piątek, 3 października 2014

Chapter 9

"Tu gdzie nie jedna historia kończy się fatalnie, życie to nie spektakl - nie ma próby generalnej."


Przepraszam :c

*oczami Luke`a*
-John u siebie? – zapytałem Natalie siedzącej przy biurku.
-Tak. – odpowiedziała. Skinąłem jej w podzięce  głową i wszedłem do gabinetu Johna bez pukania. Pewnie się wkurzy, ale zauważyłem, że Natalie podejrzanie przygląda się mojej twarzy.
Cholera, skóra mnie piekła od tego gówna. Jak one mogą to nosić codziennie?
Kurwa, a jak mam uczulenie? UH.
-Cześć John. – rzuciłem i rozsiadłem się w fotelu.
John tylko skinął mi głową znad jakichś papierów, które uważnie przeglądał.
-Halo? John?
-Hmm? – mruknął tylko dalej gapiąc się w te papiery.
Kurde człowieku RYJ MNIE PALI NO.
-Co jest? – zapytałem zniecierpliwiony.
-Nic.-wzruszył ramionami, dalej nie podnosząc głowy.
-W takim razie co tak uparcie przeglądasz? – drążyłem, chcąc jak najszybciej się tego dowiedzieć i wyjść stąd żeby zmyć to cholerstwo. Jak nic mam jakieś pieprzone uczulenie.
-Luke, ile dwie dziewczyny w twoim wieku mogą wydać podczas wakacji? – spojrzał na mnie w końcu.
-Co? – przesłyszałem się?
-Ile. Dziewczyny. W. Twoim. Wieku. Mogą. Wydać. Podczas. Wakacji.- akcentował w irytujący sposób każde słowo.
-Skąd ja mam to wiedzieć? I po cholerę tobie ta wiedza? – zmarszczyłem brwi.
-Caroline jedzie na wakacje. – oznajmił spokojnie.
-Skąd wiesz? – nic nie rozumiałem.
-Bo ja ten wyjazd załatwiam.
-CO?
-To co słyszałeś. Powiedz mi, ile pieniędzy mogą wydać dwie dziewczyny na wakacjach? – drążył a ja czułem się jak idiota bo coraz mniej rozumiałem.
- Po pierwsze, skąd do cholery jasnej mam wiedzieć takie rzeczy, a po drugie co Ci znowu przyszło do głowy? Podobno nie masz z nią kontaktu. A po trzecie skąd druga dziewczyna? O co w ogóle chodzi?
John westchnął tylko głęboko.
-Nie będę jej dłużej narażał. Fakt, dalej nie mam z nią kontaktu. Ale mam zamiar wysłać ją z tą jej koleżanką ze zdjęć.
-I JAK MASZ ZAMIAR TO ZROBIĆ? – nie mieściło mi się to w głowie. To najgłupszy możliwy pomysł.
-Zapłacę tej dziewczynie, żeby namówiła ją na ten wyjazd. – wzruszył ramionami.
Zaniemówiłem. Głupszej możliwości nie było?
-Wiesz, że to nie wypali? – zapytałem nonszalancko.
-Niby czemu? W tych czasach pieniądze mogą załatwić wszystko. Wątpię, żeby ta dziewczyna nie skorzystała z bezpłatnych wakacji z przyjaciółką. Mało tego, jeszcze na tym zarobi. – John wydawał się być przekonany o świetności swojego pomysłu.
-Na cholerę mają gdzieś jechać?
-Bo Bricks się niecierpliwi, a ja nie mam zamiaru czekać z założonymi rękami aż w końcu mojej córce stanie się krzywda!
-A nie pomyślałeś o tym, że skoro ta laska to jej przyjaciółka, to wie o Tobie? I co jej powiesz? Wywieź ja stąd, bo coś jej grozi? Myślisz, że nie powie twojej córce? Naiwny jesteś. – prychnąłem.
-Skoro to jej cholerna przyjaciółka, to będzie jej zależało na jej bezpieczeństwie! A poza tym, nieważne. Myślałem, że może ty pomożesz mi do niej dotrzeć, w końcu jesteście w podobnym wieku. Ale skoro masz problem to okej. Tylko nie ingeruj w to i nie przekonuj mnie do zmiany zdania, proszę. – spojrzał na mnie nieco karcąco.
Wywróciłem oczami. I niby dorosły a taki naiwny.
-Wiesz, że wszystko jeszcze bardziej spieprzysz?
-Nie, Luke. Decyzja podjęta. A poza tym, to chwilowe. Zacząłem działać, niedługo będzie po wszystkim.
-Zacząłeś działać? –podłapałem myśl.- Poszedłeś z tym na policję?
John odetchnął głęboko. Oho, czyli nie spodoba mi się odpowiedź.
-Wysłałem zgłoszenie do przetargu. – powiedział cicho po chwili przerwy.
Potrzebowałem chwili żeby to do mnie dotarło. Ale kiedy to już się stało to tak jakby setka cegieł we mnie jebła.
-CO?! – aż wstałem.
-Wysłałem…
-SŁYSZAŁEM! – warknąłem. – Nie wierzę. Jak… John czy ty w ogóle wiesz, w co się wpakowałeś PO RAZ KOLEJNY?!
-Luke, przestań wrzeszczeć. – powiedział twardo ostrzegawczym tonem.
-Jak mam nie wrzeszczeć, kiedy robisz taką głupotę? Znowu niszczysz sobie życie! O to właśnie chodzi temu kutasowi! – wyrzuciłem ręce w górę.
-Luke. – znowu ostrzegawczy ton.
-I co?! Chciałeś odbudować relacje z Caroline? No to powodzenia, bo teraz odbierasz sobie tą szansę na zawsze i to dobrowolnie! – nie mogłem się uspokoić.
-LUKE! – John też wstał.
-Nie, John! Chesz zniszczyć siebie po raz kolejny, to proszę bardzo, rób co chesz! Ale beze mnie. – powiedziałem twardo i z furią wyszedłem trzaskając drzwiami.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę, co on robi. Nie jest na tyle głupi.
I jeszcze ten pomysł żeby wysłać Caroline z tą przyjaciółką na wakacje.
Przecież ta laska od razu poleci do jego córki i jej o wszystkim powie a wtedy to dopiero będzie piekło.
Przystanąłem dopiero jak odszedłem od jego biura na znaczną odległość i  uspokoiłem oddech. Myśl, Luke, myśl.
Zrobił głupotę, okej, nie da się tego odkręcić.
Ale przecież ta przyjaciółka Caroline to Hayley, laska Ashtona.
Jezu co teraz. Jestem wściekły na Johna, ale nie zostawię go tak. Przecież jeśli on naprawdę pójdzie do Hayley, to nie ma wątpliwości, że Caroline pozna prawdę. I na pewno jej się to nie spodoba, będzie tylko gorzej. Dobra, zajmiemy się tym.
Zadzwoniłem do Caluma.
-Co jest, Hemmo?
-Mam sprawę.
-Dawaj. –Wiedziałem do kogo zadzwonić.
-Możesz dzisiaj mieć oko na Johna? Mam na myśli, dzwoń do mnie, jeśli będzie się gdzieś ruszał z biura. W sumie po pracy też mógłbyś go śledzić?
-Zaraz… Kurwa, Luke co ty kombinujesz? Czemu mam śledzić Johna?
-Calum, wyjaśnię Ci to później, okej? Teraz potrzebuję twojej pomocy. Możesz to dla mnie zrobić i mieć na niego oko? I w razie gdyby się gdzieś wybierał to dzwoń do mnie.
-Dobra, Hemmo. Niech Ci będzie.
-Dzięki Calum, serio. Na razie. – rzuciłem z ulgą. Za to go uwielbiam. Nie zadaje wiele pytań i zawsze pomoże.
Dobra. Calum go pilnuje. Jak John bd chciał gadać z Hayley to wkroczę. A przynajmniej spróbuję namówić ją, żeby chociaż nie wydała Johna Caroline. Żeby siedziała cicho.
Teraz trzeba namierzyć Caroline i skontrolować co się dzieje. Co prawda John złamał się i zgłosił firmę do przetargu, ale kto wie co Bricks może kombinować.

*oczami Hayley*
Czekałam na Maxa pod kawiarnią od dobrych 20 minut. Powoli pociągnęłam kolejny łyk kawy. Zniecierpliwiona zaczęłam bawić się kluczami. Umówiłam się z Maxem pod kawiarnią na mały spacer. Szłam do Caroline, ale najpierw chciałam porozmawiać z Maxem.
Sygnał sms.
Będę na Ciebie czekał o 20 xx
Od: Ash
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o jego kochanym uśmiechu.
Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór. Cóż, nasza relacja jest dość… hm dziwna.
To znaczy, spotykamy się, piszemy ze sobą, gadamy, wychodzimy… Ale to jak na razie tyle. POCAŁOWAŁ MNIE. Może to nie był niewiadomo jaki pocałunek, raczej krótki całus w usta, ale wystarczyło, żeby moje serce  fikało koziołki jak porąbane.
Tyle, że…To nic nie zmieniło. Nie rozmawialiśmy o tym. Sama nie wiem co mam myśleć. Ale na razie niczego nie przyśpieszam, jest fajnie, zobaczymy co będzie dalej.
-Jeny, przepraszam Hay, już jestem. – nagle dopadł do mnie zdyszany Max i przerwał moje rozmyślania.
-Nic się nie stało. – uśmiechnęłam się.
-To gdzie idziemy?
-Tak właściwie to szłam do jestem umówiona z Caroline, a ty byłeś 20 minut po czasie i… Odprowadzasz mnie do Caroline. – zaśmiałam się.
-Oh, ok. – przytaknął rozbawiony i ruszyliśmy w dół ulicy. – Co u Ciebie? A raczej, co z tym Ashtonem? – puścił mi oczko.
-Cóż, dobrze z Ashtonem. – wruszyłam ramionami.
-No ale… Jesteście razem, czy nie?- dopytywał.
-Chyba nie…
-Chyba? – zrobił dziwną minę.
-Oj no! – dałam mu kuksańca w bok.- Na razie się hm, poznajemy…
-OOOOH. – ożywił się. – Poznajecie się…
-JEZU, MAX! – jęknęłam głośno, bo domyśliłam się, co zrozumiał przez ,,poznawianie się” tym bardziej z chłopakiem jak Ashton.
-Chyba raczej, JEZU ASHTON! – jęknął w wymowny sposób.
-Uh, przypomnij mi, za co ja Cię w ogóle lubię? – mruknęłam wywracając oczami.
-No cóż, więc jestem…- zaczął ale mu przerwałam.
-To było pytanie retoryczne kochany.
-Oj. – zrobił smutną minę.
-Dobra, mów lepiej jak Ci idzie z Caroline? Bo mam wrażenie, że coś ostatnio jakby, się wycofałeś? – postanowiłam wybadać teren.
Max od zawsze miał słabość do Caroline i bał się jej wyznać co czuje.
Myślałam, ze ta kolacja mu jakoś pomoże, że poczuje się pewniej i w końcu oboje będą szczęśliwi. Jestem pewna, że Max nie dałby jej nigdy skrzywdzić i sam też nigdy by jej nie zranił.
Ale nagle się wycofał, jakby uciekł, zrezygnował.
Westchnął.
-Bo się wycofałem. – powiedział cicho.
-CO? – aż przystanęłam
-No. – mruknął i pociągnął mnie dalej.
-Ale jak to, dlaczego? – nie rozumiałam jego decyzji.
-Od lat Caroline traktuje mnie jako przyjaciela. To się nie zmienia i nie zmieni. A poza tym, nie widzisz co się dzieje między nią a tym gościem z moich zajęć. Nie wiem jak on ją znalazł ale wygląda na to, że coś jest na rzeczy, bo on sam chodzi od tygodnia jak paw, zadowolony, szczęśliwy, jak nie on. I słyszałem jak gadał z jednym kolesiem o tym jakie kwiaty lubią dziewczyny poza typowymi i nudnymi różami, więc… - urwał i patrzył uparcie przed siebie.
Biedny Max. Skręciliśmy właśnie w ulicę na której mieszkała Caroline. Przystanęliśmy.
-No ale… Przecież to ty jesteś najbliżej niej.
-Co z tego? Ja jestem przyjacielem, bratem. Nie chłopakiem, z którym mogłaby być.
-No ale, czemu o nią nie walczysz? – atakowałam dalej chociaż nadal byłam w ciężkim szoku, ze tak szybko odpuścił sobie Caroline.
-Chyba już nie mam po co walczyć. –skinął głową gdzieś przede mną. Skierowałam wzrok w tą samą stronę.
Z jakiegoś auta wysiadła Caroline. Ale w aucie był ktoś jeszcze. Jakiś wysoki chłopak z ciemnymi włosami. Cholerka, niezły.
O BOŻE, PRZECIEŻ TO MUSI BYĆ TEN KOLEŚ.
Już go nie lubię.
Caroline z uśmiechem pożegnała się z chłopakiem, który przesłał jej buziaka, na co ta się głośno zaśmiała. Cholera, śmiała się w TYPOWY sposób dla zauroczonej dziewczyny. W TAKI sposób śmieją się dziewczyny przy chłopakach, którzy im się podobają, z którymi flirtują.
Jest źle. Spojrzałam na Maxa, który tylko tępo patrzył przed siebie.
-Max… -zaczęłam łagodnie.
-Ja już będę leciał, mam trochę do zrobienia. Cześć Hay. – uśmiechnął się niemrawo, przytulił mnie pośpiesznie i szybkim krokiem odszedł.
No pięknie. Bez zastanowienia ruszyłam z zacietą miną w stronę Caroline, która jeszcze stała na podjeździe i szczerzyła się jak idiotka do znikającego już auta.
Tak nie będzie.
-Cześć, Fitz! – wręcz krzyknęłam jej do ucha, żeby wyrwać ją z tego głupiego stanu. Czy ja też się tak zachowuję i wyglądam jak gadam o Ashtonie albo jestem z nim? Jeśli tak, zabijcie mnie.
Caroline aż podskoczyła, ale przynajmniej wróciła na ziemię.
W samą porę.
-Jejku Hay, dostanę przez Ciebie zawału kiedyś. – skrzywiła się. I AUTENTYCZNIE OBEJRZAŁA SIĘ ZA TYM SAMOCHODEM.
No nie.
Wzięłam ją pod rękę i pociągnęłam do drzwi.
-Hay, co ty robisz?!
-Zimno mi, wejdźmy już. – powiedziałam zanim pomyślałam.
-Hayley, jest wiosna i wcześne południe… - mruknęła z powątpiewaniem.
Wspominałam, ze jestem kiepska w wymyślaniu wymówek,kłamstw, argumentów?
BANG, w takim razie mówię.
-Ale zmarzłam, okej? – mruknęłam pod nosem i weszłyśmy do srodka.
Zrzuciłam bluzę i od razu rozsiadłam się na kanapie.Caroline cały czas przyglądała mi się uważnie.
-Mów, co to za koleś był w tym samochodzie. – powiedziałam od razu.
-Mogłam się domyślić, że widziałaś i o to Ci chodzi. – pokręciła tylko głową z rozbawieniem.
-No mów!- ponagliłam.
-Poczekaj, tak na sucho? – zaśmiała się i wyciągnęła z szafki słodycze.
Cholera, jeśli gadamy o chłopaku i w grę wchodzą słodycze, to znaczy, że coś się dzieje.

*dwie godziny później*
Wracam właśnie do domu.
Cholera, no nie jest dobrze. Caroline zdecydowanie leci na tego całego Zacka.
I faktycznie, chyba nawet nie myśli już o Maxie jako o kimkolwiek więcej niż przyjacielu. Tak bardzo jest mi go szkoda.
A ten cały Zac mi nie pasuje. Jest aż za, hm, chętny?
Nie wiem, ale nie lubię go. Dla mnie jedynym odpowiednim chłopakiem dla Cary jest Max. I koniec. On przynajmniej nigdy by jej nie skrzywdził. A ten koleś? Kto go tam wie, ale skoro taki flirciarz to wszystko wskazuje na to, że nie miałby skrupułów, żeby podrywać inne laski. UGH.
-Przepraszam panią… - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i w przypływie paniki potknęłam się o własne nogi.
Przede mną stał mężczyzna nieco starszy, ale hm, może w średnim wieku? Ubrany w garnitur.
Niepokój od razu mnie ogarnął. Mocniej zacisnęłam palce na telefonie, gotowa w każdej chwili uciekać i dzwonić do Ashtona.
-Moglibyśmy porozmawiać? Nie bój się, ja tylko…
Spanikowana coraz bardziej cofnęłam się o kilka kroków.
-Tu chodzi o Caroline. Caroline Fitz. Jestem jej ojcem. Jestem John Fitz. Proszę tylko o chwilę rozmowy.
Zamarłam, a telefon, który ściskałam w dłoni, teraz spadł na trawę.
*oczami Luke`a*
-John wyszedł przed chwilą z biura. Kieruje się jakby w okolicę jednego z tych osiedli mieszkalnych. Tak bardziej w prawo od centrum, kojarzysz?
W stronę domu Caroline.
-Tak, dzięku Calum, nie musisz już nic robic. Dzięki wielkie, stary.
-Nie ma problemu, Hemmo. Ale Michael się skapnął, ze za kimś łażę. I ty kombinujesz co mu powiedzieć, albo jak wytłumaczyć, ze chciałeś, żebym śledził Johna.
-Uh, okej. Na razie. – rzuciłem i rozłączyłem się.
Czyli albo idzie do Caroline albo umówił się już z Hayley. Skręciłem w w tamtą okolicę. Rozglądałem się dookoła. Nie musiałem długo czekać, szybko zauważyłem małą postać Hayley obok wysokiego Johna. Szli w stronę auta Johna.
Zatrzymałem się niedaleko. Wsiedli i ruszyli. Po 10 minutach jazdy John zatrzymał się pod niewielkim domem na osiedlu podobnym do tego, na którym mieszka Caroline. Pewnie tutaj mieszka Hayley.
Już wiem, gdzie w razie czego szukać Ashtona.
Wysiedli. Dziewczyna nie wpuściła go do środka. Usiedli na ławce, na werandzie.




_________________________________________________________
Cześć kochane
spóźniłam się, wiem.
Przepraszam, po prostu nie mam na to kompletnie czsu. Nie wiem też czy na sinisterze nie będzie poślizgu, bo jutro termin a ja NIE MAM rozdziału. Postaram się go dzisiaj napisać ale nie obiecuję nic, bo jestem naprawdę zmęczona i nie mam pojęcia czy cokolwiek sensownego wymyślę, a jutro jeszcze szkoła. 
Naprawdę przepraszam, ale takie obsówy kilkudniowe będą mi się zdarzać. Na YTR też został mi
tylko jeden rozdział. Będę się starała pisać kiedy tylko będe mogła ale nie zawsze jestem w stanie. Naprawdę 9 godzin dziennie to nie taka prosta sprawa. 
Mam nadzieję, że wy skromne grono pięciu osóbek, które mnie czytacie (dajecie o sobie znać w komentarzach) mnie zrozumiecice i mnie nie zostawicie. 

Rozdział nie za bardzo wyszedł, tez przepraszam, na prawdę. 
Za błędy też przepraszam ale szczerze to wszystko mi się miesza już w oczach. 
Przepraszam.
Miłego weekendu kochane ♥






6 komentarzy:

  1. Kochanie nie przyjmuj sie...
    Wszyscy mamy życie prywatne.
    Rozdział sudowny i czekam na następny.
    ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Powracam do komentowania.
    Yay.
    I po pierwsze. Nie przepraszaj i nie smutaj. Nikt z nas nie ma zamiaru zadźgać cie tylko dlatego, że rozdział się spóźnił. A co do Sinistera to daj sobie czas. Nie ma sensu pisać niczego na siłę bo to po prostu nie będzie dobre.
    Co do kilku ostatnich rozdziałów.
    LUKE I CAROLINE SIĘ SPOTKALI FUCK YEAAA.!!!!!
    ogar...
    Nie ma jeszcze romannnsssuu ale i tak go wyczuwam. Już niedługo...hahah
    Zac? Zabierz go. On kradnie Car.
    Hayley spotkała ojca Car.
    Nie mam zielonego pojęcia co z tego wyniknie ale jaram się., jaram.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słońce, nie przejmuj się. Daj sobie czas na wszystko. Nie miałabym serca się na ciebie gniewać nawet gdyby było za co (chociaż jestem święcie przekonania, że takiej okazji nie będzie). Ale w takiej sytuacji? Za co tu się obrażać? Tutaj mogę jedynie życzyć z całego serca więcej czasu, mniejszego zawrotu głowy, natchnienia pozwalającego na efektywne pisanie w krótkim czasie i wszysktiego najpotrzebniejszego :*
    A jeśli chodzi o rozdział, to jest on R.E.W.E.L.A.C.Y.J.N.Y - tak właśnie, akcentuję jak John :D
    Tak mi szkoda Max'a.. Taki biedaczek. Niech zawalczy o swoje..
    Hayley rozmawiała z Fitzem, ona z nim rozmawiała... Ale co z tego wynikło???
    Zgodziła się? A może nie? Oj, będzie mnie to dręczyć teraz przez cały tydzień :D
    A Sinisterem się nie przejmuj. Świat nie zawali się, jeśli dasz sobie "urlop" i w końcu zregenerujesz siły. Każdy tego potrzebuje. A wiernemu czytelnikowi powinno zależeć na dobru autora. Także o to się nie martw, będzie dobrze ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie, pisz dalej, chętnie to czytam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, mogę napisać długo, ale nie chce mi się xD
    Taki MALINKOWY (Świetny po prostu xD) ten rozdział! Wiedz, że jestem twoją czytelniczka i tu będę, mimo jak nie skomentuje czegoś od razu ;*
    Czekam, czekam jak zareaguje Hay na tatę Car ;)))
    magiatomojezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. MATKO BOSKO KOCHANO NIE ! NIE NIE NIE NIE NIE NIE KURWA MAĆ NIE !!! JAKO TWOJA SIOSTRA DEFINITYWNIE I KATEGORYCZNIE ZABRANIAM MAXA I CAROLINE RAZEM. NIE WKURWIAJ MNIE TYM NAWET BO JAK BOGA KOCHAM PRZYJADE DO TEGO TWOJEGO ZADUPIA I DOSTANIESZ !

    JOHN AH NO TYPOWY DEBIL :D SPODZIEWAŁAM SIE ŻE TAK POSTĄPI WIĘC DOSTAJE ODE MNIE OKEJKĘ ZA JAKŻE CUDOWNĄ KREATYWNOŚĆ XD

    IIIIIIII CAROLINE NIE JEST ZAUROCZONA ZACKIEM CHOCIAŻ POWIEM CI ŻE (dziwna jestem) BARDZO FAJNIE ŻE GO WPROWADZIŁAŚ XD NIE WIEM JAKAŚ TAKA DRAMATURGIA I TE SPRAWY ;3

    CZEKAM NA SINISTERA ._.
    DUŻO WENY SKARBIE <33

    ~@dont_you_say

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly