"Lata temu gdybym wiedział co dziś zobaczę w oknie,
cokolwiek bym myślał, pomyślał bym odwrotnie."
mała niespodzianka dla Jess :3
mała niespodzianka dla Jess :3
SKOMENTUJ
*oczami
Hayley*
Podczas
jazdy autem panowała cisza. Ojciec Caroline się nie odzywał, a ja sama byłam
nadal w zbyt dużym szoku. I cały czas biłam się z myślami czy dobrze robię.
Może powinnam była jednak odmówić i odejść? Ale skoro to ważne i chodzi o
Caroline?
Może coś się
stało z jej mamą?
-To tu. – powiedziałam
cicho gdy podjechaliśmy w okolice mojego domu. Pan Fitz zaparkował i
wysiedliśmy.
Co teraz?
Myśl, myśl, myśl.
-Myślę, że
możemy porozmawiać tutaj. – powiedziałam i skinęłam głową w kierunku ławki na
werandzie. Pan Fitz westchnął cicho, ale kiwnął głową i usiadł. Ja sama
usadowiłam się w bezpiecznej odległości.
-Dziękuję,
że zgodziłaś się porozmawiać.
-Jeśli to co
pan mówił to prawda i chodzi o Caroline, to nie miałam innego wyboru. –
odparłam spokojnie.
Odetchnął
głęboko.
-Przypuszczam,
że wiesz wszystko o mnie i Caroline…
Skinęłam
tylko twierdząco głową.
-Cóż, jestem
tu bo… Bo chciałem zaoferować Tobie, mojej córce... Chodzi o wasz wyjazd.- wykrztusił.
Spojrzałam
na niego z głupią miną. Co do cholery?
-To znaczy…
Nie mam z nią kontaktu. Wiem, że tego nie chce, wiem też, że nie przyjęłaby ode
mnie prezentu w formie krótkiego wyjazdu. W żadnej formie. Ale pomyślałem, że może ty byś ją do tego
namówiła, oczywiście ja wszystko finansuję i …
-Pan jest
chyba śmieszny. – wpadłam mu w słowo czując jak robię się coraz bardziej wściekła. Spojrzał na mnie pytająco.
-Po tym co
pan zrobił, pan się dziwi, że Caroline nie życzy sobie pana obecności w jej
życiu? Mało tego, jaki wyjazd do cholery, co panu przyszło do głowy? Pan chce
się jej pozbyć, przekupić, czy o co chodzi?! Myśli pan, że ona potrzebuje pana
pieniędzy, czy jakiegoś głupiego wyjazdu?! JEST PAN BEZCZELNY! – podniosłam
głos.
Nie wierzę,
że to się dzieje. Zawsze myślałam, że chociaż mu zależy na Caroline, te kwiaty,
że może chce wrócić do jej życia.
ALE CO TO MA
ZNACZYĆ?!
Chce się jej
pozbyć?
Albo jeszcze lepiej, chce ja przekupić jakimiś wakacjami? Serio?
-Proszę Cię,
to nie tak. –protestował. -Ona nawet nie musi wiedzieć, że to ma cokolwiek ze mną wspólnego. Ja po prostu chcę... Zrobić coś dobrego dla mojego dziecka. - plątał się z każdym słowem coraz bardziej. Poważnie się teraz martwię o Car.
-Chce pan zrobić coś dla Caroline? To niech da pan jej święty spokój!
-Wiem jakie błędy popełniłem, wiem. Ale uwierz, chcę tylko jej dobra. Ten wyjazd jest ważny. Jeśli chcesz, mogę Ci zapłacić. Każde pieniądze, ale...
-Dość! - wpadłam mu z furią w słowo. Nie wierzę, że pomyślał, że chodzi mi o pieniądze. - Za kogo pan się uważa do cholery?! Jak w ogóle mógł pan pomyśleć, że dam się panu przekupić?! I to za co? Za to, żebym pozbyła się pana córki? - nie mieści mi się to wszystko w głowie! Co za typ!
Przez głowę przelatywało mi setki różnych scenariuszy.
Ma swoje za uszami, może chce tylko wykorzystać Caroline i się jej pozbyć? Boże, może wystawić jakimś bandziorom? I to jej własny ojciec!
Albo może on jest niezrównoważony psyachicznie?
Albo naprawdę jest tak płytki że myśli że za pieniądze i wakacje Caroline, ona mu wszystko wybaczy? Może jest mu do czegoś potrzebna?
Żadna z tych opcji mi się nie podobała, każda była gorsza od poprzedniej a we mnie naraz piętrzył się strach i wściekłość.
– Musisz mnie zrozumieć! Nie chcę się jej pozbywać.
Ani przekupić. Tu chodzi o jej BEZPIECZEŃSTWO. - wybuchł nagle tak samo jak ja.
Już
otwierałam usta, żeby dalej krzyczeć jak bardzo złym ojcem i człowiekiem jest,
gdy dotarło do mnie co powiedział.
-W jakim
sensie o bezpieczeństwo?- zapytałam nieco spokojniej.
Pan Fitz
westchnął głęboko.
-Musisz mi
zaufać i uwierzyć. Nie dla mnie, ale dla Caroline. Ten wyjazd jest dla jej
dobra. –mówił powoli i ostrożnie, ważąc słowa.
-Co chce pan
przez to powiedzieć? –drążyłam.
-Istnieje….
Możliwość, że ktoś będzie chciał jej zaszkodzić. I to realna szansa. To moja
córka, zależy mi na jej bezpieczeństwie. Dlatego proszę Cię o pomoc, bo nie
widzę już innej opcji. – wycedził.
Trawiłam
powoli jego słowa. Przecież on miał przeszłość kryminalną.
Ale do
cholery jasnej, to wszystko nie ma sensu!
-Czy pan
zdaje sobie sprawę, jak bardzo absurdalna jest ta sytuacja? Widzę pana na oczy
pierwszy raz w życiu, wiem, ze skrzywdził pan moją przyjaciółkę gdy była małym
dzieckiem, a teraz ni z tego ni z owego nagle proponuje pan wesołe wakacje za
free i mało tego, mówi, że Caroline jest w niebezpieczeństwie ?!
-Wiem jak to
wygląda! Ale nie mam wpływu na to co się teraz dzieje! Bardzo chciałbym mieć
kontakt z moją córką, jakoś to naprawić… Sam jej powiedzieć o wszystkim,
zaproponować ten wyjazd… Ale unika mnie jak może.
-Dziwi się
pan? – wtrąciłam ze złością.
-Nie.-odparł.
-A tak w
ogóle to mówi pan bez sensu. Sugeruje pan jakieś niebezpieczeństwo a nie mówi
pan nic wprost. NIC. Więc może dla odmiany wyjaśni mi pan wszystko od początku?
O co chodzi? Ale bez tych cholernych ogólników bo skończymy tą rozmowę! –
powiedziałam twardo.
-Nie mogę Ci
powiedzieć. – odparł.
-W takim
razie uważam nasza rozmowę za zakończoną. Tylko nie jestem pewna, co powie
Caroline jak się o tym dowie.
Spojrzał na
mnie z przerażeniem.
-Nie.
-Tak. –
odparłam pewnie.
-Posłuchaj,
chodzi o moją przeszłość. Sama wiesz, że nie wygląda to dobrze. Teraz ktoś
chcąc zaszkodzić mi, prawdopodobnie może skrzywdzić Caroline. Nie chcę tego.
Chcę ją ochronić, a to jest jedyne wyjście. Musisz mi tylko pomóc!
Aż mnie
ścisnęło w żołądku.
-Nie dość,
że tyle złego ją przez pana spotkało to teraz jeszcze pan ją naraża na
niebezpieczeństwo?! Jak pan w ogóle śmie się zbliżać do niej, wysyłać te
kwiaty…. – nagle coś mi zaświtało. – No tak! To oczywiste! To pana kolejna
gra!-wyrzuciłam dłonie w górę.
Spojrzał na
mnie zaskoczony.
-Niech pan
nie udaje! Pan chce się jej pozbyć! To pan chce ja skrzywdzić! Wyjazd,
przekupywanie, te liściki w kwiatach... Niech pan w końcu da jej spokój!
-O czym ty
mówisz?
-W tym
momencie proszę sobie iść, albo dzwonię na policję! I przekonam Caroline, żeby
ona też zgłosiła to co pan robi, bo to już jest nękanie! – wstałam gwałtownie.
-Nie!
Caroline nie może o niczym wiedzieć, to dla niej niebezpieczne! –zaprotestował
od razu.
-Jedynym
niebezpieczeństwem jest pan! Caroline dowie się o wszystkim i już moja w tym
głowa, żeby poszła z tym na policję! Powinien pan zniknąć z jej życia na dobre!
Krzywdzi ją pan po raz kolejny i to z premedytacją!
-Z jaką
premedytacją, o czym ty…
-TAK! –
krzyknęłam. – Sądziłam, że może panu zależy na Caroline, że może się pan
zmienił i chce jakoś naprawić wszystko, ale wychodzi na to, że bardzo się
pomyliłam ! A ja chciałam namawiać Caroline, żeby dała panu szansę! - opanowywała mnie histeria. - Jednak dobrze,
że zgodziłam się na tą rozmowę, bo przynajmniej wiem, że Caroline nigdy nie
powinna popełniać błędu wybaczenia panu i dopuszczenia pana do swojego życia!
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę, że własny ojciec może robić coś takiego
córce… Niech pan mi w tym momencie zejdzie z oczu i zostawi Caroline w spokoju!
– machnęłam energicznie ręką kierunku podjazdu. Jestem wściekła. Jak on tak
może?!
Kwiaty,
liściki, teraz to… On autentycznie chce się jej pozbyć. Tylko jaki ma w tym
cel? W czym Caroline mu przeszkadza? W kolejnym przekręcie?
-Wysłuchaj
mnie, jeśli zależy Ci na jej bezpieczeństwie…-zaczął ale znowu mu przerwałam.
-Tak, zależy
mi na jej bezpieczeństwie i dlatego zatroszczę się, żeby dostał pan zakaz
zbliżania się do Caroline. Żegnam pana!
-Proszę Cię,
ona nie może o niczym wiedzieć…
-Jeszcze
jedno słowo i dzwonię na policję. – ostrzegłam wyciągając telefon z kieszeni.
-To naprawdę
ważne… - urwał gdy odblokowałam ekran i zaczęłam wybierać numer na policję.
-Dobrze,
dobrze. – uniósł ręce w geście obrony. – Jedyne o co proszę, to żeby zostało to
miedzy nami. Proszę. –powiedział odchodząc.
-Do
widzenia. – powiedziałam gorzko i szybko weszłam do domu trzaskając drzwiami.
Oddychałam
szybko i gwałtownie. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. A ja chciałam nakłaniać
Carę, żeby dała szansę ojcu!
Mam totalny chaos w głowie.
Cóż, teraz
musze ją nakłonić do pójścia na policję, żeby ten facet się do niej nie
zbliżał. Te chore liściki, ten wyjazd…
Tu coś jest
nie tak. Zdecydowanie. Caroline musi się o tym dowiedzieć jak najszybciej i
zadziałać.
Złapałam
swój telefon chcąc do niej zadzwonić.
Mam trzy wiadomości.
Hay,
wszystko w porządku? Może po Ciebie przyjechać?
Od: Ash
Coś się
stało? Jesteś zła, zrobiłem coś nie tak?
Od: Ash
Proszę,
chociaż mi odpisz, że wszystko w porządku.
Ja.. martwię
się o Ciebie, Hay.
Od: Ash.
Zerknęłam na
zegarek. Cholera od 30 minut powinnam być u Ashtona.
Hay, skup
się. Myśl.
Dobra. Teraz
musze pojechać do Ashtona. Porozmawiam z nim uspokoję się. Jutro pojadę do
Caroline. Albo jeszcze dzisiaj. Tak
Spojrzałam
na wyświetlacz jeszcze raz.
Ja..martwię
się o Ciebie, Hay.
Serce
mocniej mi zabiło.
Martwi się o
mnie. Zagryzłam wargę i szybko ruszyłam do samochodu.
MARTWI SIĘ O
MNIE.
Muszę szybko
się z nim zobaczyć i porozmawiać. On mi pomoże, doradzi co zrobić z Carą.
MARTWI SIĘ O
MNIE.
Wsiadłam
pośpiesznie do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki. O cholera, zapomniałam zamknąć
dom. Brawo, Hayley, ty jesteś blondynką, nie ma bata.
Szybko
wyskoczyłam z auta i zamknęłam dom. Wsiadłam ponownie i wyciągnęłam dłoń by
odpalić samochód. Moja ręka o dziwo nie spotkała nic na swojej drodze. Co jest?
Spojrzałam w
tamtym kierunku. W stacyjce nie było kluczyków…
Cholera.
Jeszcze mi powiedzcie, że zgubiłam kluczyki. Wzięłam telefon i zaczęłam świecić
ekranem po samochodzie. Cholera, przecież dałabym sobie rękę uciąć, że
zostawiłam je w stacyjce.
-Tego
szukasz?
Z mojego
gardła wydobył się pisk przerażenia.
-Jezu, nie
wrzeszcz. – za mną, na tylnym siedzeniu siedział Luke. Ten Luke, kolega
Ashtona. W dłoni trzymał moje kluczyki.
-O mój Boże…
- jęknęłam oddychając głęboko nadal przerażona. Ale szybko się opamiętałam.
-Co ty do
cholery jasnej robisz w moim samochodzie?! – warknęłam.
-Mam zamiar
uchronić Cię przez zrobieniem głupoty. –odparł spokojnie.
Z furią
wysiadłam z auta. Blondyn zrobił to samo.
-O co Ci
chodzi? –syknęłam wściekła.
-Hayley,
uspokój się. –wziął głębszy oddech. – Musisz się skupić i pomyśleć racjonalnie.
Nie chcesz krzywdzić Caroline, prawda?
Aż mnie
zatkało. ON TEŻ? A CO ON MA Z TYM WSPÓLNEGO?!
-Nie wierzę.
– wydusiłam z siebie.- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Co ty w tym wszystkim
robisz?!
-Hayley,
uspokój się.
-JAK MAM SIĘ
USPOKOIĆ ?! Mów co jest grane albo naprawdę się wkurzę i nie tylko ojciec Johna
będzie miał problemy z policją!
-HAYLEY. –
syknął. – Teraz się opanuj i odpowiadaj na moje pytania, nic wiecej, okej? –
wkurzył się. NIE OBCHODZI MNIE TO.
-Daj mi
spokój i od Caroline tez się odpieprzcie, oboje! – warknęłam i otworzyłam drzwi
auta, które zaraz Luke zamknął i przytrzymał reką.
-Odsuń się.
– syknęłam.
-Najpierw
mnie wysłuchasz. I odpowiesz na pytania. Jesteś przyjaciółką Caroline? – nawet
nie zaczekał na moją reakcję.
-ODPIEPRZ
SIĘ. – powtórzyłam uparcie.
-Jesteś
przyjaciółką Caroline? – patrzył na mnie stanowczo.
-Tak. – odpowiedziałam szybko i chciałam otworzyć
samochód, ale znowu mi to uniemożliwił.
-Zależy Ci
na jej szczęściu?- zadał kolejne pytanie.
-Tak.
-Wyobraź
sobie, że mi i jej ojcu też – prychnęłam na jego słowa- więc zastanów się nad
tym co chcesz zrobić. Nie znasz całej prawdy,
a to co sobie uroiłaś to bzdura. Zastanów się, bo sama możesz skrzywdzić
Caroline. Jak myślisz jak się poczuje jak nagle powiesz jej, że jej ojciec jest
w tym samym mieście co ona, że szuka z nią kontaktu i ze twoim zdaniem to jakiś
psychol, który chce się jej pozbyć i ma to zgłosić na policję? POMYŚL PREZ
CHWILĘ. – wycedził ostatnie słowa patrząc mi w oczy.
-Więc jaka
jest prawda? – zapytałam już spokojnie. Zaczęłam się faktycznie zastanawiać nad
jego słowami.
-Nie mogę Ci
tego wyjaśnić. Ale mogę Ci zagwarantować, że jej ojciec chce tylko jej dobra i
nie jest dla niej zagrożeniem.I proszę Cię, zanim jej o czymkolwiek powiesz,
przemyśl to najpierw. Pomyśl co poczuje, tym bardziej że nie wiesz jak jest i
mylisz się.
-Więc jak
jest do cholery? – zapytałam sfrustrowana. Biłam się z myślami.
-Nie powiem
CI tego, nie mogę. Ale masz moje słowo, że ojciec Caroline nie chce jej zranić.
– mówił powoli i wyraźnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jak dla mnie
–podejrzane, na siłę chce wzbudzić moje zufanie.
-A ile dla
mnie znaczy twoje słowo? – prychnęłam.
-Jestem
przyjacielem Ashtona.
-No i co z
tego?- wywróciłam oczami.
-On mi ufa.
-Tak bywa,
ze często ufamy ludziom, którzy na to nie zasługują. – mruknęłam.
-Po prostu
pomyśl o Caroline. –westchnął.
Chciałam
jeszcze coś powiedzieć ale usłyszeliśmy czyjeś szybkie kroki.
-HAYLEY! –
znajomy głos. Obróciłam się i wytężyłam wzrok. O cholera, Ashton!
Kompletnie
zapomniałam.
-Luke? –
chłopak był nieźle zaskoczony widząc mnie z blondynem.
-Siema, Ash.
– rzucił Luke.
-Co jest? Hay, myślałem ze coś się stało. Czemu nie
zadzwoniłaś nawet?- zapytał wyraźnie zdenerwowany.
-Przepraszam,
sporo się działo i… Caroline miała problem, musiałam jej pomóc… Przepraszam
Ash. – zdecydowałam skłamać.
-Dobrze, że
nic Ci nie jest. – westchnął chłopak ku mojej uldze. Poczułam jego rękę, która
delikatnie mnie oplotła w pasie. Przeszły mnie ciarki.
MARTWI SIĘ O
MNIE.
- A ty co tu
robisz? – spojrzał na Luke`a.
- Hayley
zapomniała telefonu od Caroline, a ja akurat u niej byłem i przyszedłem jej go
oddać. – czyli blondyn też zdecydował się na kłamstwo.
-Oh. –
mruknął Ashton. – Dobra, może pojedziemy już do nas? Bo zmarzniesz mi tu. –
ostatnie zdanie wymamrotał cicho, tak, że ledwo to usłyszałam. Ale to
wystarczyło, żeby moje serce oszalało. On się troszczy.
On się
cholera troszczy.
-Ja muszę
jeszcze pojechać w jedno miejsce, będę w domu później. – rzucił Luke i zaczął
się wycofywać.
-Jak chcesz.
– Ashton wzruszył ramionami.
Pożegnaliśmy
się z blondynem i wsiedliśmy do mojego samochodu.
-Martwiłem
się o Ciebie. – mruknął, a mi znowu zrobiło się cieplej na sercu.
-Lubię jak
się rumienisz. – dodał zaraz. Czyli zrobiło mi się ciepło nie tylko w sercu…
*oczami
Luke`a*
Zapukałem do
drzwi Johna. Po chwili otworzył mi. Był wyraźnie zaskoczony moim widokiem ale
wpuścił mnie do środka.
Wszedłem
tylko do korytarza, nie miałem zamiaru zostawać na jebanej herbatce. Nadal
jestem na niego wściekły.
-Chciałem
tylko powiedzieć, że Hayley nic nie powie Caroline. – powiedziałem spokojnie.
-Ale …
-Rozmawiałem
z nią. Myślę, że udało mi się ją przekonać do chwili namysłu. Ta mądra
dziewczyna.
-Dziękuję
Luke, ja…
-Ale
zjebałeś John. – przerwałem mu znowu.- Po całej linii. –rzuciłem i skierowałem się do drzwi.
-Nie mogę
ryzykować jej bezpieczeństwa, Luke. – usłyszałem za plecami. Zatrzymałem się na
chwilę, ale nie odwracałem się.
Zrezygnowałem
z opowiedzenia w jakikolwiek sposób i wyszedłem.
*2 godziny
później*
Leżałem na
kanapie i już przysypiałem. Wokół mnie leżeli rozwaleni Michael i Calum. Byłem
padnięty. Za dużo wrażeń na jeden dzień.
Oczy same mi
się zamykały ale nawet nie chciało mi się zwlec z łóżka.
Usłyszałem
tylko czyjeś energiczne kroki i ktoś nagle zapalił światło w salonie.
KURWA MOJE
OCZY.
-HEMMINGS, MASZ KURWA WPIERDOL! – usłyszałem krzyk Ashtona.
Co?
-Kurwa,
Irwin! – Calum jęknął i schował twarz w poduszce.
-O co Ci chodzi? – dźwignąłem się na łokciach.
-Co ty
nagadałeś Hayley?! – warknął.
-Co? - serce mi mało nie stanęło.
Wygadała się.
Jak nic się wygadała.
-Nie co,
tylko kurwa gadaj! Prosiłem jak ludzi, żebyście chociaż udawali normalnych i
się nie wtrącali bo mi zależy, I co kurwa? Hemmo, do chuja, PROSIŁEM!
-Ashton,
uspokój się, o co chodzi? – Michael wstał.
Kurwa, co
teraz?
-A o to
chodzi, że Luke wcześniej zniechęca Hay, niż Calum !
-Słyszałem
to! – usłyszeliśmy stłumiony głos Caluma, którego głowa dalej była wciśnięta w
poduszkę.
-Hemmo, co
odwaliłeś? – Clifford popatrzył na mnie
uważnie.
-Nic! –
jęknąłem.
-To jak
wyjaśnisz jej zachowanie? Widzę Was razem, a potem nagle Hayley pyta mnie niby
mimochodem o to czy Ci ufam, czy w ogóle można Ci zaufać… Co ty jej nagadałeś?!
– Ashton był wściekły.
Cholera,
tego nie przewidziałem.
-Hemmo? –
nawet Hood wynurzył się z poduszki i teraz cała trójka się na mnie gapiła.
-O Jezu no,
nic złego, to nawet nie dotyczy Ciebie…
-Jeśli
dotyczy Hayley to dotyczy też mnie. Nie wkurwiaj mnie nawet i nie próbuj
ściemniać bo z całej tej kurwa braterskiej miłości, dostaniesz w ryj! –
warknął.
Cholera.
_______________________________________________________________
Heloł Lejdis ♥
Spóźniony, ale wyjątkowo jestem z niego zadowolona bo jakoś lubię ten rozdział :3
Lubię Hayley i Ashtona soł takie rozdziałyyy >>>>>
Dzisiaj dużo Hay
Jak wam sie podoba jej potać i jej nieco nierozgarnięty charakter?
A Ashton?
Lubicie ich razem?
Jak myślicie, co Luke wymyśli, żeby się wymigać od prawdy?
+ NAPRAWDĘ PROSZĘ O KOMENTARZE
to jest najlepsza motywacja
Rozdział jest super <3
OdpowiedzUsuńkocham cię <3
Hej hej. Pozdrowienia z rekolekcji. :)
OdpowiedzUsuńNie za bardzo mam jak siedzieć przez pół godziny i pisać jakiś nieogarnięty i masakrycznie długi komentarz, więc stwierdzę to samo krótko:
-cudowny
-rewelacyjny
-Ash, ogar. Zaraz Hemmo ci wszystko wyjaśni ;)
Ps. Jess jest pewnie w siódmym niebie na taką ilość Ashtona. Więcej takich rozdziałów please!!! :D
-Hay, przyjmij do swojej wiadomości, że oni wszyscy chcą dobra Care, więc ogarnij się w końcu, jak trzeba to mogę zaofiarować wiadro zimnej wody i przejrzyj na oczy! :D
-Chcę więcej, już!
No to tak w skrócie. Ja lecę, czas nagli. Tak więc dużo weny, dużo czasu i do następnego :*
Świetny, czekam na więcej; )
OdpowiedzUsuńWenyyyyy ;*
<3
OdpowiedzUsuńAle ze mnie ciota boże ._.
OdpowiedzUsuńZabijcie mnie wcześniej zanim oddam komuś moje geny plis...
JAK JA MOGŁAM NIE SKOMENTOWAĆ!?!?! o.O
a więc...
ASH TY ZAZDROŚNIKU ^_^ no i dobrze chociaż jeden mądry i wgl o móJ BOSZE jak słodko *o*
czekam na akcje relacje i (nieprzyzwoite myśli) odnoście Luka i Car <333
weny dziecko drogie ;D can't wait ;3
~@dont_you_say
Hej;* masz nominację do LBA! Więcej u mnie na blogu magiatomojezycie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń