Rozdział dedykowany mojemu aniołkowi, Jess, która ma dzisiaj urodzinkiii <3
"Nie chcę już ślepo wierzyć i ślepo ufać
Uczę się jak przeżyć i co zrobić by nie upaść."
*oczami
Johna Fitza*
Zabije
sukinsyna! Po prostu go zatłukę!
Wpatrywałem
się z wściekłością w kupkę zdjęć. Zdjęć mojej córki. Świeżo dostarczonych.
Przejechałem
wzrokiem po fotografiach. Niektóre podobne do tych, które dostałem jakiś czas
temu.
Gdy skupiłem
się na drobnej postaci mojej córeczki na zdjęciach, złość na chwilę odpłynęła.
Musnąłem palcem policzek dziewczyny. Moja malutka Caroline.
Teraz jest
piękną kobietą. Tyle rzeczy mnie ominęło.
Przeglądałem
zdjęcia dalej. Caroline w galerii handlowej z tą brunetką, która widniała
często na wcześniejszych zdjęciach. To pewnie jej przyjaciółka.
Caroline
biegająca po parku ze słuchawkami w uszach.
To
przypomniało mi pewną sytuację z przeszłości.
*wspomnienie*
-I na watę
cukrową! Tato, prooooooooszę! – mała istotka skakała wokół mnie. Uśmiechnąłem
się do niej życzliwie.
-Dobrze
kochanie, pójdziemy na watę.
-Tak!
–pisnęła radośnie.
Szliśmy
przez park. O tej porze roku na każdym kroku można było spotkać stoiska z
lodami, watą cukrową, goframi, balonami.
Dla takiej
małej dziewczynki to raj.
-Tatku? –
pociągnęła mnie za rękę.
-Co skarbie?
– nachyliłem się nad nią by wziąć ją na ręce.
-Czemu ten
pan biegnie? Ucieka? – pokazała paluszkiem na mijającego nas mężczyznę
biegnącego ze słuchawkami w uszach. Gdy zauważył małą dziewczynkę wskazującą na
niego palcem, tylko uśmiechnał się pobłażliwie.
-Kochanie,
nieładnie pokazywać palcem. – opuściłem jej dłoń, na co się troszkę speszyła.
Mój słodki skarb. - A ten pan nie ucieka, tylko biega sobie, żeby być w dobrej
formie. Albo może lubi sobie pobiegać.
-A co on ma
w uszach? –dopytywała.
-Słuchawki.
Słucha muzyki.
-A po co?
-Pewnie
lepiej mu się biega jak słyszy ulubioną piosenkę. Albo chce się odizolować.
Wiesz, często jest tak, że osoby które słuchają muzyki biegając, ćwicząc, czy
po prostu odpoczywając, słuchają jej, żeby uciec od własnych myśli. Często
zmartwień. Muzyka to dla nich taka ucieczka, lekarstwo.
Dziewczynka
wpatrywała się w oddalającego się mężczyznę jak zaczarowana.
-Tatusiu, a
pobiegamy tak kiedyś? – ozywiła się.
-Pewnie
skarbie.
-Ale bez
słuchawek. My się nie mamy czym martwić. Nie potrzebuję ich. – zachichotała.
*koniec
wspomnienia*
Moja malutka
Caroline. Ze słuchawkami. Poczułem nieprzyjemne ukłucie. A ona? Słuchała muzyki
bo ją to relaksuje, czy ucieka od własnych myśli? Cholera jasna, nawet nie wiem
co u mojego dziecka.
Czy ma jakiś
problem, kłopoty. Nie mogę jej nawet pomóc. Co ze mnie za ojciec? Powinienem
być teraz jej wsparciem. W każdej sytuacji być blisko, żeby wiedziała, że
zawsze ma w tacie wsparcie.
A ja?
Z irytacją
przeglądałem kolejne fotografie. Boże, oni byli za nią wszędzie.
Żebym ze
zdjęć dostarczanych przez jakichś typów musiał się dowiadywać, co studiuje i
jak wygląda moja córka, to już jest szczyt wszystkiego.
Kolejne
zdjęcie szczególnie przykuło moją uwagę. Moja córka wyrzucała bukiet kwiatów.
Spory bukiet, piękny. Ale jej twarz wyrażała mnóstwo emocji. Negatywnych
niestety. Była smutna, zła, niepewna…
Ktoś ją skrzywdził?
Fakt, w tym komplecie zdjęć, wyjątkowo mało było tego chłopaka, z którym była
na poprzednich fotografiach. Jeśli ten gówniarz ją skrzywdził i to od niego
kwiaty wyrzuca w takim stanie…
CHOLERA
JASNA. Nawet jeśli, to co? Nie mogę nic zrobić. Jeśli bym go znalazł, to pewnie
powiedziałby mojej Caroline. A ona pewnie znienawidziłaby mnie jeszcze
bardziej, że wtrącam się w jej życie.
Tak bardzo
tego nienawidzę. Jestem kompletnie wykluczony z życia mojego jedynego dziecka.
Wstałem z
irytacją i podszedłem do przeszklonej części gabinetu. Spojrzałem w dal.
Zamiast się użalać, muszę zacząć myśleć o tym, jak mogę ją chronić. Nie
odbierała ode mnie telefonów więc nie chce mnie nawet widzieć. Zresztą co jej
powiem?
Cześć
kochanie, wiem, że zniszczyłem Ci dzieciństwo, wychowywałaś się bez ojca, ale
teraz przeze mnie jestes w niebezpieczeństwie i nie biegaj lepiej sama, ani nie
wychodź z domu.
To byłby
koniec nawet moich głupich nadziei, ze kiedyś ją odzyskam.
Nie mam
wyjścia. Muszę robić to, czego chce Bricks. To postanowione. Tylko Luke nie
może nic o tym wiedzieć. To porywczy chłopak.
Wystarczy mu
zmartwień. Tylko co do czasu, kiedy będę postępował według wskazówek Bricksa?
Caroline dalej nie jest bezpieczna.
Wiem. Czas
zadzwonić do mojej… byłej żony.
*oczami
Caroline*
Dzwonek do
drzwi.
CHOLERA
JASNA KTO NORMALNY DZWONI DO DRZWI W NOCY?!
Wyplątałam
się z poduszek i kołdry i spojrzałam na zegarek. 8:30
Cóż, w nocy…
Zwlokłam się
z łóżka, nawet nie patrząc w lustro jak wyglądam, bo nie miałam ochoty na zawał
z samego rana.
Przeczesałam
tylko włosy palcami i to by było na tyle. Otworzyłam z ociąganiem drzwi.
-Dzień
dobry, Caroline Fitz? – ten sam sympatycznie wyglądający pracownik poczty
kwiatowej.
Nie mogłam
nie przewrócić oczami. TATO, ZLITUJ SIĘ.
Słowo ,,tato’
zabrzmiało dziwnie nawet w mojej głowie.
-Chyba ma
Pani powodzenie. – uśmiechnał się do mnie mężczyzna podając mi bukiet
tulipanów. Tulipany? Fakt, bukiet był niewielki i słodki, ale zupełnie inny niż
ten ostatnio. W co mój ojciec się ze mną bawi?
-Może pan je
zabrać z powrotem i powiedzieć nadawcy, że nie chcę od niego niczego. –
warknęłam mało przyjaźnie.
-Przykro mi,
nie mogę tego zrobić. To moja praca, muszę Pani je wręczyć. – uśmiechnął się
pocieszająco.
Westchnęłam.
-Okej,
dziękuję. – wzięłam od niego bukiet. – Ale jeśli wie Pan od kogo są, to prosiłabym o przekazanie mu, żeby mi nic
więcej nie wysyłał. Te dwa mi wystarczą. – mruknęłam.
-Może i
byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że tamte były od innej osoby, niż te. –
wzruszył ramionami z uśmiechem.- Do widzenia, miłego dnia.
-Dziękuję,
nawzajem. – wydukałam nieco zaskoczona. Od innej osoby?
Zamknęłam
drzwi. Tym razem wyraźnie spośród łodyg roślin wystawała karteczka.
Od razu ją
wyjęłam i z bijącym sercem zaczęłam czytać.
Nie mogę się
doczekać wieczoru ;)
Miłego dnia
mała ! ;)
Max
Kamień.
Kurwa. Z. Serca.
Odetchnęłam. Ale zaraz kolejna myśl się pojawiła. Skoro
ten posłaniec twierdził, że to dwie inne osoby, to naprawdę mógł być mój
ojciec. O Boże.
*oczami
Johna Fitza*
-Nie wierzę,
że znowu narażasz ją na niebezpieczeństwo! – zacisnąłem powieki.
Przede mną
stała moja była żona, Kathy. Powiedziałem jej już co się dzieje, że na nasze
dziecko jest w niebezpieczeństwie.
Teraz
chodziła w kółko wymachując rękoma. Nie dziwię się jej. Na jej miejscu chyba
zabiłbym samego siebie.
-Ty masz
pojęcie co to dziecko przeszło przez Ciebie? Przez WŁASNEGO OJCA! – była
kompletnie wytrącona z równowagi.
-Wiem, że to
moja wina! Nawet nie wiesz jak tego
żałuję! Nigdy sobie nie wybaczę, że straciłem Ciebie i Caroline! –
wyrzuciłem z siebie.
Kathy się
zatrzymała i patrzyła na mnie ze łzami w oczach. To łamało mi serce. Kocham ją,
to oczywiste.
Ale kilka
ładnych lat temu dałem jej odejść. Nie mogłem od niej wymagać, żeby wybaczyła
mi coś takiego. Dlatego, gdy zażądała rozwodu, nie sprzeciwiałem się.
-Kocham Was.
To się nigdy nie zmieni. Wiem, że wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą.
Wiem to.
Ale to nie
znaczy, że kiedykolwiek z Was zrezygnowałem, czy przestałyście się dla mnie
liczyć.
Chyba moje
słowa zrobiły na niej wrażenie. Tak bardzo chciałem ją teraz przytulić i
błagać, żeby chociaż pozwoliła mi być blisko niej.
Ale wiem, ze
nie mogę. Nie mam prawa o nic ją prosić. Poza jedną ważną rzeczą, a mianowicie
o pomoc w chronieniu naszej córki.
Usiadła
ponownie na swoim miejscu naprzeciw mnie. Teraz była spokojna i opanowana,
chociaż było po niej widać, że targają nią emocje.
-Czego więc
ode mnie oczekujesz?- zapytała spokojnie.
-Chcę, żeby
Caroline była bezpieczna. Zajmę się tą sprawą, ale sama wiesz, ze nie mogę się
do niej zbliżyć. Nienawidzi mnie. – głos mi się nieco załamał. – Możesz wziąć
ją do domu? Albo najlepiej namówić ją na jakieś krótkie wakacje matki z córką?
SPA, cokolwiek.
-John… - jej
głos się niepokojąco zatrząsł. – Moje relacje z Caroline nie są jak normalne
relacje matka-córka. Ona mi nie ufa. Kompletnie. Straciłam jej zaufanie tak
samo jak ty. – po jej policzku pociekła łza.
Siedziałem
jak wmurowany. To też przeze mnie. Zniszczyłem wszystko.
- Nie
posłucha mnie. Jak tylko nadarzyła się okazja, Caroline wyjechała, wyprowadziła
się. Nie przyjeżdża do domu. Wciągu kilku lat, tylko raz pojawiła się w domu na
święta. I tylko dlatego, że twoja siostra ją namówiła. Więc nie mam nawet
najmniejszej możliwości na wyciągnięcie jej na kilka godzin na kawę ze mną, a
co dopiero jakieś wakacje, czy przyjazd do domu. Straciłam ją tak samo jak ty.
– zaszlochała a mi mało nie pękło serce.
Bez
zastanowienia wstałem i usiadłem obok niej biorąc ją w swoje ramiona. Poczułem
znajome perfumy. Nie zmieniały się z upływem czasu. To trochę tak jakby to
wszystko się nie wydarzyło. Jakbyśmy siedzieli w naszym domu przytuleni, a
zaraz do salonu miała wbiec roześmiana Caroline z różowej sukieneczce i w
warkoczykach.
To wszystko
rozdzierało mnie od środka. Ciało Kathy zatrzęsło się w moich ramionach gdy
zaniosła się płaczem.
-Ćśśś… -
starałem się ją uspokoić, głaszcząc powoli jej włosy i plecy. Musnąłem ustami
jej gorące czoło.
-Przepraszam
Kathy, Tak bardzo Was przepraszam. – wyszeptałem.
*oczami Caroline*
-Wyglądasz
świetnie! Kevin padnie na kolana jak tylko Cię zobaczy ! – Hayley nie opuszczał
dobry humor. Muszę powiedzieć, że ja sama też byłam w dobrym nastroju.
Przejrzałam
się w lustrze po raz kolejny. Kremowy materiał idealnie otulał moje ciało.
Strzał w dziesiątkę, już uwielbiam tę sukienkę.
Postanowiłam
się dzisiaj bawić tak dobrze, jak to tylko możliwe.
Nie będę
myśleć nad tym, czy te kwiaty przysłał mój ojciec, nad tym, czy zadzwoni, nad
tym, czy Max nie odbierze tej kolacji zbyt poważnie.
W końcu
muszę zacząć korzystać z życia jak tylko się da.
Dzwonek do
drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie. Hayley już skakała po łóżku. Kto tu się
bardziej cieszy z tej kolacji…?
Podeszłam do
drzwi biorąc przy okazji torebkę. Usłyszałam za sobą skradającą się Hayley.
Odwróciłam
się do niej.
-NIE. Wracaj
do pokoju, przyzwoitkom 3 razy nie. – pokiwałam palcem chociaż miałam ochote
wybuchnąć śmiechem widząc jej zaskoczoną i zawiedzioną minę.
Ale
posłusznie się wycofała. Zachichotałam cicho i otworzyłam drzwi.
-Hej. –
przywitał mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Max.
-Cześć Max.
– przytuliłam go. – Jeszcze raz dzięki za kwiaty. – uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie ma za
co. – uśmiechnął się i przejechał po mnie wzrokiem. – Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki.
Wzięłam
swoją kurtkę dżinsową i wyszliśmy.
Mój uśmiech
zgasł gdy po raz kolejny zobaczyłam czarny samochód na połowie mojego podjazdu.
Jak słowo
daję, przejdę się do pana Greena, bo szlag mnie już trafia.
Max otworzył
mi drzwi i wsiedliśmy.
-Więc gdzie
jedziemy? – zapytałam z uśmiechem.
-Zobaczysz.
– uśmiechnął się tajemniczo. – Ale powiem Ci, że mój wykładowca od grafiki
komputerowej i wizualizacji był pod wrażeniem Twoich zdjęć, więc należy Ci się
zajebisty wieczór w zajebistym towarzystwie. – zaśmiał się.
-Zajebistym
i skromnym. – parsknęłam. – Ale powaznie, podobały mu się? - byłam podekscytowana. Z tego, co mówił Max,
facet jest mało życzliwy i surowy, więc jego zdanie, nie powiem, podbudowałoby
mnie.
- Poważnie,
nawet Cię zareklamowałem. – zaśmiał się ponownie. – Co więcej, sporo ludzi ode
mnie z zajęć, teraz interesują się Tobą,
czy dla nich tez mogłabyś robić zdjęcia do projektów na zajęcia. – skrzywił się
nieco.
-Nie gadaj!
–pisnęłam. Ale widząc jego minę, zaniepokoiłam się. – To źle?
-Jak dla
kogo. Dla mnie tragicznie. Zero wyłączności i wyjątkowości moich projektów, ty
będziesz miała mniej czasu dla starego kumpla, a zresztą na moich zajęciach 80%
ludzi to faceci. – skrzywił się ponownie.
-Coraz
bardziej podoba mi się ten pomysł. – uśmiechnęłam się zadziornie.
-Oj Fitz,
Fitz. – pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem. Zatrzymaliśmy się pod jakąś
restaurację, której wcześniej nie widziałam.
-Nie byłam
tutaj jeszcze. – powiedziałam przyglądając się budynkowi.
Max tylko
się uśmiechnął, wziął mnie za rękę i weszliśmy do środka.
W środku
lokal był przeuroczy. Ciepłe i przestronne wnętrze, czerwono- kremowe ściany,
kwiaty, świece na stolikach, taras z
lampionami.
Patrzyłam na
to jak zaczarowana. Niesamowite miejsce. Muszę je zapamiętać bo jest genialne.
-Wolisz
miejsce na tarasie, czy wolisz zostać w środku? – Max objał mnie luźno w pasie.
-Taras brzmi
świetnie. – uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak
myślałem. – uśmiechnął się pod nosem i poprowadził mnie na taras do uroczego
stolika. Nasze miejsce dawało nieco prywatności, było lekko odosobnione. Widok
z tarasu na oświetlone miasto…
Niesamowite
miejsce.
-Jak to
możliwe, że nigdy nie byłam w tak cudownym miejscu jak to?
-Widzisz,
musiała się trafić równie cudowna osoba, która by Cię tu zabrała. – wyszczerzył
się cwaniacko.
-Twoja
pewność siebie naprawdę kurczy się z dnia na dzień. – zachichotałam, gdy uśmiechnięty kelner wręczył nam menu.
Zdecydowałam
się na ravioli. Max wolał paellę z kurczakiem.
-Zgodzisz
się na robienie zdjęć do projektów? Mam na myśli, wiesz, tych znajomych z
zajęć.
-Nie wiem,
może. Nie mam pojęcia. Ale biorąc pod uwagę to jak wygląda mój każdy dzień, to
chyba nie starczy mi życia. – mruknęłam.
-Właśnie
Caroline, moim zdaniem powinnaś trochę zwolnić. Zajęcia, treningi, wiecznie
gdzieś biegniesz, ciężko jest Cię złapać. Nie chodzi nawet o mnie o moje
egoistyczne zachcianki dotyczące twojego towarzystwa, ale o twoje zdrowie.
Przecież ty jesteś codziennie zmęczona i jedziesz na kawach.
-Max,
odpuść. – mruknęłam znad kieliszka wina.
-Nie Cara.
Jestem twoim przyjacielem i mam prawo Cię irytować wtrącaniem się w twoje
życie. Martwię się o Ciebie. – popatrzył
na mnie.
-Nie ma o
co. Poza tym, ostatnio stwierdziłam, że czas coś zmienić. I trochę zwalniam.
-Coś
zmienić? Co konkretnie zmieniasz?
Westchnęłam.
-Zaczęłam od
mniejszej ilości zajęć, biegam, mam zamiar chodzić na basen i przestałam
wszystko planować. Mam zamiar cieszyć się życiem. – uśmiechnęłam się jakby sama
siebie przekonując do tego co powiedziałam.
-Biegasz? – spojrzał
na mnie zszokowany. No nie. Kolejny.
-No proszę
Cię, trochę wiary we mnie.
-Nie no luz,
po prostu mnie zaskoczyłaś. – zaśmiał się, ale zaraz poważniał. – Hayley…
wspominała coś… że twój ojciec znowu próbuje się do Ciebie dostać… - spojrzał
na mnie uważnie czekając na moją reakcję.
-Nieważne. –
machnęłam ręką i wbiłam wzrok w ravioli, które straciły dla mnie swoją
atrakcyjność.
-Na pewno?
Wiesz, że jestem zawsze z Tobą? – próbował złapać ze mną kontakt wzrokowy.
- Tak, wiem.
– rzuciłam i uciekłam wzrokiem w widok z tarasu.
Max
westchnął, ale nie drążył. Zaczął opowiadać o swoich studiach i ostatnim
tygodniu. Ale ja przestałam go na chwilę
słuchać.
Albo mam już
halucynację od tej kawy, albo pod restauracją stoi czarne auto z mojego
podjazdu.
_______________________________________________________
NAJPIERW TO CO NAJWAŻNIEJSZE
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JESS <3
Moja kochana istotka dorasta ;")
Rozdziały dzisiaj dedykowane temu kochanemu aniołkowi, liczę, że pisząc komentarze, będziecie pamiętać o małych życzonach dla niej :3
gdyby nie ta kochana osóbka, nie byłoby LTM, Sinistera, ani YTR
jejku gdyby nie ona, to ominęło by mnie tyle wspaniałych rzeczy, naprawdę jest jak mój własny anioł stróż <3
Więc, kochanie moje najdroższe
WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE <3
KOCHAM CIĘ MOCNO MOCNO MOCNO <333
____________________________
Jak Wam mija ostatni tydzień wakacji?
Dzisiaj pierwszy raz w rozdziale też spotykamy mamę Caroline. Teraz wiecie więcej jeśli chodzi o jej sytuację rodzinną.
Tak wiem, Maroline- jesteście na nie, ale KOLACJA KUWA JEST XD
dzielcie się wrażeniami skarby <3
Miłych ostatnich wakacyjnych dni Pysie <3
awhniallable