poniedziałek, 2 lutego 2015

Chapter 15


,,Powątpiewam w Ciebie często, jednak mimo wszystko kocham Cię za przeszłość."

także ten, supraaajs i ten..
!BARDZO ważna notka  !


*oczami Zacka*
Gdy zauważyłem, jak czarne auto zwalnia pod   jednym z barów, sam zaparkowałem w odległości kilkunastu metrów od niego.  Skupiłem całą swoją uwagę na blondynie wysiadającym z  samochodu. Mimowolnie zacisnąłem dłonie na kierownicy.
Gdy wszedł do środka, sam wysiadłem i kierowany ciekawością ruszyłem za nim.
Gdy wszedłem do środka od razu poczułem woń dymu papierosowego. Samo miejsce raczej nie jest jakoś wyjątkowo oblegane, zaledwie  kilkanaście osób było porozrzucane po całym lokalu. Przyciemnione światła ograniczały nieco widoczność, jak i cóż,  nieco spowalniały proces myślenia. Wytężyłem wzrok w poszukiwaniu  blondyna. Nie było trudno go odnaleźć. Trzymając się w bezpiecznej odległości, zbliżyłem się nieco. Przyjrzałem się dokładniej. Cholera, to ten sam, który kiedyś był w restauracji, gdzie byłem z Caroline. To do niego się ,,wymknęła” pod pretekstem pójścia do łazienki. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz? Zmarszczyłem brwi.  Nic szczególnego, szczupły, wysoki blondyn. I że przepraszam co Caroline  z nim robiła? Kto w ogóle do cholery jest?
Chłopak oparł się o bar, gdy po chwili podszedł barman, który najwidoczniej znał chłopaka, bo przywitali się wesoło.
-Gdzieś ty był Luke przez cały dzień? – brunet spojrzał pytająco na chłopaka. A więc Luke.
Ani trochę mi się to nie podoba.


*Następny dzień, oczami Caroline*
Przeczesałam dłonią włosy i ruszyłam w kierunku kuchni. Nalałam sobie wody i usiadłam na krześle.
Czuję narastający stres. Po ciszy ze strony Zacka, dzisiaj rano sama się do niego odezwałam.  I teraz czekam aż do mnie wpadnie. Właściwie, słowa Hayley  z wczoraj dały mi trochę do myślenia. To nie jest tak, że tylko on musi się starać, prawda?
Co ja pieprzę. Po prostu po tym co usłyszałam od Hay,  teraz mam wyrzuty sumienia. Co jeśli naprawdę zachowałam się, hm, nie fair?
Ale właściwie, co złego jest w jednym spotkaniu z hm,  znajomym?
Owszem, z Zackiem miło spędziliśmy czas, zdecydowanie działa na mnie w jakiś sposób, uwielbiam jego towarzystwo, po  tym naszym małym wypadzie zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej.
Właściwie, tak sądzę. Skończyło się na tym, że jakoś pod koniec koncertu moja pamięć jest lekko zamglona. Właściwie, gratuluję Caroline Fitz, narąbałaś się na ,,romantycznym” wypadzie z chłopakiem, który Ci się podoba i zasnęłaś w trakcie spaceru. A potem musiał Cię targać do samochodu i z samochodu po schodach do domu na łóżko.
Naprawdę, brawo.
 Tak czy inaczej, lubię  Zacka, ba, ja go uwielbiam, ale… ALE.
UGH.
Swoją drogą, ciekawe co robi Luke. Cóż, ten chłopak zdecydowanie potrafi zaintrygować. Tak wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiem, a jestem tak cholernie ciekawa.  Na pewno nie jest typowym facetem,  ma jakieś swoje ,,sprawy”, które są pewnie nie do końca legalne, czy bezpieczne. Hm.
Nic nie poradzę, że jestem tak bardzo ciekawa tego chłopaka.
Zorientowałam się, że odkąd pomyślałam o blondynie, bezwiednie wstałam i zaczęłam chodzić w kółko. Cholera, Fitz.
Dzwonek do drzwi. Otrząsnęłam się, poprawiłam włosy po raz kolejny i ruszyłam do drzwi.
Wzięłam głębszy oddech i otworzyłam.
Zack jak zwykle wyglądał świetnie. ON SIĘ NAWET NIE STARA,A TAK WYGLĄDA, JAK TO JEST MOŻLIWE.
-Hej, Car. – uśmiechnął się do mnie i pocałował mój policzek.
-Hej, Zack. – zrobilam to samo i weszliśmy dalej.
Okej, czuję tą niezręczną atmosferę już teraz, uh.
Postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i zamiast czekać na to, co powie, sama podjęłam rozmowę. Nie chcę takiej atmosfery między nami.
-Zack, naprawdę przepraszam, że wczoraj się w ogóle nie odezwałam. Rozładował mi się telefon, czego nawet nie zauważyłam. Przepraszam. – uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
Zack odwzajemnił uśmiech, ale był jakiś inny.
-Nic się nie stało, Cara. Rozumiem. Nieważne. –powiedział spokojnie. Coś mi tu nie pasuje.
-Na pewno? – spojrzałam na niego uważnie.
-Na pewno. – potwierdził z uśmiechem, który nadal był nieco inny, ale cóż. Może to wina tego, co stało się, czy też się nie stało podczas naszego wyjazdu.
-I właściwie to przepraszam za to, że musiałeś mnie wnosić do domu po tym jak wróciliśmy. Nie spodziewałam się, że mogę się doprowadzić do takiego stanu.  – mimowolnie się zaczerwieniłam. Było mi głupio, że film mi się urwał. Mimo, że już o tym rozmawialiśmy i Zack nie miał z tym problemu, mi i tak było wstyd.
-Cara, ten temat mamy już za sobą. Nic się nie stało. -  westchnął zniecierpliwiony, ale zaraz się uśmiechnął.  – A teraz przestań marudzić, wyjmuj żarcie i  gramy na Play Station w Dance Star Party. Tym razem Cię pokonam, zobaczysz. Jestem zajebistym tancerzem. – dodał po chwili zadowolony.
Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Wrócił mój kochany Zack.
-O nie, nie, nie. – pokręciłam głową i wyszczerzyłam się. – Ty robisz żarcie! – powiedziałam zadowolona i  włączyłam sprzęt.
-Pfff, chciałabyś. – parsknął  i rozsiadł się obok.
-NIE!- zaprotestowałam energicznie  i sięgałam już w jego stronę, żeby go dźgnąć, ale powstrzymały mnie jego dłonie na moich .
Słowo daję, nie mam pojęcia jak to zrobił, ale bez najmniejszego wysiłku przesunął mnie  w sam róg kanapy.
-Ej, to nie fair! – zawołałam starając się opanować śmiech. Sam Zack też już się śmiał.
Wywinęłam na niego dolną wargę.
-Nie śmiej się ze mnie, idioto! – prychnęłam mimo ochoty na wybuchnięcie śmiechem.
-Wyglądasz śmiesznie, taka obrażona. – parsknął i dźgnął mnie w bok.
-Pff, dzięki. -  wydęłam dolną wargę po raz kolejny i nie zważając  na niego, pochyliłam się nad jego kolana by zabrać jeden z kontrolerów.
 Tym razem przeszkodziły mi jego dłonie na mojej talii, ciągnące mnie delikatnie ale zdecydowanie na jego ciało. Zaczęłam się śmiać i opierać.
-Puśc mnie no! – jęknęłam.
-Nie sądzę. – zaśmiał się, lekko przytulając mnie do swojego torsu, na co moje policzki odpowiedziały ciepłem. Jak Boga kocham, ukradnę mu kiedyś te jego perfumy tylko po to, żeby móc je bezkarnie wąchać.
-Holland, puszczaj mnie! – warknęłam, ale niespecjalnie mi to wyszło.
-Oh Boże, Fitz jaka ty jesteś uparta! – jęknął głośno i momentalnie zepchnął mnie z kanapy, tak, że wylądowałam leżąc na dywanie.
-NIENAWIDZĘ CIĘ, HOLLAND! – zawołałam przez śmiech i sięgnęłam po poduszkę, rzucając nią w niego.
-Też Cię uwielbiam. -  parsknął a ja kręcąc głową ruszyłam do kuchni.
Niemożliwy.

*dwie godziny później*
Ledwo mogłam oddychać ze śmiechu i zmęczenia przez ciągłe tańczenie i głupawkę, którą fundował mi Zack.
Gdy nadszedł moment twerkowania, Zack spojrzał na mnie z bardzo poważną miną.
- Robisz to źle! – skrzywił się z miną znawcy i zaczął kręcić tyłkiem na wszystkie strony, niby demonstrując jak powinnam to robić, powodując u mnie napad śmiechu.
Miałam już to jakoś skomentować, ale w tym samym momencie rozległ się dźwięk przychodzącego smsa.
Odłożyłam kontroler i chwyciłam telefon.
Nie wiem jak to możliwe, ale momentalnie widząc na wyświetlaczu imię Luke`a, moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.  Jednak szybko wróciłam do neutralnej miny, nie chcąc by Zack zauważył, że najzwyczajniej w świecie szczerzę się do telefonu.
Wyłączył muzykę i  podszedł nieco bliżej mnie.
-Po znaczącym uśmiechu, stwierdzam, że wygrałaś milion. – rzucił Zack, mimo że w jego glosie było coś dziwnego.
Zaśmiałam się krótko, czując się nieswojo. Postanowiłam ani nie potwierdzać ani nie zaprzeczać. Nie mam zamiaru go okłamywać, a nie chcę też, żeby poczuł się w jakiś sposób… Cholera, nie wiem. W każdym razie słowa Hayley nieźle namieszały mi w głowie.
I wcale mi się to nie podoba.
-Ewentualnie mogę też strzelać, że to Luke wywołał twój uśmiech. – dodał po chwili, sprawiając, że zamarłam w momencie gdy zrozumiałam, co właśnie powiedział.
Cholera.
-Skąd… Um. Ty znasz Luke`a? – wydusiłam z siebie, starając się zachować w miarę możliwości naturalnie, co nie było ani trochę łatwe.
-Nie znam. – wzruszył ramionami.  – Ale ty poznałaś go całkiem dobrze, huh? – spojrzał na mnie.
-Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.
- Nic szczególnego.  Po prostu wysnuwam wnioski po waszych spotkaniach, jak na przykład to w restauracji, czy to wczoraj. – powiedział dziwnym tonem. Nie było w nim pretensji, czy żalu. Ale też nie był to luźny ton. Po prostu.. dziwny. Nie dało się niczego po tym wywnioskować. Jak się czuje wobec tego, co mówi. W jakim sensie to mówi, dlaczego to mówi.
Przygryzłam wargę. Wie o wczoraj. Cholera.
-Słuchaj, Zack. Nie wiem skąd go znasz, czy wiesz… Po prostu przepraszam, jeśli to nie wygląda… fajnie i uh… - dukałam, starając się wysłowić - ..I  w porządku wobec Ciebie. Nie  chcę , żebyś myślał, że, hm, gram na jakieś dwa fronty, czy coś… Po prostu, lubię Cię Zack, okej?
-Okej. – powiedział spokojnie Zack, patrząc mi w oczy. Na jego usta wkradł się uśmiech. Ale nadal nie ten, jaki powinien.
-To było tylko spotkanie i… - kontynuowałam, ale mi przerwał.
-Wiem. Przecież jeśli chodzi o nas, na przykład teraz, to przecież też jest tylko spotkanie, nic szczególnego, prawda? – powiedział dziwnie lekko.
Uh, cóż, ała, okej.
-Tak.. Tak. – mruknęłam zbita z tropu. Mimo, ze nie powinno, zabolało mnie to co powiedział.
- W każdym razie, ja muszę się już zbierać. –powiedział nagle . Chciałam coś powiedzieć, ale miałam pustkę w głowie.
Co właściwie powinnam powiedzieć?
-Już? – wyjąkałam w końcu.
-Mhm. Cóż. Pomyśl trochę nad… Nad pewnymi sprawami. I dzwoń gdyby coś. – powiedział, podszedł bliżej, pocałował mnie w policzek i skierował się do drzwi.
Usłyszałam trzask drzwi wyjściowych podczas gdy ja nadal trawiłam jego słowa i naszą dziwną wymianę zdań.
Co to miało w ogóle być?

*oczami Johna*
  Wpatrywałem się tępo w zdjęcie sylwetki mojej małej Caroline, biegnącej ze słuchawkami w uszach między drzewami.  Po scenerii można wnioskować że to późny wieczór. Na widok kłującego w oczy podpisu zdjęcia, moje serce zabiło szybciej a  moje ciało się spięło.

,, Bieganie samemu o tej porze może być niebezpieczne, nie sądzisz? Sama się prosi o kłopoty :)” 

Zacisnąłem dłoń w pięść. A wszystko przez to, że mam opory w dokonaniu przelewu, co oficjalnie znaczyłoby, że zaczynam wykonywać polecenia Bricksa, czyli kieruję firmę ku upadkowi.
Z bijącym sercem napisałem wiadomość Luke`owi, aby dopilnował żeby Caroline nie wychodziła późno z domu, albo żeby chociaż był w tym czasie gdzieś blisko niej.
Do czego to wszystko się sprowadza. Mam jakieś pieprzone deja vu.
Kilka lat temu, wszystko zaczynało się w podobny sposób. Zdjęcia, smsy z iluzjami…  I nieodłączny strach i uczucie ich oddechu na plecach moich i mojej rodziny.. Ba, to tak jakbym sam trzymał  broń wycelowaną w moją rodzinę i własnymi działaniami naciskał spust albo ją opuszczał.
Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym miał kontakt z Caroline. Mógłbym ją jakoś chronić, wytłumaczyć jej więcej spraw. Boże, ile ja bym zrobił, mając ją znów obok siebie…
Bezwiednie chwyciłem mój telefon.
 Przewinąłem listę kontaktów i mój wzrok spoczął na imieniu mojej córki.Po tylu nieudanych próbach, naprawdę nie jest łatwo próbować dalej ze świadomością, że prawdopodobnie znowu się nie uda.
 Z rezygnacją odłożyłem telefon i westchnąłem ciężko.
Mało tego, cały czas żyję ze strachem, że to co robię, wyjdzie na jaw. Moje przekręty.
Tym razem wsadzą mnie na pieprzone 25 lat.
Mam powoli tego wszystkiego dość.

*oczami Luke`a*
-Mówiłem, że jestem genialny. -  powiedział zadowolony Hood rozkładając się na kanapie i piwem w ręku.
Wywróciłem oczami. Sam nie wiem czy to całe utrzymywanie kontaktu z Caroline jest dobrym pomysłem. Nadal mam mieszane uczucia. To znaczy, niby ją polubiłem, chociaż nadal mam do niej żal za to co przechodzi John przez jej głupie fochy, ale jednak… Jednak nie wiem czy to był dobry ruch. I nie mam pojęcia czy John powinien o tym wiedzieć.
Chyba lepiej nie.
Nie słuchałem kompletnie dalszego ciągu rozmowy chłopaków. Moje myśli krążyły wokół Johna i Caroline.
Kilka chwil temu dostałem smsa od Johna, żebym nie dopuszczał do tego, żeby Caroline opuszczała dom o późnych godzinach, albo żebym był w  pobliżu i miał na nią oko.
Pewnie Bricks znowu zaatakował i zagroził Johnowi.
Dlatego też czekałem na odpowiedź od Caroline. Napisałem do niej, co robi. Właściwie, jest już wieczór. Oby była w domu, bo jeśli nie, będę musiał jak najszybciej lecieć za nią i tłumaczyć się jej dlaczego do cholery jasnej pojawiam się nagle tam gdzie jest ona.
Właściwie, dziwię się, ze jeszcze nie wzięła mnie za przerażającego stalkera.
No bo co myślisz o osobie, która nagle podejrzanym przypadkiem na Ciebie wpada, poznaje się z tobą i od razu  się z tobą zaprzyjaźnia, bierze numer, pisze, rozmawia i spotyka, chce wiedzieć co u Ciebie?
O CHOLERA.
Przecież ona może pomyśleć, że jestem w niej zakochany i dlatego robię to wszystko !
O KURWA JEGO MAĆ.
To jest milion razy gorsze niż uważanie mnie za stalkera. O nie nie nie nie.
Sygnał sms`a.
Od: Caroline
Szykuję się biegać, a co? x

Ją porąbało czy porąbało? Biegać? O tej porze?
To tak jakby się sama zawiązała, ozdobiła kokardką i poszła do Bricksa mówiąc : ,,Ktoś chce mnie może porwać, zabić, czy zgwałcić? Bo ja już się nie mogę doczekać !’’
Oooo ludzie…
 Przygryzłem wargę, koncentrując się. Hm, co teraz?
Do: Caroline. 
Wieczór filmowy z opychaniem się słodyczami w pakiecie vs bieganie, co wybierasz? x

Nie mam dzisiaj ochoty na wychodzenie z domu, nawet do niej, ale trudno. Czego się nie robi.
Od: Caroline
Bieganie, a potem wieczór filmowy brzmi świetnie :)

UGH.
 Czemu nie możesz po prostu siedzieć na tyłku, uparta kobieto?
Miliony dziewczyn na świecie, akurat mi się musiała trafić ta aktywna …
Dzięki, ktokolwiek to zaplanował.
Zagryzłem wargę mocniej.
Biłem się z myślami.
Może by tak..? NIE.
Ale przecież.. NIE.
Nie zaszkodzi mi trochę ruchu, w końcu to zdrowie i… NIE.
 Przecież oni mogą ją dopaść i wywieźć i … NO ALE NIE MA TAKIEJ OPCJI.
 Przecież ja tego tak bardzo nie… UH.
Ale właściwie.., co mi szkodzi, przecież to nie jest chyba takie straszne…
Nie, pierdolę to. Wszystko tylko nie to.
 TO DLA JOHNA.
Przemogłem  się i nim zdążyłem się rozmyśleć wystukałem kolejnego smsa.
Do: Caroline
W takim razie co powiesz na moje towarzystwo podczas biegania? ;)  Specjalnie dla Ciebie zmienię swoja trasę ;) x

Wziąłem głęboki oddech. Co ty robisz, Hemmings.
Odpowiedź przyszła szybko.
Od: Caroline
Będę zaszczycona :)

CHOLERA JASNA.
Do: Caroline
Więc widzimy się za 30 minut, u Ciebie? :)

ODMÓW, ODMÓW, ODMÓW, BŁAGAM ZOSTAŃ W TYM PIEPRZONYM DOMU.

Od: Caroline
Ok :)

Kurwa mać.
Zdążę się przygotować psychicznie przez 30 minut na długi bieg?
Wstałem ociągając się, zwracając tym samym uwagę chłopaków na siebie.
-A ty gdzie, Hemmo? – zapytał Michael.
Fanfary proszę.
-Biegać z Caroline. – powiedziałem spokojnie.
Calum momentalnie wypluł całe piwo, które akurat pił na biednego Clifforda.
-Co kurwa? – nawet Ashton oderwał się od swojego telefonu, czytaj od smsów z Hayley. A jeśli już Ashton od tak się odrywa od tego zajęcia, to sprawa musi być poważna.
-Hood, cwelu! – krzyknął Michael wycierając się i krzywiąc.
-Chyba ruchać się w krzakach na hardcore`a a nie biegać! – zakpił Calum.
Wywróciłem oczami.
-Uwierz Hood, wolałbym milion razy ruchanie niż bieganie, ale życie gniecie. Idę z nią biegać, żeby Bricks nie mógł jej  porwać, czy coś. – mruknąłem.
-Przecież ty nienawidzisz biegać. – zmarszczył brwi Michael.
-Kto tak powiedział? – prychnąłem.
-Ty. – powiedział od razu Ashton.
Uh.
-Lubię, nie lubię, nieważne. – wzruszyłem ramionami.
-Hemmo, ty jesteś w tym beznadziejny.  – zaśmiał się Calum.
-Zamknij ryj. – warknąłem i skierowałem się do wyjścia. Wcale nie jestem beznadziejny. Przecież bieganie nie jest trudne, prawda? Każdy umie biegać, każdy daje radę.
Bez przesady.
-Nie wiem jak wy, ale ja oddałbym wszystko, żeby móc to zobaczyć na własne oczy. – usłyszałem za plecami wesoły głos Irwina.
-O Jezu, ja też! – parsknął śmiechem Hood.
Nie ma to jak wsparcie kumpli.
-Jak wrócę, to przysięgam, że dostaniecie ode mnie w ryj! – zawołałem otwierając drzwi.
-O ile zdołasz się doczołgać do domu po tym bieganiu, kochanie! – wydarł się Calum.
Trzasnąłem drzwiami w odpowiedzi.
Kurwa, w co ja się wpakowałem.
Pamiętaj Luke, robisz to dla Johna.


*kilkanaście minut później* 
Z bijącym sercem zaparkowałem pod domem Caroline.  O cholera.
Wziąłem głęboki oddech, wysiadłem i skierowałem się w kierunku drzwi wejściowych.
Boże, miej mnie w swojej opiece.
Zapukałem do jej drzwi, starając się rozluźnić. Przecież nie może być tak źle, prawda?
Otworzyła mi uśmiechnieta Caroline ubrana w bluzę i SŁODKI JEZU  idealnie przylegające legginsy.
Przełknąłem ciężko ślinę.  Cholera,  czy ona musi mieć tak idealne ciało?
-Hej. – powiedziała wesoło, uśmiechając się szeroko i przytuliła mnie krótko na powitanie.  Jej słodkie perfumy sprawiły, że się odprężyłem.
-No hej. – odpowiedziałem starając się brzmieć równie wesoło.
-Widzę, że jesteś gotowy. – zaśmiała się krótko, skanując mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Na bieganie, zawsze. – powiedziałem pewnie, nie tracąc moich pozorów zapału. Hemmings, co ty pierdolisz…
-Jesteś aż tak dobry? – uniosła żartobliwie brew.
-Chciałaś powiedzieć: najlepszy. – rzuciłem nonszalancko. Taaak, pogrążaj się dalej…
-Cóż, w takim razie, mój skromny przyjacielu, proponuję mały wyścig na rozgrzewkę,  6 kilometrów biegu i  na sam koniec kolejny wyścig. Co ty na to? – uśmiechnęła się cwaniacko.
CO KURWA?
-Ile?! – wyrwało mi się.
-Hemmings, pamiętaj, że biegasz ze mną, może Ciebie stać na jeszcze więcej, ale mnie niekoniecznie, miej trochę litości i zniż się na chwilę do mojego poziomu! – dała mi kuksańca w bok , śmiejąc się.
O Jezu przenajświętszy…
Mimo, że miałem ochotę biec, ale do domu, szybo się zreflektowałem.
-No dobra, niech będzie, dzisiaj zrobię tylko małą rozgrzewkę. – powiedziałem nonszalancko.
Nie wierzę we własne słowa, naprawdę.
Prychnęła lekceważąco.
-Kpij ze mnie dalej, to nie wrócisz z tego biegu. – rzuciła zaczepnie, lekko szturchając mój bark, mijając mnie i schodząc po schodach.
Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem za nią.
Pośpiesznie szukałem jakiegoś wyjścia z sytuacji, jakiegoś argumentu, żeby nie biegać, żeby siedzieć cały wieczór na tyłku przed telewizorem ze słodyczami.
Tylko cholera, wszystko jak na złość jest idealnie. Temperatura jest idealna, nie jest zimno, ale nie jest ciepło, do biegania perfekcyjna. Mało ludzi, spokojna okolica, lekki, orzeźwiający wiaterek i zero szans na deszcz czy burzę.
Woda czeka na nas w domu, jesteśmy ubrani adekwatnie do pogody i biegania, no cholera.
Co mi strzeliło do tego głupiego łba? Wdech. Wydech.
Robię to dla Johna. DLA JOHNA.
Przecież to nie może być trudne. Dam radę. Ja bym nie dał? Pff.
To tylko głupie bieganie. I to z dziewczyną.
Mam nadzieję, że jednak moja kondycja jest w miarę dobrym stanie. Przecież ćwiczę. Co prawda nie biegam, ale ćwiczę, to chyba mi pomoże, nie?
Dam radę. Przecież mogę to zrobić.
- Więc ile się ścigamy na początek? – zapytała wesoło Caroline przyjmując wręcz bojową postawę.
- Ile tylko chcesz, obiecuję, że i tak dam Ci fory. – powiedziałem pewnie.
-Nie oszczędzaj mnie. – zaśmiała się i popatrzyła przed siebie. – Biegniemy w dół ulicy, aż do drugiego skrzyżowania. Od skrzyżowania  skręcamy w prawo i biegniemy normalnie.  Może  być? – spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Pewnie. – zgodziłem się ochoczo.
Spokojnie, dam radę.
Ustawiliśmy się w równej linii, Caroline było niesamowicie wesoło jak na fakt, że ma biec aż 6 kilometrów. Kto normalny lubi biegać?!
-Na 3. – spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.
Przytaknąłem w odpowiedzi i wziąłem wdech.
-1… 2… - zaczęła odliczać. O mój Boże. – 3! – zawołała i puściliśmy się biegiem w kierunku, który wskazała wcześniej.
Momentalnie mnie wyprzedziła. Co jest do cholery?!
 Mimo tego, że przez szybki start, kręciło mi się w głowie, zacisnąłem zęby i starałem się przyśpieszyć tak jak to tylko możliwe. W pewnym momencie moje ciało wręcz nie nadążało za nogami, a dziewczyna nadal biegła przede mną, ba, wyglądała jakby nie wymagało to od niej prawie żadnego wysiłku, gdzie ja dawałem z siebie ile tylko mogę.
Cholera, powietrza. Brałem duże hausty powietrza, starając się jakoś zapanować nad tym, żeby tylko nie dyszeć.
Jak ona to robiła, że oddychała spokojnie? JAK?!
O mój Boże, moje nogi…
DALEKO JESZCZE?!
Momentalnie zacząłem dyszeć, mimo że tak bardzo tego nie chciałem. O MÓJ BOŻE I ŻE NIBY JA MAM POTEM BIEC JESZCZE PRZEZ 6 KILOMETRÓW?!
Najchętniej rzuciłbym się na ten pieprzony trawnik. Gardło piekło mnie niesamowicie.
Mimo to, przyśpieszyłem jeszcze, przekraczając własne przypuszczenia, że w ogóle tak potrafię.  Minimalnie zbliżyłem się do dziewczyny, mimo że miałem ochotę tylko legnąć na tej drodze i już nie wstawać. Gdy zamajaczyło mi się upragnione drugie skrzyżowanie, nie posiadałem się ze szczęścia. Błagam, niech to skrzyżowanie nadejdzie szybciej. O dziwo, ja sam nieznacznie przyśpieszyłem dzięki tej myśli i na naszą ,,metę” dobiegliśmy prawie równo.
,,Prawie” znaczyło tyle co:  dotarłem kilka sekund po Caroline, która stopniowo zwolniła, a ja od razu się zatrzymałem, powodując tym małe zachwianie własnej równowagi. No tak, Hemmings idioto, istnieje coś takiego jak wytracanie prędkości!
-WYGRAŁAM! – zawołała wesoło Caroline, wracając do mnie truchtem. Ja natomiast walczyłem o możliwość oddychania, jednocześnie starając się  wyglądać pewnie i beztrosko.
TYLKO JAK DO CHUJA, KIEDY ZDYCHAM?!
-Dałem Ci fory, tak jak obiecałem. – powiedziałem na jednym wydechu. Ile ja bym dał za to, żeby po prostu legnąć na tej ziemi.
-Ach tak.  – pokiwała kpiąco głową. Patrzyła na mnie z cwanym uśmieszkiem. Kurwa, rozgryzła mnie. Hemmings ogarnij się.
Zamknąłem usta, starając się nadal jakoś oddychać co okazało się niemożliwe więc dalej dyszałem.
Natomiast Caroline  przygryzła wargę. CWANIARA SIĘ ŚMIEJE.
-To tylko przez to, że trochę wyszedłem z formy! – od razu zacząłem się bronić i w końcu odetchnąłem w nieco zbliżony do normalnego sposób.
-Oczywiście. – mruknęła kpiąco. – W takim razie nie masz nic przeciwko odzyskiwania formy przez następne 6 kilometrów? –spojrzała na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Oczywiście, że nie. – niemalże jęknąłem.
-Świetnie!Nie traćmy czasu! – zawołała z nieco przekombinowanym entuzjazmem. ONA AUTENTYCZNIE SIĘ ZE MNIE NABIJA.
Chciałem to skomentować w odpowiedni sposób, ale ona już spokojnym truchtem biegła dalej. BOŻE DOPOMÓŻ MI.

~*~

-DOBRA, FITZ, MASZ MNIE, UDOWODNIŁAŚ MI, ŻE JESTEŚ LEPSZA I POŚMIAŁAŚ SIĘ JUŻ,  WYSTARCZY! – krzyczałem, biorąc haust powietrza za każdym słowem. Odpowiedział mi tylko śmiech dziewczyny spokojnie truchtającej przede mną.
DO CHOLERY JASNEJ BIEGNIEMY TAK JUŻ OD WIEKÓW, PRZYSIĘGAM, PIEPRZONYCH WIEKÓW.
Mało tego, mam wrażenie jakbym wlókł się za nią już jakieś 300 kilometrów. Na litość Boga!
Caroline zorientowała się, że tak naprawdę moja kondycja, jeśli chodzi o bieganie, jest zerowa w przeciwieństwie do niej i oczywiście musi to wykorzystywać.
Uraczyła mnie w czasie tej męki już jakimś tysiącem złośliwych uwag pełnych ironii i dalej ciągnie mnie za sobą. A ja biegam za nią jak pies z wywalonym jęzorem, tylko po to, żeby nie leciała nigdzie sama i żeby nie zrobić z siebie takiej cioty.
Chociaż jeśli mam być szczery, gdyby teraz Bricks nas zaatakował, to nawet nie musiałby mnie dotykać, padłbym na kolana sam gdybym tylko się zatrzymał.
PRZYSIĘGAM, TO OSTATNI RAZ.
-FITZ! W TYM MOMENCIE SIĘ ZATRZYMAJ! BĘDZIESZ MNIE DO CHOLERY WLOKŁA DO DOMU! – wydarłem się po raz kolejny dysząc jak przy nagłym ataku astmy. Swoja drogą, mam wrażenie jakbym od kilku godzin przeżywał jakieś 16 ataków astmy naraz. A nóg nawet nie czuję. Poza tym, że sprawiają wrażenie, jakbym wlókł dwa stalowe pręty, oba po 10 kilogramów.
 O SŁODKI JEZU.
Caroline odróciła się przodem do mnie i biegła spokojnie do tyłu, uśmiechając się do mnie wesoło. Jak słowo, daję, kiedyś sam ją zabiję, no!
- Spokojnie Luke, dasz radę, jeśli teraz się zatrzymasz, nie zrobisz już nawet kroku więcej, wiesz o tym? – zapytała wesoło, biegnąc centralnie przede mną.
-Nienawidzę Cię, kobieto! – wydusiłem. Fakt, że przemieszczaliśmy się teraz z zawrotnie małą prędkością, równie dobrze mógłby to być energiczny marsz. Caroline sobie podskakiwała wesoło w miejscu, a ja, cóż, wlokłem się czymś pomiędzy biego-marszo-podrygo-czołganiem, jakbym miał kilka ran postrzałowych i skręconą kostkę, a ktoś mnie gonił z siekierą w ręku,
Czyli cóż, wyglądam gorzej niż żałośnie.
-Już niedaleko Luke, przysięgam. – powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko.
- Zemsta będzie słodka! – wychrypiałem ostatkiem sił.
Roześmiała się.
-Sam tego chciałeś. – powiedziała wesoło.
Nawet nie wiem gdzie jesteśmy. Przestałem koncetrować się na otoczeniu, jedyne o czym myślałem, to  żeby wytrzymać i biec dalej. Wytężyłem wzrok i rozejrzałem się.
 O MÓJ KOCHANY ŚWIECIE JESTEŚMY JUŻ NA JEJ ULICY.
Dosłownie miałem ochotę płakać ze szczęścia.
Jeszcze tylko kilkanaście metrów, dajesz Hemmings.
-Mówiłam, że niedaleko. – Carolie miała wspaniały humor.
Wpadła pierwsza na werandę i spokojnie otworzyła drzwi, przez które centralnie wpadłem i rzuciłem się na dywan. Dosłownie.
-Dzięki Ci, Boże. – jęknąłem cicho sam do siebie, dysząc dalej. Dobiegł mnie odgłos zamykanych drzwi i śmiech Caroline.
Usiadła obok mnie z butelką wody w dłoni wyciągniętej w moją stronę,
Od razu się ożywiłem. Chwyciłem butelkę i po kilku sekundach, była już pusta.
Straciłem siły już kompletnie. Wszystko puściło, a moja głowa bezwiednie opadła na kolana dziewczyny, która od razu zareagowała śmiechem.
- Odwdzięczę się za to, zła kobieto. – jęknąłem, próbując się podnieść, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa i nie ruszyłem się nawet na milimetr.
-No przepraszam. – mruknęła wesoło.
Hemmings, możesz być z siebie dumny, wytrzymałeś CAŁE SZEŚĆ PIEPRZONYCH KILOMETRÓW.
- Nie wierzę, że kazałaś mi wlec się za sobą przez taką odległość. – westchnąłem.
-Ooo przepraszam, chciałam zauważyć, ze ułatwiłam Ci zadanie do granic możliwości, a nie to żeby coś, ale sam tego chciałeś.
-JAK TO UŁATWIŁAŚ MI ZADANIE?! – aż podniosłem głowę.
-Nie biegłeś tych swoich sześciu kilometrów, tylko ledwo trzy. Nie ścigałeś się ze mna po raz drugi. I my wręcz szliśmy a nie biegliśmy przez prawie całą drogę, więc wypraszam sobie. –prychnęła.
-JAK TO TRZY KILOMETRY?! – aż usiadłem.
-No normalnie. – wzruszyła ramionami.
-JAKIM CUDEM, to niemożliwe, przecież biegliśmy tak długo!
-Spójrz na zegarek, minęła godzina. – powiedziała spokojnie.
JAK TO DO CHUJA PANA?!
Spojrzałem na zegarek. Ona ma pieprzoną rację.
Jak to jest kurwa możliwe, skoro czuję się jakbym biegł przez całą noc i pokonał drogę tysiąca kilometrów?!
-Nienawidzę Cię kobieto, nienawidzę! – jęknąłem, ponownie kładąc się na jej kolanach.
-Oj, już przepraszam no! Chodź, w zamian zrobię Ci pyszną, kaloryczną kolację, co? – zaśmiała się.
-Oglądamy film, żremy słodycze, pijemy piwo, leżymy, jasne? – mruknąłem przewracając się na plecy.
-Cokolwiek powiesz. – roześmiała się i wstała.




________________________________________________________________
Także tak...
Szczerze. 
Nie mam pojęcia co dalej z YTR.
Wiem, mam ferie, teoretycznie mam czas na pisanie. 
Ale co mi z tego, skoro nie mam żadnej weny?
Wiem o czym ma być to ff, wiem co będzie dalej. 
Ale nie wiem, nie umiem jakoś już pisać YTR.
z tym rozdziałem pieprzyłam się przez 3 dni, po kilka godzin. 
I męczę się nad tym niesamowicie. 
A nie jest tak, że pisanie powinno sprawiać mi frajdę? 
Chociaż minimalną? 
Tymbardziej, tak mała liczba komentarzy, wgl zaintersowania, wcale nie pomaga.
Właściwie po wczorajszej rozmowie z pewną osobą, uzmysłowiłam sobie pewną smutną rzecz.
Gdybym usunęła YTR, bez uprzedzenia, nagle, to na dobrą sprawę nikt by się nie zorientował. 
To znaczy, może i owszem, ale dopiero kiedy komuś się przypomni, czy jakimś cudem wejdzie w link, a wyskoczy błąd. 
 To i moja wina, cóz. Nie mówię , że nie. 
anyways
Nie wiem, czemu tak jest. Może dlatego że uzewnętrzniam się w każdym z moich opowiadań.
YTR miało być moim upustem problemów w pewnym, hm, aspekcie mojego życia. 
Ale teraz trochę się zmieniło.
Nie wiem na jak długo, ale tak jakby, w YTR nie am już ,,mnie". Mam na myśli, pisząc coś, zawsze jest w tym coś mojego, moje emocjie, moje problemy, wy czatjąc to, nieświadomie poznajecie moje życie, mnie i moje uczucia od najróżniejszych stron, nie zawsze tych dobrych. 
Pisząc YTR męczę się, to jakoś nie przychodzi mi tak ,,samo", nie pomaga mi w żaden sposób.
Zauważycie to zwłaszcza na początku rozdziału - początek jest po prostu BEZNADZIEJNY i najzwyczajniej nudny. 
Bieganie- może i trochę się ożywiło ale tylko dlatego, że uzewnętrzniłam w Hemmingsie mnie na
 wf-ie ._.
W ostatnich rozdziałach może też widać to, że nie są juz takei jakie były, albo takie jakie są na Sinisterze. 


REASUMUJĄC. 
Nie wiem co będzie. 
Nie chcę sie poddawać, bo to się odbije na mnie, że jestem na tyle bezndziejna, że nawet moje własne opowiadanie mnie przerosło. 
Wiem, że tak będzie, już tak jest. 
( to tłumaczy czemu tak późnym wieczorem wpieprzam Snickersa, czego będę jutro cholernie żałować, patrząc na siebie w lustrze)


Mam ferie, więc pomyślę nad tym, spróbuję popisać. 
Mam nadzieję, że dam radę to doprowadzić do końća bez milowych przerw między rozdziałami. 

Piszę Wam to po to, żeby przygotować Was na to, że najwyczajniej nie wiem kiedy będzie następny. 
I proszę o zrozumienie. 

Dziękuję tym co nadal są ♥
@sheeranable x


6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucyna dziewucho jak ja cię pierdolnę w tą sobotę to się nie pozbierasz do chujca!

    YTR ma trwać skoro masz pomysł a ja mogę sobie czekać nawet 865462167 dni na kolejny rozdział i nigdy mi się na znudzi bo piszesz to ty helou kobieto!

    rozdział wcale nie jest beznadziejny i ty też kurwa nie jesteś soł SHUT THE FUCK UP GURL !

    skoro już o tym mowa to ja znowu cię pochwalam (o teraz w tym momencie) że opisy są dużo lepsze niż wcześniej i IM SO PROUD OF YOU HONEY ;333

    wgl Zack !!! ohohoho nie sądziłam że tak od razu powie Caroline o Luku o.o takie troche sdfghjo jag to ?!

    LUKE >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
    tak bardzo ja gdy tylko wejdę na lekcje wfu xd
    Seans filmowy ze słodyczami (przepraszam czy może mi ktoś coś takiego zrobić i to NOW) świetny pomysł odczekuję jakiś kissów i bóg wie czego tak bardzo emołszjonal <333

    Kocham Cię misia weny dużo życzę i do następnego rozdziału ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc Lu.
    Stwierdziłam, że jeśli otrzymam na to Twoja zezwolenie, to dodałabym dwa komentarze. Jeden dzisiaj, jako komentujący. Drugi po tym, jak skończę czytać ytr od początku w najbliższym czasie (góra dwa dni), który odnosiłby się do notki pod rozdziałem. Napisz mi, czy się zgadzasz na tt, bo nie chcę bez potrzeby ani narzucać swojego zdania, ani Ciebie tym denerwować czy irytować.

    Ale ten jeden napiszę na pewno, więc:
    ~Reakcja na widok blond sex-bomby, Luka Hemmingsa, w barze:
    * „I found you, you, you” - sung by Zack Holland
    ~Od części „Następny dzień, oczami Caroline” można wszystko przedstawić jako prognozę pogody:
    W głowie Caroline zderzają się dwa fronty emocjonalne. Po przybyciu Hollanda atmosfera się zagęszcza. Jego osoba wniosła mgłę, która wnosi uczucie zmiany normalnego zachowania. W końcu następuje rozładowanie atmosferyczne – zniecierpliwienie zamienione w uśmiech i luz połączony z wygłupami do końca tego podrozdziału. Nieoczekiwanie znowu zbierają się chmury – zejście na temat Luke'a. Caroline sama mówi, że nie czuje bólu. To tak jakby została porażona, ale miała buty ze styropianu. Nie ma ujścia = nie ma bólu.

    ~Perspektywa Johna – momentalne zwiększenie napięcia

    ~Luke jest jak:
    „Don't want to be an American Idiot”, ale nim jestem, bo cały czas się pogrążam.
    A kiedy już biegną:
    Osioł / Hemmo:Daleko jeszcze?
    Shrek / Fitz: Ta.
    Osioł / Hemmo: Daleko jeszcze?
    Fiona / Fitz: Raczej tak. (…)
    Osioł / Hemmo: Daleko jeszcze?
    Shrek / Fitz: Tak!
    Osioł / Hemmo: No to daleko, czy nie?!
    Shrek / Fitz: Nie.
    Osioł / Hemmo: Serio?
    Shrek / Fitz: Nie! (..)
    Osioł / Hemmo: Daleko jeszcze?
    Fiona / Fitz: Nie
    Osioł / Hemmo: No nareszcie!

    A później to już tylko: Dziękuję, że jest coś takiego jak podłoga!

    ***
    Także ten.. Daj mi proszę znać, to bardzo ważne
    Udanych ferii Słońce <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu zapewniam, że jak tylko znajdę trochę czasu to przeczytam od początku, by wkręcić się w akcję :-)
    Fajnie się czyta takie długie rozdziały, bo nie ma wtedy tego niedosytu, jeśli rozdział się podoba (zrozumiałaś w ogóle, co mam na myśli? jejku, pisze tak dziwnie, że sama nie wiem o co mi chodzi xd)
    popieram w stu procentach to, że piszesz kilkoma perspektywami. ja osobiście nie bardzo tak potrafię, ale uwielbiam czytać takie rozdziały :-D
    Masz świetny styl pisania i bardzo przyjemnie mi się czytało.
    Ja osobiście nie zauważyłam nic beznadziejnego, a nudnego to już w ogóle!
    A co do braku weny to się nie martw, wróci. Nam, pisarzom blogowym mają prawo zdarZyć się blokady twórcze :-*
    trZymam kciuki, żebyś pisała kolejne rozdziały, bo z przyjemnością bym czytała dalej xd

    jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie ;-)
    ''...Potrzebowałam chwili, żeby dotarło do mnie, gdzie jestem. Domyśliłam się, że to jest kara za to, że próbowałam uciec. Od samego początku wiedziałam, że jest szalony, ale nie do tego stopnia. Zakopał mnie żywcem. To był mój koniec.''

    http://no-control-niall-horan.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc Lucyna przeczytałam.
    Wszystko od początku do końca.
    Nie chcesz tego czytać – nie czytaj. Nic na siłę.
    Ale ja chcę to napisać, więc napiszę. Zawsze możesz usunąć.

    I nie chcę być jakaś samolubna ani chamska.

    Jeśli chodzi od strony technicznej:
    Osobiście uważam, że You're The Reason to blog, który zasłużył sobie na ogromne wyróżnienie.
    ~ Sama długość rozdziałów (nie to co np. u mnie) jest godna podziwu.
    ~ Zręczne posługiwanie się perspektywami.
    ~ Ciekawe opisy, nie za krótkie, nie za długie, ale bogate w przekaz.
    ~ Intrygujący rdzeń opowiadania. Pomysł na poprowadzenie, rozgałęzienie tego wątku.
    ~ Powiązania ze sobą wydarzeń.
    ~ Logiczna spójność. Jedno wynika z drugiego.
    ~ Wyjątkowe gro bohaterów, a każdy z nich inny.
    ~ Elementy zaskoczenia.
    ~ Ciekawie ukierunkowane przemyślenia.
    ~ Rewelacyjne dialogi.
    ~ Dramat połączony z komizmem – idealnie wyważona mieszanka emocjonalna.
    ~ Odpowiednio wymierzone pole do popisu wyobraźni czytelnika (nawet jeśli nieświadomie).
    ~ Nieprzewidywalność. Nie ma miejsca na nudę nawet w najmniejszym akapicie.
    ~ Przemycanie uroczych elementów.
    ~ Urealnienie marzeń w niektórych sytuacjach (jak np. wieczór filmowy Hay i Asha).
    ~ Utrzymanie wszystkiego na ziemi (bieg Luke'a).
    ~ Doprowadzanie czytelnika do autentycznego przeżywania wszystkiego.
    ~ Oryginalność w doborze posunięć w danej sytuacji.
    ~ Gwarancja przyjemności z czytania.
    ~ Zaciekawienie na miarę efektu palacza – chcesz więcej i więcej.

    To są moje przemyślenia po odświeżeniu i dokładniejszym przeanalizowaniu sobie wszystkiego.
    Nie musisz na to patrzeć. To tylko i wyłącznie moja opinia. Nie narzucam swojego zdania nikomu.

    Natomiast od możliwości mobilnych:
    Kaprysy weny w zawodzie blogera to codzienność. Natomiast jeśli już tego nie czujesz, to w żadnym wypadku nie mam prawa Cię do niczego zmuszać. Owszem, pisanie powinno sprawiać przyjemność. Gorzej, kiedy staje się to nieporęcznym obowiązkiem, w dodatku ciężkim do spełnienia. I jeśli z radości pisania zrobiła się dodatkowa nieopłacalna praca, to również zrozumiem.

    I nie wiem, dlaczego You're The Reason nie zyskało takiego rozgłosu, jaki powinno.
    Może inaczej. Nie rozumiem braku komentarzy. Nawet jeśli przyjemna, to pisanie fanfiction to nadal swego rodzaju praca. Wymaga poświęcenia czasu i nakładu ciężkiej pracy nawet przy samym sprawdzaniu. Komentarze są jak wynagrodzenie. Sprawiają tyle radości. Są potężnym źródłem motywacji, bo pisze się nawet tylko po to, żeby czytelnik miał okazję jakiś nowy napisać, żeby móc go jak najszybciej przeczytać.
    A obowiązkiem czytelnika jest skomentowanie tego, co czyta. Niemy czytelnik jest tak jak kanciarz na szarym rynku, który unika podatku. Czyta to w końcu za darmo. Ma dostęp do czyjejś ciężkiej pracy, ale w żaden sposób tego nie szanuje ani nie docenia, jeśli nie jest w stanie poświęcić minuty lub dwóch na kilka prostych, nie wymagających wysiłku zdań, żeby odpowiedzieć jakoś na kilka godzin krytycznego wyczerpania wyobraźni i umiejętności pisarskich autora. To takie niesprawiedliwe.

    Dziękuję bardzo za pozwolenie.
    Kocham Cię Słońce <33333

    OdpowiedzUsuń
  6. PRZEPRASZAM BARDZO ZA SPAM POD ROZDZIAŁEM ALE NIE ZAUWAŻYŁAM U CIEBIE ZAKŁADKI SPAM.
    Serdecznie zapraszam na bloga z imaginami o 1D
    http://one69direction69.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly