ciszy.
-Zaraz, czyli ta laska co była taka ruchable, którą widzieliśmy to córka Johna? – Calum był wyraźnie zaskoczony.
Wywróciłem oczami słysząc co ten idiota mówi.
-Tak. – westchnąłem.
-Przejebane. – skwitował Clifford.
-Czyli Hayley Ci zaufała, bo JA Ci ufam? – Ashton zmarszczył brwi.
-Uwierz mi, też żałuję, że nic innego na nią nie działało, ale tak.
Na twarz Ashtona wkradł się radosny uśmiech. Oho, czyli ten już myślami z Hayley, okej, panu dziękujemy.
-Czego dokładnie Bricks chce od Johna? – Michael jako jedyny myślący zainteresował się sprawą.
-Chce, żeby John nawiązał współpracę z inną firmę i ją zniszczył. NA RAZIE tyle. Ale na tym się nie skończy, na pewno.
-Znając Bricksa, na pewno nie. – przytaknął mi Michael.
-Kto by pomyślał, że Jack siedział. – mruknął Calum.
-Nie to jest teraz ważne, Hood. Próbuję mu pomóc, ale kończą mi się pomysły. Tą jego córkę obserwuję już od kilku dni. Ale nie mogę nic znaleźć, nawet śladu, że ktoś ją śledzi, robi te pieprzone zdjęcia. Mało tego, pamiętacie jak spotkaliśmy ją w parku? Wtedy też ktoś zrobił jej zdjęcie. I nie wiem skąd on to zdjęcie zrobił, chyba kurwa na drzewie siedział. – usiadłem na kanapie z  powrotem.
-Jakim kurwa cudem skoro tam byliśmy? Chyba zauważyłbym ciula z aparatem. – Clifford wyraźnie zainteresował się sytuacją.
-No ja może nie, byłem skupiony na ciele tej małej a nie na jakimś ,,ciulu z aparatem”. – wtrącił Calum.
-Hood, zamknij się. – mruknąłem wywracając oczami. On chyba naprawdę ma tylko laski w głowie.
-No co. – wzruszył ramionami.
-Masz jakiś plan? – zapytał mnie Michael.
-Nie. Mam zamiar nadal za nią łazić, ale to chyba wszystko. Chociaż od momentu gdy ją spotkałem, coraz częściej chodzi mi po głowie żeby doprowadzić do spotkania Caroline z Johnem, albo jakoś ją namówić na kontakt z nim. Cokolwiek, tylko żeby pomóc Johnowi. On się dla niej stara, ryzykuje, naraża się, a ona nawet nie odbiera od niego telefonu, nie zdaje sobie z niczego sprawy.
-Hemmo, ja rozumiem, że chcesz mu pomóc, ale nie sądzę, że możesz się w to wtrącać. John nie byłby zadowolony, to nie byłoby fair ani w stosunku do niego, ani do Caroline tym bardziej. Lepiej trzymaj się od tego z daleka. – odradzał mi.
-Ale ta mała nie ma o niczym pojęcia! Trzeba jej to jakoś uświadomić!
-Ale to nie twoja sprawa. Nie powinieneś się w to mieszać.
-Dobra, nie będę się w to mieszać. – westchnąłem zrezygnowany.
-Mam nadzieję.
To znaczy, oczywiście, że mam zamiar się w to mieszać.

*oczami Hayley*
Po raz setny przeglądałam się lusterku poprawiając się. Nie mówiąc już o tym, że kilka razy związywałam, zaplatałam i rozpuszczałam włosy.
Za jakieś 10 minut powinien tu być Ashton. Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór na hm, maraton filmowy.  U niego. Ma po mnie przyjechać.O dziwo, ta propozycja wyszła od niego. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po chłopaku takim jak on. Kompletnie.
Tymbardziej, że ostatnio chyba go wkurzyłam. Chciałam go podpytać o Luke`a, czy na pewno mu ufa. Nic nie poradzę, cholernie martwię się o Caroline. A on stał się jakiś podenerwowany.
Na zmianę mamy wybierać filmy. Milion razy zastanawiałam się co zaproponować ale nie mam pojęcia. Nie lubię horrorów, bo boję każdego, nawet słabego,  nie chcę proponować kryminałów bo co jeśli wybiorę coś co dla niego będzie denne? Romans czy komedia romantyczna odpada już w ogóle, przecież faceci tego nie znoszą. Wzruszające też odpadają, szkoda bardzo ze mam wystraszyć Asha moją zapłakaną twarzą.
Nie lubię science fiction, Gwiezdne Wojny i tego typu filmy odpadają. Fantasy? Rzadko oglądam, też boję się że nie trafię w jego gusta. Komedia? A jak wybiorę coś, co dla niego będzie żałosne? No cholera jasna.
Dlatego dam mu wybierać jako pierwszemu. Gorzej jak się uprze. Nie mam pojęcia co zrobię. Ale podejrzewam, że pewnie spontanicznie wybiorę jakąś najgorszą możliwą opcję. UGH.
Dzwonek do drzwi. O cholera. Błagam, Caroline oddaj mi trochę swojego opanowania, BŁAGAM.
Wzięłam wdech, poprawiłam włosy i ruszyłam do drzwi. Na samą myśl o jego uśmiechu przygryzłam wargę. Otworzyłam drzwi.
-Cześć Hay. – uśmiechnął się do mnie szeroko i wszedł obdarzając mnie buziakiem w kącik ust na co moje serce zareagowało fikołkiem.
-Cześć. – odpowiedziałam uśmiechając się. Dostałam od niego uroczy mały bukiecik różyczek. Gdy go zobaczyłam miałam ochotę rzucić mu się na szyję wrzeszcząc, jakie to słodkie i urocze. Ale przecież nie mogę.
Taki facet jak Ashton raczej nie byłby zadowolony z określenia ,,słodki”. Już nie wspominając o tym, że nadal nie wiem czym na dobrą sprawę jesteśmy. Nie rozmawiamy o tym co jest między nami. Trochę mnie to męczy, ale nie chcę niczego przyśpieszać. Ba, nie starczyłoby mi odwagi na ,,przyśpieszanie”.
Spotykamy się, świetnie się dogadujemy, chodzimy na randki, Ash jest kochany, ja jak zwykle nieogarnięta i co chwilę zaliczam gafę za gafą, cóż, całowaliśmy się, okazujemy czułość, ale no…
Nic konkretnego.
OUH. No tak, w końcu to ja, nawet moje relacje nie mogą przebiegać normalnie.
-Dziękuję. – cmoknęłam go w policzek i umieściłam bukiecik w wazonie.
-Nie ma za co. – uśmiechnął się. – Gotowa?
-Tak. – odwzajemniłam uśmiech i wyszliśmy. Drogę autem pokonaliśmy rozmawiając o głupotach.
Tak jak się spodziewałam, chłopaków nie było w domu, czyli będziemy sami.
-Myślałaś już o tym, co będziemy oglądać? – zapytał mnie Ash prowadząc mnie do salonu.
-Właściwie to nie mam zbyt wielu pomysłów, liczyłam na Ciebie. – uśmiechnęłam się trochę niepewnie. Nie ma nic gorszego niż mało kreatywna dziewczyna, ugh.
-Coś wymyślimy, w takim razie.
 Gdy weszłam do salonu, zamurowało mnie. Jak zwykle, w centralnym punkcie, na środku pokoju był sporych rozmiarów telewizor. Ale za to przed nim, od kanapy na podłodze były ułożone kołdry i poduszki. Mnóstwo poduszek. To tak jakbym znalazła się w pokoju prosto z tumblra.  O mój…
-Wow. – wyrwało mi się.
-Podoba Ci się? Pomyślałem, że tak będzie fajniej,  nie będziemy musieli się stąd ruszać. – poczułam jak Ashton obejmuje mnie luźno w pasie.
-Jest niesamowicie, Ash. – byłam zaskoczona. I to dla mnie? Jeju.
-Mam nadzieję, że nie jest twardo. – powiedział, a w jego głosie można było wyczuć zadowolenie.
O mamo, na pewno jest idealnie.
-Rozgość się, ja idę po popcorn i coś do picia. – powiedział i O MÓJ BOŻE pocałował mnie w policzek zanim odszedł do kuchni.
Zdjęłam bluzę i usiadłam na poduszkach i kołdrze. Jeju, idealnie.
Po chwili Ashton wrócił do pokoju i usiadł obok mnie stawiając niedaleko nas miskę popcornu i dwie szklanki coli.
-Hayley, chciałbym coś wyjaśnić. – popatrzył na mnie poważnie. Oj.
-Ok. – powiedziałam ostrożnie. Moje serce znacznie przyśpieszyło tempo. Zrobiłam coś? Albo może w końcu zorientował się, że nie warto zawracać sobie mną głowy?
-Dwa dni temu, pytałaś mnie o Luke`a. – powiedział, a mi zrobiło się gorąco ze stresu.
-Chodzi o to – ciągnął- że wiem, dlaczego pytałaś.
Co?
-Jak to wiesz? – zapytałam zdezorientowana.
-Wiem wszystko. O nim, o Johnie, o Caroline. Wiem dlaczego chciałaś wiedzieć, czy można mu ufać.  – patrzył mi cały czas w oczy.
-Powiedział Ci?
-Tak.
-I jesteś pewny, że mu wierzysz i ufasz? – zapytałam.
-Tak. Więcej, znam osobiście Johna, wiem przez co przeszedł. I mogę Cię zapewnić, że nie chce skrzywdzić córki.
-Ale… To się nie trzyma kupy. Za dużo rzeczy się nie zgadza, to… bez sensu. – jęknęłam. Teraz to zgłupiałam. W ogóle, skąd oni znają ojca Cary?
-Bo są rzeczy, o których lepiej, żebyś nie wiedziała. Ale na pewno ze strony ojca, twojej przyjaciółce nic  nie grozi.
Uraziły mnie jego słowa.
-Są rzeczy, o których lepiej żebym nie wiedziała. – mruknęłam pod nosem kiwając smutno głową. Po nim spodziewałam się szczerości. A nie pustych zapewnień. Co z tego że mu ufam aż za bardzo, skoro on nie ufa mi na tyle, żeby mi powiedziec o co chodzi?
-Hayley. – Ashton wyciągnął do mnie rękę, ale ja się nieznacznie odsunęłam.
-Nie, Ashton. Myślałam, że zasługuję na szczerość. Ale jak widać, ty wcale tak nie uważasz. W żadnej sprawie. Ani w tej która nas nie dotyczy, ani w tej, która dotyczy tylko nas. – wstałam, dusząc łzy. – Pójdę już, Ash. – chłopak zaraz za mną wstał chcąc mnie zatrzymać.
Nie będę płakać, nie. Ale jest  mi tak cholernie przykro. Męczy mnie to że nie wiem na czym stoimy. Nic wprost, nienawidze takich sytuacji. Mało tego, nawet w takiej sprawie jak ojca Cary, nie chce być ze mną szczery. Więc co ja dla niego znaczę?
No właśnie chyba niewiele.
-Hayley, czekaj. – złapał mnie za rękę, którą odsunęłam i po prostu zaczęłam wszystko z siebie wyrzucać.
-Nie, Ashton! Staram się być cierpliwa, niczego nie wymagam, nie wymuszam, a ty nie możesz być ze mną szczery nawet w takiej sprawie? Skoro nawet na tyle nie zasługuję to po cholerę mnie zapraszasz? Po cholerę te kwiatki, ten wieczór? – patrzyłam na niego z żalem.
-Hayley, oczywiście, że zasługujesz, zasługujesz na wszystko skarbie. Po prostu to nie są nasze sprawy i nie mogę Ci powiedzieć prawdy. Nie ode mnie powinnaś ją usłyszeć. – ponownie ujął moją dłoń.
-Tylko, że nawet jeśli chodzi o ,,nasze” sprawy, też nie jesteś ze mną szczery.  – powiedziałam o wiele ciszej.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył.
-Hay…
-Ashton. – wpadłam mu w słowo – Ufam Ci bardziej niż powinnam, nie zadaję pytań, naprawdę jestem cierpliwa jak tylko mogę, kurwa, no zależy mi, a ty? Owszem, jeju to kochane co robisz, jaki jesteś, ale ja nie mam pojęcia co to ma znaczyć, czym jesteśmy, czy w ogóle jesteśmy, czy ty mi w ogóle ufasz, czy dla Ciebie cokolwiek znaczy… To znaczy no, cholera… - plątałam się bez sensu ale nie mogłam przestać mówić.
-Zależy mi na Tobie, Hay. – wtrącił.
-… ja po prostu się gubię bo… - dotarło do mnie co powiedział- Zaraz, co?
Moje serce momentalnie zabiło 3 razy szybciej.
-Bardzo. – powiedział a mi nogi zmiękły. Nawet nie zdążyłam zrobić zszokowanej miny bo poczułam usta Ashtona na moich własnych.
O mój Boże.

*oczami Caroline*

-I dlatego do tej pory tego nie lubię! - chłopak naprzeciwko mnie parsknął śmiechem, co natychmiast odwzajemniłam tym samym.
Siedzimy z Zackiem w ,,naszej" kawiarni i jak zwykle brunet poprawia mi humor.
To naprawdę niesamowite, że on zawsze umie mnie rozbawić i wprawić w dobry nastrój do końca dnia.
Akurat opowiadał mi kolejną zabawną historię.
Od ostatniego czasu dość często się widujemy, piszemy, rozmawiamy. Bardzo mi to odpowiada, lubię jego towarzystwo i rozmowy z nim, które mogłyby się nie kończyć.
-Wtedy to nie było dla mnie zabawne. - uśmiechnął się szeroko.
-Domyślam się. - zachichotałam. Czułam się zrelaksowana w jego towarzystwie
Wyjątkowo była dzisiaj piękna pogoda. Jak na jesień, naprawdę przyjemna. Rzuciłam okiem przed siebie, na widok z tarasu przed kawiarnią. Pożółkłe liście w połączeniu ze słońcem wyglądały cudownie, aż chciało się iść na spacer.
Najwyraźniej nie tylko ja tak sądziłam bo wszędzie roiło się od ludzi. Drzwi kawiarni co chwilę otwierały się i zamykały.
Nagle przed oczami mignęła mi dziwnie znajoma blond czupryna. Zaintrygowało mnie to. Pierwsze co mi się skojarzyło: TEN CHŁOPAK.
Czyli nic mu nie jest, a policja go nie złapala.
wychyliłam się nieco zeby zbadać nieco teren i się upewnić. Może to tylko moja wyobraźnia?
-Caroline? - poczułam małe szturchnięcie. To Zack patrzył się na mnie wyczekująco. Cholera.
-Tak? Tak. - mruknęłam pośpiesznie.
-Tak, ale co tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Zauważyłem, ze odpłynęłaś. - uśmiechnał się do mnie. - Może jesteś zmęczona?
-Nie, jest okej.
-Jesteś pewna? Zauważyłem że ostatnio masz sporo zajęć. - spojrzął na mnie uważnie.
-Na pewno wszystko w porządku. - zapewniłam go. To miłe, że się troszczył. Chociaż on.
Ale cholerka, BLOND WŁOSY.
-Mam nadzieję. Właśnie, nie mówiłem Ci... -rozwinął temat a ja korzystając z tego ponownie zajęłam się poszukiwaniem blond czupryny a raczej jej właściciela.
Powoli skanowałam wszystkie twarze.
  Uh, chyba mam zbyt wybujałą...
BLOND.
Aż drgnęłam na swoim miejscu. Ciekawość mnie zżera. Wykręciłam się nieco nie zważając na fakt, że istnieje możliwość glebnięcia z krzesła na podłogę przy tych wszystkich ludziach i Zacku.
Za gazetą siedział jakiś blondyn. Tylko wlosy wystawały zza stron.
Uh.
Mam taką ochotę sprawdzić czy to on. Ale jak? Siedzi za Zackiem po lewo, za koszem z kwiatami i rzeżbą,  w jednym z najdalej wysuniętych stolików. Cholera. A jak to nie on?
A jak TO ON? Jeju aż mnie skręca z ciekawości.
Uh.
Spróbowąłam się skupić na tym co mówi do mnie Zack, ale to nie było łatwe.
Co innego chodziło mi po głowie.
UUUUH.
Cholera, walić to.
-Zaraz wrócę. - Poiwedziałam spokojnie do Zacka i wstałam i skierowałam się w stronę toalet, a tym samym bliżej stolika blondyna. Minęłam kwiaty i rzeźbę, asekuracyjnie spoglądając za siebie, czy Zack na mnie patrzy. Ale nie, spoglądał w ekran telefonu.
Wzięłam wdech i zbliżylam się. Nieco z boku, licząc na przestrzeń między jego twarzą a gazetą, która o dziwo zamiast powiększać się z moimi ruchami, się pomniejszała. Przypadek?
-Robisz to specjalnie? - wyrwało mi się. Gazeta nie ruszyła się ani na milimetr.
Chrząknęłam. Nic.
-Halo? - powiedziałam dobitniej. Teraz jestem pewna, że to on. Bo kto inny ma powód żeby chować się przede mną za gazetą?
Usiadłam na przeciwko niego.
-Jak tam twoje oko, Liam? - zagadnęłam nonszalanckim tonem.
-Luke. - usłyszałam zza gazety.
-Ah, Luke. - mruknęłam nie tracąc rezonu mimo że faktycznie pomyliłam jego imię. - Ta gazeta jest prześwitująca mam rozumieć?
Jak na zwołanie, Luke odłożył ją na stół z głośnym westchnięciem.
-Ha, wygrałam. - mruknęłam zadowolona.
Luke natomiast był wyraźnie niezadowolony i znudzony moim towarzystwem.
-Jak twoje oko? - powrórzyłam pytanie nie zważając na jego zachowanie.
-W porządku, dzięki. - burknął.
-Wyjaśnisz mi czemu się przede mną chowasz?
-Bo nie chciałem głupich pytań? - zapytał w mało przyjemny sposób.
-Oh. To wszystko wyjaśnia. - mruknęłam z ironią na co ten się skrzywił i pokręcił głową.
-Nie śpieszy Ci się gdzieś? - zapytał, tym razem używajac pewnego siebie tonu.
-Ani trochę. - pokręciłam głową.
-A nikt na Ciebie nie czeka? - zapytał, sugestywnie kiwając głową w stronę stolika mojego i Zacka.
Cholera, ma mnie.
O CHOLERA, ZACK.





___________________________________________________________

piątek, 10 października 2014

Chapter 10

"Lata temu gdybym wiedział co dziś zobaczę w oknie,
cokolwiek bym myślał, pomyślał bym odwrotnie."

mała niespodzianka dla Jess :3


 SKOMENTUJ
*oczami Hayley*
Podczas jazdy autem panowała cisza. Ojciec Caroline się nie odzywał, a ja sama byłam nadal w zbyt dużym szoku. I cały czas biłam się z myślami czy dobrze robię. Może powinnam była jednak odmówić i odejść? Ale skoro to ważne i chodzi o Caroline?
Może coś się stało z jej mamą?
-To tu. – powiedziałam cicho gdy podjechaliśmy w okolice mojego domu. Pan Fitz zaparkował i wysiedliśmy.
Co teraz? Myśl, myśl, myśl.
-Myślę, że możemy porozmawiać tutaj. – powiedziałam i skinęłam głową w kierunku ławki na werandzie. Pan Fitz westchnął cicho, ale kiwnął głową i usiadł. Ja sama usadowiłam się w bezpiecznej odległości.
-Dziękuję, że zgodziłaś się porozmawiać.
-Jeśli to co pan mówił to prawda i chodzi o Caroline, to nie miałam innego wyboru. – odparłam spokojnie.
Odetchnął głęboko.
-Przypuszczam, że wiesz wszystko o mnie i Caroline…
Skinęłam tylko twierdząco głową.
-Cóż, jestem tu bo… Bo chciałem zaoferować Tobie, mojej córce... Chodzi o wasz wyjazd.- wykrztusił.
Spojrzałam na niego z głupią miną. Co do cholery?
-To znaczy… Nie mam z nią kontaktu. Wiem, że tego nie chce, wiem też, że nie przyjęłaby ode mnie prezentu w formie krótkiego wyjazdu.  W żadnej formie. Ale pomyślałem, że może ty byś ją do tego namówiła, oczywiście ja wszystko finansuję i …
-Pan jest chyba śmieszny. – wpadłam mu w słowo czując jak robię się coraz  bardziej wściekła. Spojrzał na mnie pytająco.
-Po tym co pan zrobił, pan się dziwi, że Caroline nie życzy sobie pana obecności w jej życiu? Mało tego, jaki wyjazd  do cholery, co panu przyszło do głowy? Pan chce się jej pozbyć, przekupić, czy o co chodzi?! Myśli pan, że ona potrzebuje pana pieniędzy, czy jakiegoś głupiego wyjazdu?! JEST PAN BEZCZELNY! – podniosłam głos.
Nie wierzę, że to się dzieje. Zawsze myślałam, że chociaż mu zależy na Caroline, te kwiaty, że może chce wrócić do jej życia.
ALE CO TO MA ZNACZYĆ?!
Chce się jej pozbyć?
 Albo jeszcze lepiej, chce ja przekupić jakimiś wakacjami? Serio?
-Proszę Cię, to nie tak. –protestował. -Ona nawet nie musi wiedzieć, że to ma cokolwiek ze mną wspólnego. Ja po prostu chcę... Zrobić coś dobrego dla mojego dziecka. - plątał się z każdym słowem coraz bardziej. Poważnie się teraz martwię o Car. 
-Chce pan zrobić coś dla Caroline? To niech da pan jej święty spokój! 
-Wiem jakie błędy popełniłem, wiem. Ale uwierz, chcę tylko jej dobra. Ten wyjazd jest ważny. Jeśli chcesz, mogę Ci zapłacić. Każde pieniądze, ale...
-Dość! - wpadłam mu z furią w słowo. Nie wierzę, że pomyślał, że chodzi mi o pieniądze. - Za kogo pan się  uważa do cholery?! Jak w ogóle mógł pan pomyśleć, że dam się panu przekupić?! I to za co? Za to, żebym pozbyła się pana córki? - nie mieści mi się to wszystko w głowie! Co za typ!
Przez głowę przelatywało mi setki różnych scenariuszy.
Ma swoje za uszami, może chce tylko wykorzystać Caroline i się jej pozbyć? Boże, może wystawić jakimś bandziorom? I to jej własny ojciec!
Albo może on jest niezrównoważony psyachicznie?
Albo naprawdę jest tak płytki że myśli że za pieniądze i wakacje Caroline, ona mu wszystko wybaczy? Może jest mu do czegoś potrzebna?
Żadna z tych opcji mi się nie podobała, każda była gorsza od poprzedniej a we mnie naraz piętrzył się strach i wściekłość.
– Musisz mnie zrozumieć! Nie chcę się jej pozbywać. Ani przekupić. Tu chodzi o jej BEZPIECZEŃSTWO. - wybuchł nagle tak samo jak ja.
Już otwierałam usta, żeby dalej krzyczeć jak bardzo złym ojcem i człowiekiem jest, gdy dotarło do mnie co powiedział.
-W jakim sensie o bezpieczeństwo?- zapytałam nieco spokojniej.
Pan Fitz westchnął głęboko.
-Musisz mi zaufać i uwierzyć. Nie dla mnie, ale dla Caroline. Ten wyjazd jest dla jej dobra. –mówił powoli i ostrożnie, ważąc słowa.
-Co chce pan przez to powiedzieć? –drążyłam.
-Istnieje…. Możliwość, że ktoś będzie chciał jej zaszkodzić. I to realna szansa. To moja córka, zależy mi na jej bezpieczeństwie. Dlatego proszę Cię o pomoc, bo nie widzę już innej opcji. – wycedził.
Trawiłam powoli jego słowa. Przecież on miał przeszłość kryminalną.
Ale do cholery jasnej, to wszystko nie ma sensu!
-Czy pan zdaje sobie sprawę, jak bardzo absurdalna jest ta sytuacja? Widzę pana na oczy pierwszy raz w życiu, wiem, ze skrzywdził pan moją przyjaciółkę gdy była małym dzieckiem, a teraz ni z tego ni z owego nagle proponuje pan wesołe wakacje za free i mało tego, mówi, że Caroline jest w niebezpieczeństwie ?!
-Wiem jak to wygląda! Ale nie mam wpływu na to co się teraz dzieje! Bardzo chciałbym mieć kontakt z moją córką, jakoś to naprawić… Sam jej powiedzieć o wszystkim, zaproponować ten wyjazd… Ale unika mnie jak może.
-Dziwi się pan? – wtrąciłam ze złością.
-Nie.-odparł.
-A tak w ogóle to mówi pan bez sensu. Sugeruje pan jakieś niebezpieczeństwo a nie mówi pan nic wprost. NIC. Więc może dla odmiany wyjaśni mi pan wszystko od początku? O co chodzi? Ale bez tych cholernych ogólników bo skończymy tą rozmowę! – powiedziałam twardo.
-Nie mogę Ci powiedzieć. – odparł.
-W takim razie uważam nasza rozmowę za zakończoną. Tylko nie jestem pewna, co powie Caroline jak się o tym dowie.
Spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Nie.
-Tak. – odparłam pewnie.
-Posłuchaj, chodzi o moją przeszłość. Sama wiesz, że nie wygląda to dobrze. Teraz ktoś chcąc zaszkodzić mi, prawdopodobnie może skrzywdzić Caroline. Nie chcę tego. Chcę ją ochronić, a to jest jedyne wyjście. Musisz mi tylko pomóc!
Aż mnie ścisnęło w żołądku.
-Nie dość, że tyle złego ją przez pana spotkało to teraz jeszcze pan ją naraża na niebezpieczeństwo?! Jak pan w ogóle śmie się zbliżać do niej, wysyłać te kwiaty…. – nagle coś mi zaświtało. – No tak! To oczywiste! To pana kolejna gra!-wyrzuciłam dłonie w górę.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Niech pan nie udaje! Pan chce się jej pozbyć! To pan chce ja skrzywdzić! Wyjazd, przekupywanie, te liściki w kwiatach... Niech pan w końcu da jej spokój!
-O czym ty mówisz?
-W tym momencie proszę sobie iść, albo dzwonię na policję! I przekonam Caroline, żeby ona też zgłosiła to co pan robi, bo to już jest nękanie! – wstałam gwałtownie.
-Nie! Caroline nie może o niczym wiedzieć, to dla niej niebezpieczne! –zaprotestował od razu.
-Jedynym niebezpieczeństwem jest pan! Caroline dowie się o wszystkim i już moja w tym głowa, żeby poszła z tym na policję! Powinien pan zniknąć z jej życia na dobre! Krzywdzi ją pan po raz kolejny i to z premedytacją!
-Z jaką premedytacją, o czym ty…
-TAK! – krzyknęłam. – Sądziłam, że może panu zależy na Caroline, że może się pan zmienił i chce jakoś naprawić wszystko, ale wychodzi na to, że bardzo się pomyliłam ! A ja chciałam namawiać Caroline, żeby dała panu szansę!  - opanowywała mnie histeria. - Jednak dobrze, że zgodziłam się na tą rozmowę, bo przynajmniej wiem, że Caroline nigdy nie powinna popełniać błędu wybaczenia panu i dopuszczenia pana do swojego życia! Nie wierzę! Po prostu nie wierzę, że własny ojciec może robić coś takiego córce… Niech pan mi w tym momencie zejdzie z oczu i zostawi Caroline w spokoju! – machnęłam energicznie ręką kierunku podjazdu. Jestem wściekła. Jak on tak może?!
Kwiaty, liściki, teraz to… On autentycznie chce się jej pozbyć. Tylko jaki ma w tym cel? W czym Caroline mu przeszkadza? W kolejnym przekręcie?
-Wysłuchaj mnie, jeśli zależy Ci na jej bezpieczeństwie…-zaczął ale znowu mu przerwałam.
-Tak, zależy mi na jej bezpieczeństwie i dlatego zatroszczę się, żeby dostał pan zakaz zbliżania się do Caroline. Żegnam pana!
-Proszę Cię, ona nie może o niczym wiedzieć…
-Jeszcze jedno słowo i dzwonię na policję. – ostrzegłam wyciągając telefon z kieszeni.
-To naprawdę ważne… - urwał gdy odblokowałam ekran i zaczęłam wybierać numer na policję.
-Dobrze, dobrze. – uniósł ręce w geście obrony. – Jedyne o co proszę, to żeby zostało to miedzy nami. Proszę. –powiedział odchodząc.
-Do widzenia. – powiedziałam gorzko i szybko weszłam do domu trzaskając drzwiami.
Oddychałam szybko i gwałtownie. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. A ja chciałam nakłaniać Carę, żeby dała szansę ojcu!
Mam totalny chaos w głowie.
Cóż, teraz musze ją nakłonić do pójścia na policję, żeby ten facet się do niej nie zbliżał. Te chore liściki, ten wyjazd…
Tu coś jest nie tak. Zdecydowanie. Caroline musi się o tym dowiedzieć jak najszybciej i zadziałać.
Złapałam swój telefon chcąc do niej zadzwonić.
Mam  trzy wiadomości.
Hay, wszystko w porządku? Może po Ciebie przyjechać?
Od: Ash
Coś się stało? Jesteś zła, zrobiłem coś nie tak?
Od: Ash
Proszę, chociaż mi odpisz, że wszystko w porządku.
Ja.. martwię się o Ciebie, Hay.
Od: Ash.
Zerknęłam na zegarek. Cholera od 30 minut powinnam być u Ashtona.
Hay, skup się. Myśl.
Dobra. Teraz musze pojechać do Ashtona. Porozmawiam z nim uspokoję się. Jutro pojadę do Caroline. Albo jeszcze dzisiaj. Tak
Spojrzałam na wyświetlacz jeszcze raz.
Ja..martwię się o Ciebie, Hay.
Serce mocniej mi zabiło.
Martwi się o mnie. Zagryzłam wargę i szybko ruszyłam do samochodu.
MARTWI SIĘ O MNIE.
Muszę szybko się z nim zobaczyć i porozmawiać. On mi pomoże, doradzi co zrobić z Carą.
MARTWI SIĘ O MNIE.
Wsiadłam pośpiesznie do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki. O cholera, zapomniałam zamknąć dom. Brawo, Hayley, ty jesteś blondynką, nie ma bata.
Szybko wyskoczyłam z auta i zamknęłam dom. Wsiadłam ponownie i wyciągnęłam dłoń by odpalić samochód. Moja ręka o dziwo nie spotkała nic na swojej drodze. Co jest?
Spojrzałam w tamtym kierunku. W stacyjce nie było kluczyków…
Cholera. Jeszcze mi powiedzcie, że zgubiłam kluczyki. Wzięłam telefon i zaczęłam świecić ekranem po samochodzie. Cholera, przecież dałabym sobie rękę uciąć, że zostawiłam je w stacyjce.
-Tego szukasz?
Z mojego gardła wydobył się pisk przerażenia.
-Jezu, nie wrzeszcz. – za mną, na tylnym siedzeniu siedział Luke. Ten Luke, kolega Ashtona. W dłoni trzymał moje kluczyki.
-O mój Boże… - jęknęłam oddychając głęboko nadal przerażona. Ale szybko się opamiętałam.
-Co ty do cholery jasnej robisz w moim samochodzie?! – warknęłam.
-Mam zamiar uchronić Cię przez zrobieniem głupoty. –odparł spokojnie.
Z furią wysiadłam z auta. Blondyn zrobił to samo.
-O co Ci chodzi? –syknęłam wściekła.
-Hayley, uspokój się. –wziął głębszy oddech. – Musisz się skupić i pomyśleć racjonalnie. Nie chcesz krzywdzić Caroline, prawda?
Aż mnie zatkało. ON TEŻ? A CO ON MA Z TYM WSPÓLNEGO?!
-Nie wierzę. – wydusiłam z siebie.- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Co ty w tym wszystkim robisz?!
-Hayley, uspokój się.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ ?! Mów co jest grane albo naprawdę się wkurzę i nie tylko ojciec Johna będzie miał problemy z policją!
-HAYLEY. – syknął. – Teraz się opanuj i odpowiadaj na moje pytania, nic wiecej, okej? – wkurzył się. NIE OBCHODZI MNIE TO.
-Daj mi spokój i od Caroline tez się odpieprzcie, oboje! – warknęłam i otworzyłam drzwi auta, które zaraz Luke zamknął i przytrzymał reką.
-Odsuń się. – syknęłam.
-Najpierw mnie wysłuchasz. I odpowiesz na pytania. Jesteś przyjaciółką Caroline? – nawet nie zaczekał na moją reakcję.
-ODPIEPRZ SIĘ. – powtórzyłam uparcie.
-Jesteś przyjaciółką Caroline? – patrzył na mnie stanowczo.
-Tak.  – odpowiedziałam szybko i chciałam otworzyć samochód, ale znowu mi to uniemożliwił.
-Zależy Ci na jej szczęściu?- zadał kolejne pytanie.
-Tak.
-Wyobraź sobie, że mi i jej ojcu też – prychnęłam na jego słowa- więc zastanów się nad tym co chcesz zrobić. Nie znasz całej prawdy,  a to co sobie uroiłaś to bzdura. Zastanów się, bo sama możesz skrzywdzić Caroline. Jak myślisz jak się poczuje jak nagle powiesz jej, że jej ojciec jest w tym samym mieście co ona, że szuka z nią kontaktu i ze twoim zdaniem to jakiś psychol, który chce się jej pozbyć i ma to zgłosić na policję? POMYŚL PREZ CHWILĘ. – wycedził ostatnie słowa patrząc mi w oczy.
-Więc jaka jest prawda? – zapytałam już spokojnie. Zaczęłam się faktycznie zastanawiać nad jego słowami.
-Nie mogę Ci tego wyjaśnić. Ale mogę Ci zagwarantować, że jej ojciec chce tylko jej dobra i nie jest dla niej zagrożeniem.I proszę Cię, zanim jej o czymkolwiek powiesz, przemyśl to najpierw. Pomyśl co poczuje, tym bardziej że nie wiesz jak jest i mylisz się.
-Więc jak jest do cholery? – zapytałam sfrustrowana. Biłam się z myślami.
-Nie powiem CI tego, nie mogę. Ale masz moje słowo, że ojciec Caroline nie chce jej zranić. – mówił powoli i wyraźnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jak dla mnie –podejrzane, na siłę chce wzbudzić moje zufanie.
-A ile dla mnie znaczy twoje słowo? – prychnęłam.
-Jestem przyjacielem Ashtona.
-No i co z tego?- wywróciłam oczami.
-On mi ufa.
-Tak bywa, ze często ufamy ludziom, którzy na to nie zasługują. – mruknęłam.
-Po prostu pomyśl o Caroline. –westchnął.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć ale usłyszeliśmy czyjeś szybkie kroki.
-HAYLEY! – znajomy głos. Obróciłam się i wytężyłam wzrok. O cholera, Ashton!
Kompletnie zapomniałam.
-Luke? – chłopak był nieźle zaskoczony widząc mnie z blondynem.
-Siema, Ash. – rzucił Luke.
-Co jest?  Hay, myślałem ze coś się stało. Czemu nie zadzwoniłaś nawet?- zapytał wyraźnie zdenerwowany.
-Przepraszam, sporo się działo i… Caroline miała problem, musiałam jej pomóc… Przepraszam Ash. – zdecydowałam skłamać.
-Dobrze, że nic Ci nie jest. – westchnął chłopak ku mojej uldze. Poczułam jego rękę, która delikatnie mnie oplotła w pasie. Przeszły mnie ciarki.
MARTWI SIĘ O MNIE.
- A ty co tu robisz? – spojrzał na Luke`a.
- Hayley zapomniała telefonu od Caroline, a ja akurat u niej byłem i przyszedłem jej go oddać. – czyli blondyn też zdecydował się na kłamstwo.
-Oh. – mruknął Ashton. – Dobra, może pojedziemy już do nas? Bo zmarzniesz mi tu. – ostatnie zdanie wymamrotał cicho, tak, że ledwo to usłyszałam. Ale to wystarczyło, żeby moje serce oszalało. On się troszczy.
On się cholera troszczy.
-Ja muszę jeszcze pojechać w jedno miejsce, będę w domu później. – rzucił Luke i zaczął się wycofywać.
-Jak chcesz. – Ashton wzruszył ramionami.
Pożegnaliśmy się z blondynem i wsiedliśmy do mojego samochodu.
-Martwiłem się o Ciebie. – mruknął, a mi znowu zrobiło się cieplej na sercu.
-Lubię jak się rumienisz. – dodał zaraz. Czyli zrobiło mi się ciepło nie tylko w sercu…

*oczami Luke`a*
Zapukałem do drzwi Johna. Po chwili otworzył mi. Był wyraźnie zaskoczony moim widokiem ale wpuścił mnie do środka.
Wszedłem tylko do korytarza, nie miałem zamiaru zostawać na jebanej herbatce. Nadal jestem na niego wściekły.
-Chciałem tylko powiedzieć, że Hayley nic nie powie Caroline. – powiedziałem spokojnie.
-Ale …
-Rozmawiałem z nią. Myślę, że udało mi się ją przekonać do chwili namysłu. Ta mądra dziewczyna.
-Dziękuję Luke, ja…
-Ale zjebałeś John. – przerwałem mu znowu.- Po całej linii.  –rzuciłem i skierowałem się do drzwi.
-Nie mogę ryzykować jej bezpieczeństwa, Luke. – usłyszałem za plecami. Zatrzymałem się na chwilę, ale nie odwracałem się.
Zrezygnowałem z opowiedzenia w jakikolwiek sposób i wyszedłem.

*2 godziny później*
Leżałem na kanapie i już przysypiałem. Wokół mnie leżeli rozwaleni Michael i Calum. Byłem padnięty. Za dużo wrażeń na jeden dzień.
Oczy same mi się zamykały ale nawet nie chciało mi się zwlec z łóżka.
Usłyszałem tylko czyjeś energiczne kroki i ktoś nagle zapalił światło w salonie.
KURWA MOJE OCZY.
-HEMMINGS, MASZ KURWA WPIERDOL! – usłyszałem krzyk Ashtona.
Co?
-Kurwa, Irwin! – Calum jęknął i schował twarz w poduszce.
-O co Ci chodzi? – dźwignąłem się na łokciach.
-Co ty nagadałeś Hayley?! – warknął.
-Co? - serce mi mało nie stanęło. 
Wygadała się.
Jak nic się wygadała.
-Nie co, tylko kurwa gadaj! Prosiłem jak ludzi, żebyście chociaż udawali normalnych i się nie wtrącali bo mi zależy, I co kurwa? Hemmo, do chuja, PROSIŁEM!
-Ashton, uspokój się, o co chodzi? – Michael wstał.
Kurwa, co teraz?
-A o to chodzi, że Luke wcześniej zniechęca Hay, niż Calum !
-Słyszałem to! – usłyszeliśmy stłumiony głos Caluma, którego głowa dalej była wciśnięta w poduszkę.
-Hemmo, co odwaliłeś? – Clifford  popatrzył na mnie uważnie.
-Nic! – jęknąłem.
-To jak wyjaśnisz jej zachowanie? Widzę Was razem, a potem nagle Hayley pyta mnie niby mimochodem o to czy Ci ufam, czy w ogóle można Ci zaufać… Co ty jej nagadałeś?! – Ashton był wściekły.
Cholera, tego nie przewidziałem.
-Hemmo? – nawet Hood wynurzył się z poduszki i teraz cała trójka się na mnie gapiła.
-O Jezu no, nic złego, to nawet nie dotyczy Ciebie…
-Jeśli dotyczy Hayley to dotyczy też mnie. Nie wkurwiaj mnie nawet i nie próbuj ściemniać bo z całej tej kurwa braterskiej miłości, dostaniesz w ryj! – warknął.

Cholera.



_______________________________________________________________
Heloł Lejdis ♥
Spóźniony, ale wyjątkowo jestem z niego zadowolona bo jakoś lubię ten rozdział :3
Lubię Hayley i Ashtona soł takie rozdziałyyy >>>>>
Dzisiaj dużo Hay
Jak wam sie podoba jej potać i jej nieco nierozgarnięty charakter?
A Ashton? 
Lubicie ich razem?
Jak myślicie, co Luke wymyśli, żeby się wymigać od prawdy?



+ NAPRAWDĘ PROSZĘ O KOMENTARZE
to jest najlepsza motywacja


piątek, 3 października 2014

Chapter 9

"Tu gdzie nie jedna historia kończy się fatalnie, życie to nie spektakl - nie ma próby generalnej."


Przepraszam :c

*oczami Luke`a*
-John u siebie? – zapytałem Natalie siedzącej przy biurku.
-Tak. – odpowiedziała. Skinąłem jej w podzięce  głową i wszedłem do gabinetu Johna bez pukania. Pewnie się wkurzy, ale zauważyłem, że Natalie podejrzanie przygląda się mojej twarzy.
Cholera, skóra mnie piekła od tego gówna. Jak one mogą to nosić codziennie?
Kurwa, a jak mam uczulenie? UH.
-Cześć John. – rzuciłem i rozsiadłem się w fotelu.
John tylko skinął mi głową znad jakichś papierów, które uważnie przeglądał.
-Halo? John?
-Hmm? – mruknął tylko dalej gapiąc się w te papiery.
Kurde człowieku RYJ MNIE PALI NO.
-Co jest? – zapytałem zniecierpliwiony.
-Nic.-wzruszył ramionami, dalej nie podnosząc głowy.
-W takim razie co tak uparcie przeglądasz? – drążyłem, chcąc jak najszybciej się tego dowiedzieć i wyjść stąd żeby zmyć to cholerstwo. Jak nic mam jakieś pieprzone uczulenie.
-Luke, ile dwie dziewczyny w twoim wieku mogą wydać podczas wakacji? – spojrzał na mnie w końcu.
-Co? – przesłyszałem się?
-Ile. Dziewczyny. W. Twoim. Wieku. Mogą. Wydać. Podczas. Wakacji.- akcentował w irytujący sposób każde słowo.
-Skąd ja mam to wiedzieć? I po cholerę tobie ta wiedza? – zmarszczyłem brwi.
-Caroline jedzie na wakacje. – oznajmił spokojnie.
-Skąd wiesz? – nic nie rozumiałem.
-Bo ja ten wyjazd załatwiam.
-CO?
-To co słyszałeś. Powiedz mi, ile pieniędzy mogą wydać dwie dziewczyny na wakacjach? – drążył a ja czułem się jak idiota bo coraz mniej rozumiałem.
- Po pierwsze, skąd do cholery jasnej mam wiedzieć takie rzeczy, a po drugie co Ci znowu przyszło do głowy? Podobno nie masz z nią kontaktu. A po trzecie skąd druga dziewczyna? O co w ogóle chodzi?
John westchnął tylko głęboko.
-Nie będę jej dłużej narażał. Fakt, dalej nie mam z nią kontaktu. Ale mam zamiar wysłać ją z tą jej koleżanką ze zdjęć.
-I JAK MASZ ZAMIAR TO ZROBIĆ? – nie mieściło mi się to w głowie. To najgłupszy możliwy pomysł.
-Zapłacę tej dziewczynie, żeby namówiła ją na ten wyjazd. – wzruszył ramionami.
Zaniemówiłem. Głupszej możliwości nie było?
-Wiesz, że to nie wypali? – zapytałem nonszalancko.
-Niby czemu? W tych czasach pieniądze mogą załatwić wszystko. Wątpię, żeby ta dziewczyna nie skorzystała z bezpłatnych wakacji z przyjaciółką. Mało tego, jeszcze na tym zarobi. – John wydawał się być przekonany o świetności swojego pomysłu.
-Na cholerę mają gdzieś jechać?
-Bo Bricks się niecierpliwi, a ja nie mam zamiaru czekać z założonymi rękami aż w końcu mojej córce stanie się krzywda!
-A nie pomyślałeś o tym, że skoro ta laska to jej przyjaciółka, to wie o Tobie? I co jej powiesz? Wywieź ja stąd, bo coś jej grozi? Myślisz, że nie powie twojej córce? Naiwny jesteś. – prychnąłem.
-Skoro to jej cholerna przyjaciółka, to będzie jej zależało na jej bezpieczeństwie! A poza tym, nieważne. Myślałem, że może ty pomożesz mi do niej dotrzeć, w końcu jesteście w podobnym wieku. Ale skoro masz problem to okej. Tylko nie ingeruj w to i nie przekonuj mnie do zmiany zdania, proszę. – spojrzał na mnie nieco karcąco.
Wywróciłem oczami. I niby dorosły a taki naiwny.
-Wiesz, że wszystko jeszcze bardziej spieprzysz?
-Nie, Luke. Decyzja podjęta. A poza tym, to chwilowe. Zacząłem działać, niedługo będzie po wszystkim.
-Zacząłeś działać? –podłapałem myśl.- Poszedłeś z tym na policję?
John odetchnął głęboko. Oho, czyli nie spodoba mi się odpowiedź.
-Wysłałem zgłoszenie do przetargu. – powiedział cicho po chwili przerwy.
Potrzebowałem chwili żeby to do mnie dotarło. Ale kiedy to już się stało to tak jakby setka cegieł we mnie jebła.
-CO?! – aż wstałem.
-Wysłałem…
-SŁYSZAŁEM! – warknąłem. – Nie wierzę. Jak… John czy ty w ogóle wiesz, w co się wpakowałeś PO RAZ KOLEJNY?!
-Luke, przestań wrzeszczeć. – powiedział twardo ostrzegawczym tonem.
-Jak mam nie wrzeszczeć, kiedy robisz taką głupotę? Znowu niszczysz sobie życie! O to właśnie chodzi temu kutasowi! – wyrzuciłem ręce w górę.
-Luke. – znowu ostrzegawczy ton.
-I co?! Chciałeś odbudować relacje z Caroline? No to powodzenia, bo teraz odbierasz sobie tą szansę na zawsze i to dobrowolnie! – nie mogłem się uspokoić.
-LUKE! – John też wstał.
-Nie, John! Chesz zniszczyć siebie po raz kolejny, to proszę bardzo, rób co chesz! Ale beze mnie. – powiedziałem twardo i z furią wyszedłem trzaskając drzwiami.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę, co on robi. Nie jest na tyle głupi.
I jeszcze ten pomysł żeby wysłać Caroline z tą przyjaciółką na wakacje.
Przecież ta laska od razu poleci do jego córki i jej o wszystkim powie a wtedy to dopiero będzie piekło.
Przystanąłem dopiero jak odszedłem od jego biura na znaczną odległość i  uspokoiłem oddech. Myśl, Luke, myśl.
Zrobił głupotę, okej, nie da się tego odkręcić.
Ale przecież ta przyjaciółka Caroline to Hayley, laska Ashtona.
Jezu co teraz. Jestem wściekły na Johna, ale nie zostawię go tak. Przecież jeśli on naprawdę pójdzie do Hayley, to nie ma wątpliwości, że Caroline pozna prawdę. I na pewno jej się to nie spodoba, będzie tylko gorzej. Dobra, zajmiemy się tym.
Zadzwoniłem do Caluma.
-Co jest, Hemmo?
-Mam sprawę.
-Dawaj. –Wiedziałem do kogo zadzwonić.
-Możesz dzisiaj mieć oko na Johna? Mam na myśli, dzwoń do mnie, jeśli będzie się gdzieś ruszał z biura. W sumie po pracy też mógłbyś go śledzić?
-Zaraz… Kurwa, Luke co ty kombinujesz? Czemu mam śledzić Johna?
-Calum, wyjaśnię Ci to później, okej? Teraz potrzebuję twojej pomocy. Możesz to dla mnie zrobić i mieć na niego oko? I w razie gdyby się gdzieś wybierał to dzwoń do mnie.
-Dobra, Hemmo. Niech Ci będzie.
-Dzięki Calum, serio. Na razie. – rzuciłem z ulgą. Za to go uwielbiam. Nie zadaje wiele pytań i zawsze pomoże.
Dobra. Calum go pilnuje. Jak John bd chciał gadać z Hayley to wkroczę. A przynajmniej spróbuję namówić ją, żeby chociaż nie wydała Johna Caroline. Żeby siedziała cicho.
Teraz trzeba namierzyć Caroline i skontrolować co się dzieje. Co prawda John złamał się i zgłosił firmę do przetargu, ale kto wie co Bricks może kombinować.

*oczami Hayley*
Czekałam na Maxa pod kawiarnią od dobrych 20 minut. Powoli pociągnęłam kolejny łyk kawy. Zniecierpliwiona zaczęłam bawić się kluczami. Umówiłam się z Maxem pod kawiarnią na mały spacer. Szłam do Caroline, ale najpierw chciałam porozmawiać z Maxem.
Sygnał sms.
Będę na Ciebie czekał o 20 xx
Od: Ash
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o jego kochanym uśmiechu.
Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór. Cóż, nasza relacja jest dość… hm dziwna.
To znaczy, spotykamy się, piszemy ze sobą, gadamy, wychodzimy… Ale to jak na razie tyle. POCAŁOWAŁ MNIE. Może to nie był niewiadomo jaki pocałunek, raczej krótki całus w usta, ale wystarczyło, żeby moje serce  fikało koziołki jak porąbane.
Tyle, że…To nic nie zmieniło. Nie rozmawialiśmy o tym. Sama nie wiem co mam myśleć. Ale na razie niczego nie przyśpieszam, jest fajnie, zobaczymy co będzie dalej.
-Jeny, przepraszam Hay, już jestem. – nagle dopadł do mnie zdyszany Max i przerwał moje rozmyślania.
-Nic się nie stało. – uśmiechnęłam się.
-To gdzie idziemy?
-Tak właściwie to szłam do jestem umówiona z Caroline, a ty byłeś 20 minut po czasie i… Odprowadzasz mnie do Caroline. – zaśmiałam się.
-Oh, ok. – przytaknął rozbawiony i ruszyliśmy w dół ulicy. – Co u Ciebie? A raczej, co z tym Ashtonem? – puścił mi oczko.
-Cóż, dobrze z Ashtonem. – wruszyłam ramionami.
-No ale… Jesteście razem, czy nie?- dopytywał.
-Chyba nie…
-Chyba? – zrobił dziwną minę.
-Oj no! – dałam mu kuksańca w bok.- Na razie się hm, poznajemy…
-OOOOH. – ożywił się. – Poznajecie się…
-JEZU, MAX! – jęknęłam głośno, bo domyśliłam się, co zrozumiał przez ,,poznawianie się” tym bardziej z chłopakiem jak Ashton.
-Chyba raczej, JEZU ASHTON! – jęknął w wymowny sposób.
-Uh, przypomnij mi, za co ja Cię w ogóle lubię? – mruknęłam wywracając oczami.
-No cóż, więc jestem…- zaczął ale mu przerwałam.
-To było pytanie retoryczne kochany.
-Oj. – zrobił smutną minę.
-Dobra, mów lepiej jak Ci idzie z Caroline? Bo mam wrażenie, że coś ostatnio jakby, się wycofałeś? – postanowiłam wybadać teren.
Max od zawsze miał słabość do Caroline i bał się jej wyznać co czuje.
Myślałam, ze ta kolacja mu jakoś pomoże, że poczuje się pewniej i w końcu oboje będą szczęśliwi. Jestem pewna, że Max nie dałby jej nigdy skrzywdzić i sam też nigdy by jej nie zranił.
Ale nagle się wycofał, jakby uciekł, zrezygnował.
Westchnął.
-Bo się wycofałem. – powiedział cicho.
-CO? – aż przystanęłam
-No. – mruknął i pociągnął mnie dalej.
-Ale jak to, dlaczego? – nie rozumiałam jego decyzji.
-Od lat Caroline traktuje mnie jako przyjaciela. To się nie zmienia i nie zmieni. A poza tym, nie widzisz co się dzieje między nią a tym gościem z moich zajęć. Nie wiem jak on ją znalazł ale wygląda na to, że coś jest na rzeczy, bo on sam chodzi od tygodnia jak paw, zadowolony, szczęśliwy, jak nie on. I słyszałem jak gadał z jednym kolesiem o tym jakie kwiaty lubią dziewczyny poza typowymi i nudnymi różami, więc… - urwał i patrzył uparcie przed siebie.
Biedny Max. Skręciliśmy właśnie w ulicę na której mieszkała Caroline. Przystanęliśmy.
-No ale… Przecież to ty jesteś najbliżej niej.
-Co z tego? Ja jestem przyjacielem, bratem. Nie chłopakiem, z którym mogłaby być.
-No ale, czemu o nią nie walczysz? – atakowałam dalej chociaż nadal byłam w ciężkim szoku, ze tak szybko odpuścił sobie Caroline.
-Chyba już nie mam po co walczyć. –skinął głową gdzieś przede mną. Skierowałam wzrok w tą samą stronę.
Z jakiegoś auta wysiadła Caroline. Ale w aucie był ktoś jeszcze. Jakiś wysoki chłopak z ciemnymi włosami. Cholerka, niezły.
O BOŻE, PRZECIEŻ TO MUSI BYĆ TEN KOLEŚ.
Już go nie lubię.
Caroline z uśmiechem pożegnała się z chłopakiem, który przesłał jej buziaka, na co ta się głośno zaśmiała. Cholera, śmiała się w TYPOWY sposób dla zauroczonej dziewczyny. W TAKI sposób śmieją się dziewczyny przy chłopakach, którzy im się podobają, z którymi flirtują.
Jest źle. Spojrzałam na Maxa, który tylko tępo patrzył przed siebie.
-Max… -zaczęłam łagodnie.
-Ja już będę leciał, mam trochę do zrobienia. Cześć Hay. – uśmiechnął się niemrawo, przytulił mnie pośpiesznie i szybkim krokiem odszedł.
No pięknie. Bez zastanowienia ruszyłam z zacietą miną w stronę Caroline, która jeszcze stała na podjeździe i szczerzyła się jak idiotka do znikającego już auta.
Tak nie będzie.
-Cześć, Fitz! – wręcz krzyknęłam jej do ucha, żeby wyrwać ją z tego głupiego stanu. Czy ja też się tak zachowuję i wyglądam jak gadam o Ashtonie albo jestem z nim? Jeśli tak, zabijcie mnie.
Caroline aż podskoczyła, ale przynajmniej wróciła na ziemię.
W samą porę.
-Jejku Hay, dostanę przez Ciebie zawału kiedyś. – skrzywiła się. I AUTENTYCZNIE OBEJRZAŁA SIĘ ZA TYM SAMOCHODEM.
No nie.
Wzięłam ją pod rękę i pociągnęłam do drzwi.
-Hay, co ty robisz?!
-Zimno mi, wejdźmy już. – powiedziałam zanim pomyślałam.
-Hayley, jest wiosna i wcześne południe… - mruknęła z powątpiewaniem.
Wspominałam, ze jestem kiepska w wymyślaniu wymówek,kłamstw, argumentów?
BANG, w takim razie mówię.
-Ale zmarzłam, okej? – mruknęłam pod nosem i weszłyśmy do srodka.
Zrzuciłam bluzę i od razu rozsiadłam się na kanapie.Caroline cały czas przyglądała mi się uważnie.
-Mów, co to za koleś był w tym samochodzie. – powiedziałam od razu.
-Mogłam się domyślić, że widziałaś i o to Ci chodzi. – pokręciła tylko głową z rozbawieniem.
-No mów!- ponagliłam.
-Poczekaj, tak na sucho? – zaśmiała się i wyciągnęła z szafki słodycze.
Cholera, jeśli gadamy o chłopaku i w grę wchodzą słodycze, to znaczy, że coś się dzieje.

*dwie godziny później*
Wracam właśnie do domu.
Cholera, no nie jest dobrze. Caroline zdecydowanie leci na tego całego Zacka.
I faktycznie, chyba nawet nie myśli już o Maxie jako o kimkolwiek więcej niż przyjacielu. Tak bardzo jest mi go szkoda.
A ten cały Zac mi nie pasuje. Jest aż za, hm, chętny?
Nie wiem, ale nie lubię go. Dla mnie jedynym odpowiednim chłopakiem dla Cary jest Max. I koniec. On przynajmniej nigdy by jej nie skrzywdził. A ten koleś? Kto go tam wie, ale skoro taki flirciarz to wszystko wskazuje na to, że nie miałby skrupułów, żeby podrywać inne laski. UGH.
-Przepraszam panią… - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i w przypływie paniki potknęłam się o własne nogi.
Przede mną stał mężczyzna nieco starszy, ale hm, może w średnim wieku? Ubrany w garnitur.
Niepokój od razu mnie ogarnął. Mocniej zacisnęłam palce na telefonie, gotowa w każdej chwili uciekać i dzwonić do Ashtona.
-Moglibyśmy porozmawiać? Nie bój się, ja tylko…
Spanikowana coraz bardziej cofnęłam się o kilka kroków.
-Tu chodzi o Caroline. Caroline Fitz. Jestem jej ojcem. Jestem John Fitz. Proszę tylko o chwilę rozmowy.
Zamarłam, a telefon, który ściskałam w dłoni, teraz spadł na trawę.
*oczami Luke`a*
-John wyszedł przed chwilą z biura. Kieruje się jakby w okolicę jednego z tych osiedli mieszkalnych. Tak bardziej w prawo od centrum, kojarzysz?
W stronę domu Caroline.
-Tak, dzięku Calum, nie musisz już nic robic. Dzięki wielkie, stary.
-Nie ma problemu, Hemmo. Ale Michael się skapnął, ze za kimś łażę. I ty kombinujesz co mu powiedzieć, albo jak wytłumaczyć, ze chciałeś, żebym śledził Johna.
-Uh, okej. Na razie. – rzuciłem i rozłączyłem się.
Czyli albo idzie do Caroline albo umówił się już z Hayley. Skręciłem w w tamtą okolicę. Rozglądałem się dookoła. Nie musiałem długo czekać, szybko zauważyłem małą postać Hayley obok wysokiego Johna. Szli w stronę auta Johna.
Zatrzymałem się niedaleko. Wsiedli i ruszyli. Po 10 minutach jazdy John zatrzymał się pod niewielkim domem na osiedlu podobnym do tego, na którym mieszka Caroline. Pewnie tutaj mieszka Hayley.
Już wiem, gdzie w razie czego szukać Ashtona.
Wysiedli. Dziewczyna nie wpuściła go do środka. Usiedli na ławce, na werandzie.




_________________________________________________________
Cześć kochane
spóźniłam się, wiem.
Przepraszam, po prostu nie mam na to kompletnie czsu. Nie wiem też czy na sinisterze nie będzie poślizgu, bo jutro termin a ja NIE MAM rozdziału. Postaram się go dzisiaj napisać ale nie obiecuję nic, bo jestem naprawdę zmęczona i nie mam pojęcia czy cokolwiek sensownego wymyślę, a jutro jeszcze szkoła. 
Naprawdę przepraszam, ale takie obsówy kilkudniowe będą mi się zdarzać. Na YTR też został mi
tylko jeden rozdział. Będę się starała pisać kiedy tylko będe mogła ale nie zawsze jestem w stanie. Naprawdę 9 godzin dziennie to nie taka prosta sprawa. 
Mam nadzieję, że wy skromne grono pięciu osóbek, które mnie czytacie (dajecie o sobie znać w komentarzach) mnie zrozumiecice i mnie nie zostawicie. 

Rozdział nie za bardzo wyszedł, tez przepraszam, na prawdę. 
Za błędy też przepraszam ale szczerze to wszystko mi się miesza już w oczach. 
Przepraszam.
Miłego weekendu kochane ♥






Szablon by Selly