piątek, 10 października 2014

Chapter 10

"Lata temu gdybym wiedział co dziś zobaczę w oknie,
cokolwiek bym myślał, pomyślał bym odwrotnie."

mała niespodzianka dla Jess :3


 SKOMENTUJ
*oczami Hayley*
Podczas jazdy autem panowała cisza. Ojciec Caroline się nie odzywał, a ja sama byłam nadal w zbyt dużym szoku. I cały czas biłam się z myślami czy dobrze robię. Może powinnam była jednak odmówić i odejść? Ale skoro to ważne i chodzi o Caroline?
Może coś się stało z jej mamą?
-To tu. – powiedziałam cicho gdy podjechaliśmy w okolice mojego domu. Pan Fitz zaparkował i wysiedliśmy.
Co teraz? Myśl, myśl, myśl.
-Myślę, że możemy porozmawiać tutaj. – powiedziałam i skinęłam głową w kierunku ławki na werandzie. Pan Fitz westchnął cicho, ale kiwnął głową i usiadł. Ja sama usadowiłam się w bezpiecznej odległości.
-Dziękuję, że zgodziłaś się porozmawiać.
-Jeśli to co pan mówił to prawda i chodzi o Caroline, to nie miałam innego wyboru. – odparłam spokojnie.
Odetchnął głęboko.
-Przypuszczam, że wiesz wszystko o mnie i Caroline…
Skinęłam tylko twierdząco głową.
-Cóż, jestem tu bo… Bo chciałem zaoferować Tobie, mojej córce... Chodzi o wasz wyjazd.- wykrztusił.
Spojrzałam na niego z głupią miną. Co do cholery?
-To znaczy… Nie mam z nią kontaktu. Wiem, że tego nie chce, wiem też, że nie przyjęłaby ode mnie prezentu w formie krótkiego wyjazdu.  W żadnej formie. Ale pomyślałem, że może ty byś ją do tego namówiła, oczywiście ja wszystko finansuję i …
-Pan jest chyba śmieszny. – wpadłam mu w słowo czując jak robię się coraz  bardziej wściekła. Spojrzał na mnie pytająco.
-Po tym co pan zrobił, pan się dziwi, że Caroline nie życzy sobie pana obecności w jej życiu? Mało tego, jaki wyjazd  do cholery, co panu przyszło do głowy? Pan chce się jej pozbyć, przekupić, czy o co chodzi?! Myśli pan, że ona potrzebuje pana pieniędzy, czy jakiegoś głupiego wyjazdu?! JEST PAN BEZCZELNY! – podniosłam głos.
Nie wierzę, że to się dzieje. Zawsze myślałam, że chociaż mu zależy na Caroline, te kwiaty, że może chce wrócić do jej życia.
ALE CO TO MA ZNACZYĆ?!
Chce się jej pozbyć?
 Albo jeszcze lepiej, chce ja przekupić jakimiś wakacjami? Serio?
-Proszę Cię, to nie tak. –protestował. -Ona nawet nie musi wiedzieć, że to ma cokolwiek ze mną wspólnego. Ja po prostu chcę... Zrobić coś dobrego dla mojego dziecka. - plątał się z każdym słowem coraz bardziej. Poważnie się teraz martwię o Car. 
-Chce pan zrobić coś dla Caroline? To niech da pan jej święty spokój! 
-Wiem jakie błędy popełniłem, wiem. Ale uwierz, chcę tylko jej dobra. Ten wyjazd jest ważny. Jeśli chcesz, mogę Ci zapłacić. Każde pieniądze, ale...
-Dość! - wpadłam mu z furią w słowo. Nie wierzę, że pomyślał, że chodzi mi o pieniądze. - Za kogo pan się  uważa do cholery?! Jak w ogóle mógł pan pomyśleć, że dam się panu przekupić?! I to za co? Za to, żebym pozbyła się pana córki? - nie mieści mi się to wszystko w głowie! Co za typ!
Przez głowę przelatywało mi setki różnych scenariuszy.
Ma swoje za uszami, może chce tylko wykorzystać Caroline i się jej pozbyć? Boże, może wystawić jakimś bandziorom? I to jej własny ojciec!
Albo może on jest niezrównoważony psyachicznie?
Albo naprawdę jest tak płytki że myśli że za pieniądze i wakacje Caroline, ona mu wszystko wybaczy? Może jest mu do czegoś potrzebna?
Żadna z tych opcji mi się nie podobała, każda była gorsza od poprzedniej a we mnie naraz piętrzył się strach i wściekłość.
– Musisz mnie zrozumieć! Nie chcę się jej pozbywać. Ani przekupić. Tu chodzi o jej BEZPIECZEŃSTWO. - wybuchł nagle tak samo jak ja.
Już otwierałam usta, żeby dalej krzyczeć jak bardzo złym ojcem i człowiekiem jest, gdy dotarło do mnie co powiedział.
-W jakim sensie o bezpieczeństwo?- zapytałam nieco spokojniej.
Pan Fitz westchnął głęboko.
-Musisz mi zaufać i uwierzyć. Nie dla mnie, ale dla Caroline. Ten wyjazd jest dla jej dobra. –mówił powoli i ostrożnie, ważąc słowa.
-Co chce pan przez to powiedzieć? –drążyłam.
-Istnieje…. Możliwość, że ktoś będzie chciał jej zaszkodzić. I to realna szansa. To moja córka, zależy mi na jej bezpieczeństwie. Dlatego proszę Cię o pomoc, bo nie widzę już innej opcji. – wycedził.
Trawiłam powoli jego słowa. Przecież on miał przeszłość kryminalną.
Ale do cholery jasnej, to wszystko nie ma sensu!
-Czy pan zdaje sobie sprawę, jak bardzo absurdalna jest ta sytuacja? Widzę pana na oczy pierwszy raz w życiu, wiem, ze skrzywdził pan moją przyjaciółkę gdy była małym dzieckiem, a teraz ni z tego ni z owego nagle proponuje pan wesołe wakacje za free i mało tego, mówi, że Caroline jest w niebezpieczeństwie ?!
-Wiem jak to wygląda! Ale nie mam wpływu na to co się teraz dzieje! Bardzo chciałbym mieć kontakt z moją córką, jakoś to naprawić… Sam jej powiedzieć o wszystkim, zaproponować ten wyjazd… Ale unika mnie jak może.
-Dziwi się pan? – wtrąciłam ze złością.
-Nie.-odparł.
-A tak w ogóle to mówi pan bez sensu. Sugeruje pan jakieś niebezpieczeństwo a nie mówi pan nic wprost. NIC. Więc może dla odmiany wyjaśni mi pan wszystko od początku? O co chodzi? Ale bez tych cholernych ogólników bo skończymy tą rozmowę! – powiedziałam twardo.
-Nie mogę Ci powiedzieć. – odparł.
-W takim razie uważam nasza rozmowę za zakończoną. Tylko nie jestem pewna, co powie Caroline jak się o tym dowie.
Spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Nie.
-Tak. – odparłam pewnie.
-Posłuchaj, chodzi o moją przeszłość. Sama wiesz, że nie wygląda to dobrze. Teraz ktoś chcąc zaszkodzić mi, prawdopodobnie może skrzywdzić Caroline. Nie chcę tego. Chcę ją ochronić, a to jest jedyne wyjście. Musisz mi tylko pomóc!
Aż mnie ścisnęło w żołądku.
-Nie dość, że tyle złego ją przez pana spotkało to teraz jeszcze pan ją naraża na niebezpieczeństwo?! Jak pan w ogóle śmie się zbliżać do niej, wysyłać te kwiaty…. – nagle coś mi zaświtało. – No tak! To oczywiste! To pana kolejna gra!-wyrzuciłam dłonie w górę.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Niech pan nie udaje! Pan chce się jej pozbyć! To pan chce ja skrzywdzić! Wyjazd, przekupywanie, te liściki w kwiatach... Niech pan w końcu da jej spokój!
-O czym ty mówisz?
-W tym momencie proszę sobie iść, albo dzwonię na policję! I przekonam Caroline, żeby ona też zgłosiła to co pan robi, bo to już jest nękanie! – wstałam gwałtownie.
-Nie! Caroline nie może o niczym wiedzieć, to dla niej niebezpieczne! –zaprotestował od razu.
-Jedynym niebezpieczeństwem jest pan! Caroline dowie się o wszystkim i już moja w tym głowa, żeby poszła z tym na policję! Powinien pan zniknąć z jej życia na dobre! Krzywdzi ją pan po raz kolejny i to z premedytacją!
-Z jaką premedytacją, o czym ty…
-TAK! – krzyknęłam. – Sądziłam, że może panu zależy na Caroline, że może się pan zmienił i chce jakoś naprawić wszystko, ale wychodzi na to, że bardzo się pomyliłam ! A ja chciałam namawiać Caroline, żeby dała panu szansę!  - opanowywała mnie histeria. - Jednak dobrze, że zgodziłam się na tą rozmowę, bo przynajmniej wiem, że Caroline nigdy nie powinna popełniać błędu wybaczenia panu i dopuszczenia pana do swojego życia! Nie wierzę! Po prostu nie wierzę, że własny ojciec może robić coś takiego córce… Niech pan mi w tym momencie zejdzie z oczu i zostawi Caroline w spokoju! – machnęłam energicznie ręką kierunku podjazdu. Jestem wściekła. Jak on tak może?!
Kwiaty, liściki, teraz to… On autentycznie chce się jej pozbyć. Tylko jaki ma w tym cel? W czym Caroline mu przeszkadza? W kolejnym przekręcie?
-Wysłuchaj mnie, jeśli zależy Ci na jej bezpieczeństwie…-zaczął ale znowu mu przerwałam.
-Tak, zależy mi na jej bezpieczeństwie i dlatego zatroszczę się, żeby dostał pan zakaz zbliżania się do Caroline. Żegnam pana!
-Proszę Cię, ona nie może o niczym wiedzieć…
-Jeszcze jedno słowo i dzwonię na policję. – ostrzegłam wyciągając telefon z kieszeni.
-To naprawdę ważne… - urwał gdy odblokowałam ekran i zaczęłam wybierać numer na policję.
-Dobrze, dobrze. – uniósł ręce w geście obrony. – Jedyne o co proszę, to żeby zostało to miedzy nami. Proszę. –powiedział odchodząc.
-Do widzenia. – powiedziałam gorzko i szybko weszłam do domu trzaskając drzwiami.
Oddychałam szybko i gwałtownie. Nie wierzę, po prostu nie wierzę. A ja chciałam nakłaniać Carę, żeby dała szansę ojcu!
Mam totalny chaos w głowie.
Cóż, teraz musze ją nakłonić do pójścia na policję, żeby ten facet się do niej nie zbliżał. Te chore liściki, ten wyjazd…
Tu coś jest nie tak. Zdecydowanie. Caroline musi się o tym dowiedzieć jak najszybciej i zadziałać.
Złapałam swój telefon chcąc do niej zadzwonić.
Mam  trzy wiadomości.
Hay, wszystko w porządku? Może po Ciebie przyjechać?
Od: Ash
Coś się stało? Jesteś zła, zrobiłem coś nie tak?
Od: Ash
Proszę, chociaż mi odpisz, że wszystko w porządku.
Ja.. martwię się o Ciebie, Hay.
Od: Ash.
Zerknęłam na zegarek. Cholera od 30 minut powinnam być u Ashtona.
Hay, skup się. Myśl.
Dobra. Teraz musze pojechać do Ashtona. Porozmawiam z nim uspokoję się. Jutro pojadę do Caroline. Albo jeszcze dzisiaj. Tak
Spojrzałam na wyświetlacz jeszcze raz.
Ja..martwię się o Ciebie, Hay.
Serce mocniej mi zabiło.
Martwi się o mnie. Zagryzłam wargę i szybko ruszyłam do samochodu.
MARTWI SIĘ O MNIE.
Muszę szybko się z nim zobaczyć i porozmawiać. On mi pomoże, doradzi co zrobić z Carą.
MARTWI SIĘ O MNIE.
Wsiadłam pośpiesznie do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki. O cholera, zapomniałam zamknąć dom. Brawo, Hayley, ty jesteś blondynką, nie ma bata.
Szybko wyskoczyłam z auta i zamknęłam dom. Wsiadłam ponownie i wyciągnęłam dłoń by odpalić samochód. Moja ręka o dziwo nie spotkała nic na swojej drodze. Co jest?
Spojrzałam w tamtym kierunku. W stacyjce nie było kluczyków…
Cholera. Jeszcze mi powiedzcie, że zgubiłam kluczyki. Wzięłam telefon i zaczęłam świecić ekranem po samochodzie. Cholera, przecież dałabym sobie rękę uciąć, że zostawiłam je w stacyjce.
-Tego szukasz?
Z mojego gardła wydobył się pisk przerażenia.
-Jezu, nie wrzeszcz. – za mną, na tylnym siedzeniu siedział Luke. Ten Luke, kolega Ashtona. W dłoni trzymał moje kluczyki.
-O mój Boże… - jęknęłam oddychając głęboko nadal przerażona. Ale szybko się opamiętałam.
-Co ty do cholery jasnej robisz w moim samochodzie?! – warknęłam.
-Mam zamiar uchronić Cię przez zrobieniem głupoty. –odparł spokojnie.
Z furią wysiadłam z auta. Blondyn zrobił to samo.
-O co Ci chodzi? –syknęłam wściekła.
-Hayley, uspokój się. –wziął głębszy oddech. – Musisz się skupić i pomyśleć racjonalnie. Nie chcesz krzywdzić Caroline, prawda?
Aż mnie zatkało. ON TEŻ? A CO ON MA Z TYM WSPÓLNEGO?!
-Nie wierzę. – wydusiłam z siebie.- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Co ty w tym wszystkim robisz?!
-Hayley, uspokój się.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ ?! Mów co jest grane albo naprawdę się wkurzę i nie tylko ojciec Johna będzie miał problemy z policją!
-HAYLEY. – syknął. – Teraz się opanuj i odpowiadaj na moje pytania, nic wiecej, okej? – wkurzył się. NIE OBCHODZI MNIE TO.
-Daj mi spokój i od Caroline tez się odpieprzcie, oboje! – warknęłam i otworzyłam drzwi auta, które zaraz Luke zamknął i przytrzymał reką.
-Odsuń się. – syknęłam.
-Najpierw mnie wysłuchasz. I odpowiesz na pytania. Jesteś przyjaciółką Caroline? – nawet nie zaczekał na moją reakcję.
-ODPIEPRZ SIĘ. – powtórzyłam uparcie.
-Jesteś przyjaciółką Caroline? – patrzył na mnie stanowczo.
-Tak.  – odpowiedziałam szybko i chciałam otworzyć samochód, ale znowu mi to uniemożliwił.
-Zależy Ci na jej szczęściu?- zadał kolejne pytanie.
-Tak.
-Wyobraź sobie, że mi i jej ojcu też – prychnęłam na jego słowa- więc zastanów się nad tym co chcesz zrobić. Nie znasz całej prawdy,  a to co sobie uroiłaś to bzdura. Zastanów się, bo sama możesz skrzywdzić Caroline. Jak myślisz jak się poczuje jak nagle powiesz jej, że jej ojciec jest w tym samym mieście co ona, że szuka z nią kontaktu i ze twoim zdaniem to jakiś psychol, który chce się jej pozbyć i ma to zgłosić na policję? POMYŚL PREZ CHWILĘ. – wycedził ostatnie słowa patrząc mi w oczy.
-Więc jaka jest prawda? – zapytałam już spokojnie. Zaczęłam się faktycznie zastanawiać nad jego słowami.
-Nie mogę Ci tego wyjaśnić. Ale mogę Ci zagwarantować, że jej ojciec chce tylko jej dobra i nie jest dla niej zagrożeniem.I proszę Cię, zanim jej o czymkolwiek powiesz, przemyśl to najpierw. Pomyśl co poczuje, tym bardziej że nie wiesz jak jest i mylisz się.
-Więc jak jest do cholery? – zapytałam sfrustrowana. Biłam się z myślami.
-Nie powiem CI tego, nie mogę. Ale masz moje słowo, że ojciec Caroline nie chce jej zranić. – mówił powoli i wyraźnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jak dla mnie –podejrzane, na siłę chce wzbudzić moje zufanie.
-A ile dla mnie znaczy twoje słowo? – prychnęłam.
-Jestem przyjacielem Ashtona.
-No i co z tego?- wywróciłam oczami.
-On mi ufa.
-Tak bywa, ze często ufamy ludziom, którzy na to nie zasługują. – mruknęłam.
-Po prostu pomyśl o Caroline. –westchnął.
Chciałam jeszcze coś powiedzieć ale usłyszeliśmy czyjeś szybkie kroki.
-HAYLEY! – znajomy głos. Obróciłam się i wytężyłam wzrok. O cholera, Ashton!
Kompletnie zapomniałam.
-Luke? – chłopak był nieźle zaskoczony widząc mnie z blondynem.
-Siema, Ash. – rzucił Luke.
-Co jest?  Hay, myślałem ze coś się stało. Czemu nie zadzwoniłaś nawet?- zapytał wyraźnie zdenerwowany.
-Przepraszam, sporo się działo i… Caroline miała problem, musiałam jej pomóc… Przepraszam Ash. – zdecydowałam skłamać.
-Dobrze, że nic Ci nie jest. – westchnął chłopak ku mojej uldze. Poczułam jego rękę, która delikatnie mnie oplotła w pasie. Przeszły mnie ciarki.
MARTWI SIĘ O MNIE.
- A ty co tu robisz? – spojrzał na Luke`a.
- Hayley zapomniała telefonu od Caroline, a ja akurat u niej byłem i przyszedłem jej go oddać. – czyli blondyn też zdecydował się na kłamstwo.
-Oh. – mruknął Ashton. – Dobra, może pojedziemy już do nas? Bo zmarzniesz mi tu. – ostatnie zdanie wymamrotał cicho, tak, że ledwo to usłyszałam. Ale to wystarczyło, żeby moje serce oszalało. On się troszczy.
On się cholera troszczy.
-Ja muszę jeszcze pojechać w jedno miejsce, będę w domu później. – rzucił Luke i zaczął się wycofywać.
-Jak chcesz. – Ashton wzruszył ramionami.
Pożegnaliśmy się z blondynem i wsiedliśmy do mojego samochodu.
-Martwiłem się o Ciebie. – mruknął, a mi znowu zrobiło się cieplej na sercu.
-Lubię jak się rumienisz. – dodał zaraz. Czyli zrobiło mi się ciepło nie tylko w sercu…

*oczami Luke`a*
Zapukałem do drzwi Johna. Po chwili otworzył mi. Był wyraźnie zaskoczony moim widokiem ale wpuścił mnie do środka.
Wszedłem tylko do korytarza, nie miałem zamiaru zostawać na jebanej herbatce. Nadal jestem na niego wściekły.
-Chciałem tylko powiedzieć, że Hayley nic nie powie Caroline. – powiedziałem spokojnie.
-Ale …
-Rozmawiałem z nią. Myślę, że udało mi się ją przekonać do chwili namysłu. Ta mądra dziewczyna.
-Dziękuję Luke, ja…
-Ale zjebałeś John. – przerwałem mu znowu.- Po całej linii.  –rzuciłem i skierowałem się do drzwi.
-Nie mogę ryzykować jej bezpieczeństwa, Luke. – usłyszałem za plecami. Zatrzymałem się na chwilę, ale nie odwracałem się.
Zrezygnowałem z opowiedzenia w jakikolwiek sposób i wyszedłem.

*2 godziny później*
Leżałem na kanapie i już przysypiałem. Wokół mnie leżeli rozwaleni Michael i Calum. Byłem padnięty. Za dużo wrażeń na jeden dzień.
Oczy same mi się zamykały ale nawet nie chciało mi się zwlec z łóżka.
Usłyszałem tylko czyjeś energiczne kroki i ktoś nagle zapalił światło w salonie.
KURWA MOJE OCZY.
-HEMMINGS, MASZ KURWA WPIERDOL! – usłyszałem krzyk Ashtona.
Co?
-Kurwa, Irwin! – Calum jęknął i schował twarz w poduszce.
-O co Ci chodzi? – dźwignąłem się na łokciach.
-Co ty nagadałeś Hayley?! – warknął.
-Co? - serce mi mało nie stanęło. 
Wygadała się.
Jak nic się wygadała.
-Nie co, tylko kurwa gadaj! Prosiłem jak ludzi, żebyście chociaż udawali normalnych i się nie wtrącali bo mi zależy, I co kurwa? Hemmo, do chuja, PROSIŁEM!
-Ashton, uspokój się, o co chodzi? – Michael wstał.
Kurwa, co teraz?
-A o to chodzi, że Luke wcześniej zniechęca Hay, niż Calum !
-Słyszałem to! – usłyszeliśmy stłumiony głos Caluma, którego głowa dalej była wciśnięta w poduszkę.
-Hemmo, co odwaliłeś? – Clifford  popatrzył na mnie uważnie.
-Nic! – jęknąłem.
-To jak wyjaśnisz jej zachowanie? Widzę Was razem, a potem nagle Hayley pyta mnie niby mimochodem o to czy Ci ufam, czy w ogóle można Ci zaufać… Co ty jej nagadałeś?! – Ashton był wściekły.
Cholera, tego nie przewidziałem.
-Hemmo? – nawet Hood wynurzył się z poduszki i teraz cała trójka się na mnie gapiła.
-O Jezu no, nic złego, to nawet nie dotyczy Ciebie…
-Jeśli dotyczy Hayley to dotyczy też mnie. Nie wkurwiaj mnie nawet i nie próbuj ściemniać bo z całej tej kurwa braterskiej miłości, dostaniesz w ryj! – warknął.

Cholera.



_______________________________________________________________
Heloł Lejdis ♥
Spóźniony, ale wyjątkowo jestem z niego zadowolona bo jakoś lubię ten rozdział :3
Lubię Hayley i Ashtona soł takie rozdziałyyy >>>>>
Dzisiaj dużo Hay
Jak wam sie podoba jej potać i jej nieco nierozgarnięty charakter?
A Ashton? 
Lubicie ich razem?
Jak myślicie, co Luke wymyśli, żeby się wymigać od prawdy?



+ NAPRAWDĘ PROSZĘ O KOMENTARZE
to jest najlepsza motywacja


6 komentarzy:

  1. Rozdział jest super <3
    kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej hej. Pozdrowienia z rekolekcji. :)
    Nie za bardzo mam jak siedzieć przez pół godziny i pisać jakiś nieogarnięty i masakrycznie długi komentarz, więc stwierdzę to samo krótko:
    -cudowny
    -rewelacyjny
    -Ash, ogar. Zaraz Hemmo ci wszystko wyjaśni ;)
    Ps. Jess jest pewnie w siódmym niebie na taką ilość Ashtona. Więcej takich rozdziałów please!!! :D
    -Hay, przyjmij do swojej wiadomości, że oni wszyscy chcą dobra Care, więc ogarnij się w końcu, jak trzeba to mogę zaofiarować wiadro zimnej wody i przejrzyj na oczy! :D
    -Chcę więcej, już!
    No to tak w skrócie. Ja lecę, czas nagli. Tak więc dużo weny, dużo czasu i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, czekam na więcej; )
    Wenyyyyy ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ze mnie ciota boże ._.
    Zabijcie mnie wcześniej zanim oddam komuś moje geny plis...
    JAK JA MOGŁAM NIE SKOMENTOWAĆ!?!?! o.O

    a więc...
    ASH TY ZAZDROŚNIKU ^_^ no i dobrze chociaż jeden mądry i wgl o móJ BOSZE jak słodko *o*
    czekam na akcje relacje i (nieprzyzwoite myśli) odnoście Luka i Car <333
    weny dziecko drogie ;D can't wait ;3
    ~@dont_you_say

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej;* masz nominację do LBA! Więcej u mnie na blogu magiatomojezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly