,,Chce zobaczyć światło
Nie chce odchodzić w niebyt
Ach – tylko ty ją możesz wskrzesić"
Gdy trzeci film dobiegł końca, przeciągnęłam się z trudem, wydając z siebie cichy jęk zdychającego walenia.
Nie pytajcie mnie skąd takie skojarzenie mojego jęku.
Luke poruszył się pode mną nieznacznie i zaśmiał się cicho na moje działania.
Spojrzałam na niego. Właściwie sama nie wiem kiedy jakoś samo i naturalnie wyszło nam wspólne spędzanie czasu. Znamy się krótko, a leżymy na kanapie, właściwie jedno rozwalone na drugim, obżeramy się słodyczami i oglądamy filmy.
Właściwie zachowuję i czuję się przy nim jak przy Hayley albo przy Maxie. Cholera nawet swobodniej niż przy Zacku.
Nie mam pojęcia jak to się stało.
Na dźwięk wiadomości, jęknęłam ponownie, bo było to równoznaczne ze wstaniem z łóżka i nogi Luke`a.
-Nie mogę się ruszyyyć! – zaskomlałam, dźwigając się z trudem do siadu. Przysięgam, nigdy więcej takiej ilości słodyczy naraz.
-Trzeba było jeszcze więcej tego wszystko naznosić. – powiedział ospale Luke ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jakbym tylko miała siłę, to już byś dostał poduszką w twarz. – posłałam mu groźne spojrzenie.
-Spokojnie mała, bo Ci jeszcze to wszystko w biedra pójdzie. – wyszczerzył się do mnie.
-Już ty się o moje biedra nie martw, sportowcu. – wyszczerzyłam się w ten sam sposób i wstałam w końcu by sprawdzić telefon. Przysięgam, że jeżeli musiałam się zwlec z łóżka przez operatora albo jakąś wszechwiedzącą wróżkę, która ma ochotę odmienić moje życie, to ktoś zginie.
Nie żeby coś, ale Hemmings leży na mojej kanapie, kilkanaście metrów ode mnie.
Serce zabiło mi mocniej gdy zobaczyłam nadawcę sms`a.
Poczułam się jakbym miała deja vu wydarzeń sprzed kilku godzin, gdy byłam tu z Zackiem, a to Luke do mnie napisał. Teraz Hemmings jest w moim salonie, a dostaję wiadomośc od Zacka.
Los ma chyba nastrój do żartów, hm.
Od: Zack
Masz chwilę?
Przygryzłam wargę. Mam?Jestem z Luke`iem.
Ale z drugiej strony, czy dla Zacka ja kiedyś mogłabym nie mieć czasu?
Do: Zack
Tak.
Ponownie przygryzłam wargę. Ostatnie chwile przed jego nagłym wyjściem nie należały do najmilszych i najbardziej komfortowych.Co może chcieć mi powiedzieć?
Mój telefon zaczął dzwonić.
Wzięłam głęboki oddech i odebrałam.
-Halo?
-Cześć, Car. Nie miałem okazji dzisiaj Ci tego powiedzieć, ale hm, wyjeżdżam. Na kursy ze studiów. Okazało się, że jednak się załapałem.
Ojej, pamiętam jak o tym rozmawialiśmy, był taki zawiedziony, że nie udało mu się załapać na te kursy.
-Jeju, Zack, to świetnie! Gratuluję! – zawołałam wesoło.
-Dzięki, Car. – odpowiedział. Ale zaraz coś do mnie dotarło. A uśmiech znikł z mojej twarzy.
-Zaraz, czyli nie będzie Cię przez cały miesiąc? –zapytałam smutno, mimo że znałam już odpowiedź na to pytanie.
-Tak. I dzwonię, bo nie chcę wyjeżdżać bez pożegnania. Więc… hm, miałabyś może dzisiaj chwilę? Ewentualnie jutro, ale tak rano, bo o 9 mam samolot. To znaczy, wiesz, jeśli chcesz. – dodał szybko ostatnie zdanie.
-Tak, tak, Zack, pewnie że chcę. – powiedziałam szybko mimo, że jest mi tak cholernie smutno. ALE CHOLERA. Jestem z Luke`iem. Jak mam wyjść?
-Więc, kiedy miałabyś chwilę?
-Um… Może być jutro rano? Bo teraz… Nie ma mnie w domu, nie mogę wyjść. – przygryzłam wargę. Jestem słabą kłamczuchą.
-Och. Tak, pewnie. A gdzie się spotkamy? Na lotnisku?
-Mogę przyjechać do Ciebie koło 8 i pojechać z tobą na lotnisko, co ty na to?
-Okej. Dziękuję, Car. To dla mnie ważne. Więc, cóż, do jutra?
-Do jutra, Zack. – odparłam spokojnie.
Odłożyłam telefon i z ciężkim sercem starałam się ponownie przybrać uśmiech, co nie było łatwe.
Nie zobaczę Zacka przez miesiąc. Boże, jakie to dziwne i hm, przykre uczucie.
Mam teraz wyrzuty sumienia o to nasze dzisiejsze, hm, spięcie, o ten czas spędzony z Luke`iem, kiedy mogłam być z Zackiem.
O CHOLERA, LUKE.
Miałam ochotę sama sobie przywalić. Jestem z Zackiem- piszę Luke`iem i nim się zajmuję.
Jestem z Luke`iem- gadam z Zackiem i to o nim myślę.
Co ja w ogóle wyprawiam?
*oczami Zacka*
Wiadomość o kursach nadeszła, właściwie znikąd. Nie to że się nie cieszę, to spora sznsa, to był mój cel przez ostatnie miesiące. Ale jednocześnie, nie będę mógł być na miejscu z Caroline i kontynuować tego wszystkiego.
Zrobiłem jej scenę o tego Luke`a i wyszedłem.
Wiem, że to ona powinna teraz zrobić krok. Jakoś nie wiem, zareagować.
Cokolwiek.
Ale nie mogę wyjechać od tak. Bez słowa. Wtedy ja wyszedłbym na dupka.
Oto dlaczego stoję późnym wieczorem pod domem Caroline. I co widzę?
Kutasa Luke`a rozwalonego w jej salonie na kanapie, gdzie przed kilkoma godzinami się z nią droczyłem.
-Więc, kiedy miałabyś chwilę?- zapytałem, widząc jej sylwetkę pokój dalej, odznaczającą się w postaci cienia, w oknie za zasuniętych roletach.
-Um… Może być jutro rano? Bo teraz… Nie ma mnie w domu, nie mogę wyjść. – usłyszałem w odpowiedzi. Ach tak, nie ma jej w domu.
Zacisnąłem dłoń na telefonie.
-Och. Tak, pewnie. A gdzie się spotkamy? Na lotnisku? – powiedziałem jak gdyby nigdy nic.
-Mogę przyjechać do Ciebie koło 8 i pojechać z tobą na lotnisko, co ty na to?
-Okej. Dziękuję, Car. To dla mnie ważne. Więc, cóż, do jutra?
-Do jutra, Zack.
Rozłączyłem się.
Skoro tak, to zmienia wszystko. Nie wiem co tu się odpierdala, ale nie mam zamiaru się temu przyglądać.
Nie zostawię tego tak.
*oczami Caroline*
-Przecież on jest cudowny! – zawołałam żywo.
-Pierdolenie. – skrzywił się Luke.
-Proszę Cię, widziałeś jego klatę? – wręcz pisnęłam.
-Brzuch jak brzuch, nic specjalnego. – prychnął, a ja pacnęłam go w ramię.
-Gadanie. – zdenerwowałam się. – Jesteś zazdrosny o jego mięśnie i tyle.
-Mam być zazdrosny o jakiegoś lalusia? –pokręcił głową
- O TYLERA PERFEKCJĘ HOECHLINA! –pisnęłam.
Luke wywrócił na mnie oczami.
-Nie wierzę, że mnie na to namówiłaś. – pokręcił głową.
Cóż, przypomniało mi się, że dzisiaj jest kolejny odcinek Teen Wolfa i nie mogłam sobie tego odpuścić.
Więc chcąc, nie chcąc, Hemmings musiał obejrzeć ze mną.
-Oh proszę Cię, było warto! W końcu ile razy ma się okazję widzieć takie istne cudo? – przygryzłam wargę. Fakt, uwielbiam Tyler`a, ale w tym momencie po prostu starałam się wkurzyć Luke`a.
-Bez przesady. – mruknął marudnie.
-Nie znasz się. Nie masz się czym pochwalić tak jak on i tyle. – powiedziałam pewnie. Bawiły mnie jego reakcje.
-Ja się nie mam czym pochwalić? Skąd takie śmiałe wnioski, przepraszam ze zapytam? – zmarszczył brwi bulwersując się.
-A kto padł po zaledwie kilkunastu minutach biegu? – spojrzałam na niego chytrze.
-To, że nie lubie biegać, nie znaczy, że nie mam mięśni ani kondycji! – oburzył się.
-Owszem, to właśnie to oznacza. – odparłam spokojnie.
-Ach tak? – uniósł brew. – W takim razie patrz uważnie, bo ,,ile razy ma się okazję widzieć takie cudo” ? – podniósł się z kanapy.
Co?
-To znaczy? – zapytałam rozbawiona jego zachowaniem, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Luke natomiast przełączył na jakiś kanał muzyczny.
Leciało ,,Partition” Beyonce. Słucham?
Zmarszczyłam brwi.
Natomiast Luke puścił mi oczko i przybrał śmiertelnie poważną minę.
I ONIE, zaczął się poruszać w rytm zmysłowej piosenki Bey.
O MÓJ BOŻE.
-NIE! – parsknęłam śmiechem i schowałam w twarz w dłoniach. Natomiast Luke nie przestawał, MAŁO TEGO, zaczął podwijać swoją koszulkę do góry!
-LUKE! – kolejny napad śmiechu, gdy blondyn przybrał ,,seksowną” minę, starając się mnie ,,kusić”.
O MÓJ BOŻE JA MUSZE TO NAGRAĆ.
Gdy zaczął się refren, idealnie wpasując się w muzyką ZDJĄŁ KOSZULKĘ I RZUCIŁ NIĄ WE MNIE.
A ja nie przestawałam się śmiać, mimo, że widząc imponujące mięśnie na jego brzuchu, miałam ochotę westchnąć.
Zaczął się przede mną prężyć, żartobliwie oblizując swoje usta w ,,prowokacyjny i seksowny” sposób.
I ,NIE MOGĘ, zaczął nawet twerkować. To było dla mnie za wiele. Po prostu leżałam na kanapie, zwijając się ze śmiechu.
-WORK IT, HEMMINGS! – zawołałam przez śmiech dopingując go, aż w końcu i on sam zaczął się śmiać.
Pociągnął mnie, zmuszając mnie żebym wstała.
Chichocząc cały czas, skończyliśmy tańcząc do kolejnych piosenek, od dzikich i ponętnych ruchów, do ,,subtelnie powabnych”, jak to określił Luke, tańców rodem z Dirty Dancing.
W końcu znowu padliśmy zmęczeni na moją kanapę, śmiejąc się i próbując złapać oddech.
Zachowujemy się jak dzieci. Ale kto nam zabroni?
Swoją drogą czuję się trochę jakbym miała jakiś dziwny rodzaj deja vu.
Południe z Zackiem- śmialiśmy się, tańczyliśmy, żartowaliśmy. Pisałam z Luke`iem
Popołudnie z Luke`iem – śmiejemy się, tańczymy, żartujemy. Rozmawiałam z Zackiem.
To jest aż niepokojące.
-Więc jak? Tyler Hoechlin czy Luke Hemmings? – zapytał wesoło Luke, nadal szybko oddychając.
-LUKE HEMMINGS! – zawołałam i oboje znowu zaczęliśmy się śmiać.
-W takim razie Luke Hemmings wybiera pizzę na super późną i kaloryczną kolację!
-Jak chcesz, ale pamiętaj, że możesz jeszcze ze mną biegać, żeby spalić tą ,,super późną i kaloryczną kolację” ! – zaśmiałam się.
-Cóż, sałatka też brzmi super. – dodał szybko Luke, powodując mój kolejny chichot.
-I tak się nie wywiniesz, jeszcze nauczę Cię biegać. – spojrzałam na niego.
-No już lecę. – prychnął.
-No żebyś się nie zdziwił. – zadrwiłam i dźgnęłam go w brzuch.
Spojrzał na mnie momentalnie ze śmiertelną miną.
Zmarszczyłam brwi.
-Hoechlina sobie macaj po jego brzuchu. – prychnął i zrobił obrażoną minę.
-Sorry, wolę Hemmingsa niż Hoechlina. – zaśmiałam się i położyłam głowę na jego ramieniu, dźgając go kilka razy w brzuch, co go ruszyło.
-Okej, to macaj sobie co chcesz. – parsknął i po raz kolejny zaczęliśmy się śmiać z niczego.
*ranek*
Obudził mnie nagły ból w całej lewej części ciała, od góry do dołu. Z moich ust uciekł cichy jęk.
Co do cholery?!
Wykopałam się z pościeli i sennym wzrokiem ogarnęłam rzeczywistość wokół mnie.
Leżę na podłodze tuż obok mojego łóżka, cała zawinięta w pościeli.
Cholerna podłoga.
Jakim ja w ogóle cudem spadłam z łóżka?!
Zaraz. Przecież ja się do niego wcale nie kładłam. Momentalnie podniosłam się do siadu i z przestrachem spojrzałam na łózko. Dzięki Bogu, nie było w nim żadnego gołego blondyna.
Odetchnęłam. Ale zaraz. Ja mam na sobie ciuchy z wczoraj. Usnęłam? Pewnie Luke mnie tu przyniósł.
JEZUS MARIA ON MNIE TASZCZYŁ TU PO SCHODACH?!
Okej, chyba naprawdę jest lepszy od Hoechlina.
Chwila. Tylko gdzie on jest?
Z trudem dźwignęłam się na nogi mimo obolałego ciała.
Poranne słońce operowało prosto w moje okna, zmuszając mnie do zmrużenia oczu.
Zaraz, chwila. Trzeba znaleźć Luke`a. Trzeba się ogarnąć.
Trzeba zadzwonić w końcu do Zacka i porozmawiać z nim o ten naszej spinie i…
Zamarłam.
Zack.
Wczorajsza rozmowa przez telefon.
Wyjazd.
Samolot.
8:00
W ciągu sekundy znalazłam się przy zegarku. PIEPRZONA 8:32!!!
-Kurwakurwakurwakurwa… - przeklinałam pod nosem zbiegając po schodach.
Miałam ochotę wyć. Zawidołam go. KURWA MAĆ ZAWIODŁAM GO.
Czy to takie trudne, chociaż się z nim pożegnać?
Najwidoczniej ja nawet tego nie umiem zrobić dobrze.
Złapałam w biegu perfumy, którymi się spryskałam, chwyciłam gumę do żucia i już byłam na korytarzu zakładając buty.
-Caroline?- zaspany Luke stanął w progu.
-Luke? – aż się zatrzymałam. Tuż po przebudzeniu wygląda niesamowicie pociągająco.
Ja nic nie mówiłam.
-Co ty robisz tak wcześnie? –wymamrotał jeszcze zaspany.
Jego słowa momentalnie uzmysłowiły mi, gdzie się śpieszę.
-O mój Boże. – jęknęłam i pośpiesznie założyłam drugiego buta.
-Niedługo wrócę, musze jechać! – powiedziałam szybko, złapałam kluczyki i już byłam na podjeździe. Pośpiesznie przeczesałam palcami włosy, bo O ZGROZO, wyglądałam jak zombie.
Cóż, Zack zapewne doceni mój nowy, szalony styl ,,pójdź spać tak jak stoisz, wstań, zrób maraton na lotnisko”.
Po chwili odjechałam i już kierowałam się an lotnisko.
Boże, żebym tylko zdążyła. Nawet nie wzięłam telefonu, nie wiem czy jest zły, czy dzwonił,pisał, nie mam nawet jak się z nim skontaktować, że już jadę.
CHOLERA JASNA.
Czemu ja zawsze muszę być taka nieogarnięta i zawodzić innych?
*kilkanaście minut później*
Wpadłam na lotnisko, nie wiedząc sama co teraz.
Ludzie gapili się na mnie jak na wariatkę. W sumie niecodziennie spotyka się zaaferowaną, potarganą, zaspaną zombie na lotnisku, prawda?
Miałam ochotę krzyczeć z radości gdy w końcu doszukałam się na tablicach, gdzie znajdę samolot do Californii.
Puściłam się biegiem w tym kierunku. Gdy dotarłam w to miejsce, zaczęłam rozpaczliwie rozglądać się za Zackiem.
Serce mi mało nie wyskoczyło, gdy poznałam znajomą bluzę.
-Zack! – jego imię samo wymsknęło się z moich ust. Obejrzał się w moja stronę.
O MÓJ BOŻE TO ON.
W kolejnej sekundzie już byłam przy nim, a właściwie rzuciłam się do niego, przytulając mocno do siebie.
Chłopak był porządnie zaskoczony, ale odwzajemnił po chwili uśmiech.
Momentalnie go puściłam.
-O mój Boże, Zack, tak bardzo Cię przepraszam! Zasnęłam wczoraj… -zaczęłam mój monolog, a przerwał mi komunikat:
-Pasażerowie lotu do Californii, proszeni są o wchodzenie na pokład. Odlot za 7 minut.
-… Nie nastawiłam budzika, nie wzięłam telefonu – zaczęłam mówić szybciej, chcąc mu wyjaśnić moje niewybaczalne zaniedbanie – kluczy, obudziłam się sama, biegłam, starałam się być jak najszybciej, Jezu, tak bardzo przepraszam, naprawdę chciałam się z tobą pożegnać i… - momentalnie przerwał mi… PRZYCISKAJĄC SWOJE USTA DO MOICH.
O MAMO.
Nogi się niemalże pode mną ugięły, ale Zack objął mnie silnie w pasie, tuląc do siebie. Byłam zaszokowana, ale nie myśląc zbyt wiele, oddałam pocałunek, również go obejmując.
Poczułam się tak dobrze. Tłum ludzi wokół, a on nagle mnie całuje. I TO JAK.
Moje myśli okalała gęsta mgła. Mogłam myśleć tylko o tym, jak fajnie go całować i mieć tak blisko siebie. Cholera, jakie to przyjemne.
Ledwo powstrzymałam jęk niezadowolenia gdy zakończył pocałunek i spojrzał mi prosto w oczy, wywołując, CHOLERA, rumieńce na moich policzkach.
-Wow. – zdołałam wykrztusić.
-Wow. – powtórzył, nieco rozbawiony. Nie wypuszczał mnie z objęć.
-Pasażerowie lotu do Californii proszeni są o wchodzenie na pokład. Odlot za 4 minuty. – NIENAWIDZĘ TYCH KOMUNIKATÓW OKEJ?!
-Chyba musisz iść. – wyjąkałam.
-Muszę. – zgodził się. – Ale pożegnanie z Tobą było ważniejsze. – uśmiechnął się wręcz triumfalnie i po raz kolejny, tym razem na cholernie krótko mnie pocałował fundując mi kolejny zawał.
-Cześć Caroline. – powiedział uśmiechając się słodko.
-Cześć, Zack. – wyjąkałam.
Po chwili już wchodził na pokład, a ja dalej stałam w miejscu, nie mogąc się ruszyć.
*kilka godzin później*
Biegnąc ze słuchawkami w uszach, moją ulubioną trasą przez las, nie mogłam myśleć o niczym innym, niż tym pocałunku z Zackiem na lotnisku. Nie mogę sobie poradzić z tym dziwnym uczuciem.
Z jednej strony Zack przyprawiający mnie o milion uczuć na sekundę, całujący mnie na lotnisku przed odlotem.
Z drugiej Luke, czekający na mnie w domu, sprawiający, że czuje się w jego towarzystwie idealnie, co uwielbiam.
Moment, w którym wróciłam do domu, był dziwny, Byłam otępiała.
Luke właściwie szybko zabrał się do domu. A ja zaczęłam myśleć jeszcze więcej.
I zgłupiałam. Czuję się rozdarta.
Ba, nie mam pojecia co teraz.
Powinnam się odezwać do Zacka? Chyba tak.
Ale jak? Zadzwonic, napisać?
Co powiedzieć? Jak się zachować? Jak to potraktować?
O mój Boże, ja zawsze wiem jak się w coś wpakować. I Luke.
Nie zauważyłam nawet kiedy, ten blondyn wkradł się do moich myśli i życia, a teraz regularnie się w nim pojawia, mieszając mi w głowie.
Czuję, ze dzisiejsza trasa będzie długa. Muszę się wymęczyć, żeby poczuć jakąś ulgę.
Bynajmniej mam nadzieję, ze to zadziała.
Biegłam równym tępem ze względu na ciężki do biegu teren, słuchając żywej piosenki Fall Out Boy, gdy nagle coś mignęło mi między drzewami. To nie mógł być Luke, prawda? BŁAGAM.
Automatycznie na tą myśl zwolniłam, wbiegając nieco bardziej w drzewa, żeby w razie czego, nie zobaczył mnie i nie mógł do mnie podbiec. Uwielbiam go i jego towarzystwo, ale w tym momencie musze pobyć sama ze sobą i się wyładować.
Szybko też ściszyłam muzykę, żeby nie usłyszał nawet cichego brzęczenia.
Wyciągnęłam jedną słuchawkę i starałam się drobić kroki, nie robiąc hałasu.
Jakieś, na oko, kilkanaście metrów za mną, usłyszałam pęknięcie gałęzi. Obejrzałam się od razu, ale nic nie dostrzegłam. Uff, czyli to chyba nie Luke.
Biorąc pod uwagę, że nikogo i niczego nie widać, to pewnie zwierzę. Już miałam wkładać drugą słuchawkę, gdy usłyszałam kolejny dziwny dźwięk, coś na kształt, nie wiem, kroku? Jakby, ciężkiego. Może raczej, jakby coś upadało?
Obejrzałam się po raz kolejny.
Serce zabiło mi mocniej. Niepokoi mnie to, ze słyszę a nie widzę.
Spokojnie, Caroline. To nie film, to nie horror. To las. Ze zwierzętami. Z wiatrem.
Z ...grzybiarzami?
-Luke? - mruknęłam chyba bardziej do siebie. Nic.
Teraz jest podejrzanie cicho. To chyba dobrze. Tak, to na pewno dobrze.
Spadam stąd. Za dużo naoglądałam się horrów i zbyt dobrze wiem, że sprawdzanie, czekanie, dociekanie, kończy się raczej mało przyjemnie.
Ostatni raz zerknęłam na okolicę. KURWA MAĆ.
Gdy tym razem między drzewami dostrzegłam zaledwie skrawek czegoś czrnego, puściłam się biegiem przed siebie.
*perspektywa obserwatora*
Postawny, wysoki młody mężczyzna, ze złością naciągnął kaptur na głowę. Od kilku minut szedł wściekły przez otoczone mrokiem wieczoru miasto, raz po raz pojawiając się w światłach ulicznych latarni.
Ciężko i szybko stawiał kroki, wręcz agresywnie. Aż kipiał ze złości. To chyba nie był dobry dzień.
Na dodatek od kilkunastu minut zaciekle dyskutował przez telefon.
Skierował się w stronę miejscowego zalewu, który słynął za idealnie miejsce do spraceru, czy joggingu. Jednak dzisiejszego wieczora, miejsce jest wyjątkowo opustoszałe. Oprócz idącego tędy młodego mężczyzny, nie widać żywej duszy.
Właściwie, w ogóle mało widać z mroku rozpraszanym tylko przez pojedyncze latarnie.
-Do cholery jasnej, Rose, NIGDZIE nie byłem! Obiecałem Ci, że z tym skończę i tak zrobiłem!Byłem tylko z chłopakami na piwku, to wszystko! - podniósł głos.
Chwila ciszy ogarnęła na powrót okolicę. Właściwie jedyny dźwięk jaki można rozróżnić to cichy szum wody i przyśpieszony oddech mężczyzny.
-Mówiłem Ci, ta rana to był wypadek, wypieprzyłem się, Boże, zdarza się! Przestań doszukiwać się we wszystkim mojego kłamstwa! Może trochę zaufania?! -zawołał, ale w jego głosie było już nieco mniej pewności. Czyżby kłamał...?
Westchnął głęboko.
-Wiem. - powiedział aż nienaturalnie cicho. - Ja też Cię kocham, skarbie. Proszę Cię, nie płacz. Niedługo będę, porozmawiamy. Proszę, uspokój się. - mówił błagalnie.
Chwila przerwy.
-Obiecuję. Zaraz będę w domu, kochanie. - powiedział i rozłączył się, wzdychając ciężko i kopiąc nagle ze złością kosz na śmieci, psując go doszczętnie. Cóż, widać jest silny.
Ale zaraz po swym nagłym wybuchu, sam się skrzywił, z bólu, łapiąc się pod bok.
-Co ja do chuja, robię... - jęknął sam do siebie i ruszył przed siebie, zrezygnowanym krokiem.
Ponownie zapada błogi spokój słychać tylko szum wody i kroki mężczyzny.
Nie na długo.
Nagle inna zakapturzona postać, wzrostu pierwszego mężczyzny pojawia się tuż za plecami idąego.
-Myślę, że tylko dajesz dupy nawet przy najłatwiejszej robocie. - odezwała się zakapturzona postać. To męski głos.
Kilka ciężkich dźwięków uderzeń, urywane oddechy i głuchy huk.
Zakpaturzonego mężczyzny nie ma.
Za to pierwszy, leży na ziemi. Nie rusza się.
___________________________________________________
zwłaszcza po pierwszej części rozdziału widać moją antywenę -.-
przepraszam ;c
btw jeśli nie rozwinę jakoś tego, co dzieje się w ostatnim akapice z perspektywy obserwatora, to Wam po prostu napiszę o co chodziło, żeby nie było, że to tak z dupy totalnie XD
chociaż myślę, że wy i tak się połapiecie o co chodzi, zwłaszcza te osoby które sa ze mną od LTM
i wiedzą jaki mam dziwny tok myślenia XD
cóż, ogólnie rozdziału nie komentuję, bo szkoda gadać,mam nadzieję, że Wam spodoba się bardziej niż mi.
Nie poddaję się na razie, chociaż terminy wstawiania to będzie dopiero jazda :/
ale postaram się jakoś to zniwelać, żeby było możliwie jak najkrócej.
Cóż pyszczki,
miłego tygodnia, pełnego uśmiechu, jak najmniej stresu i kartkówek,
I cieszcie się tym co macie misie, naprawdę.
Kocham Was mocno, bądźcie silne ♥
Swietny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńLuke vs Taylor ?
OdpowiedzUsuńno to żeś siostra dojebała doprawdy XD
uwielbiam obu <33 te ich brzuszki i plecki i mordeczki o jezusie :O
DAFAQ !?!?! co to za kiss przepraszam bo nie rozumiem ?! :OOOO cieżko mi to wytłumaczyć nie powiem że nie, ale w sumie ze strony Zacka to ja bym zrobiła to samo (w końcu bym miała ten pierwszy raz za sobą cnie? xc) tylko że Car ma naplątane w łepetynie i to nieźle po tym wszystkim i boję się że będzie miała dystans do Luka ._. (a tego definitywnie nie chcemy)
perspektywa obserwatora huhuhuhuuu zaszalane ^^
moje domysły są dość oczywiste aczkolwiek znając nas i nasze mógownice to może ci się nagle odwidzieć tak jak mi się zawsze odwiduje soł na razie nic na ten temat nie powiem.
czekam na nexta misia <3 weny, radości życia i polecam spalić szkołę, przynajmniej nie zrobią Ci żadnej kartkówki :D
niech moc będzie z Tobą :* xx
Przepraszam, ale się aż tak nie rozpiszę (jako takie wyjaśnienie pod Sinisterem), chociaż ten rozdział w pełni na to zasługuje.
OdpowiedzUsuńI nie ważne jak bardzo podoba Ci się ten rozdział, mi podoba się kilkadziesiąt razy bardziej i koniec.
No bo słuchaj. Tzn czytaj... Ale słuchaj xd
Jest wszystko świetnie, Hemmings na chacie... Filmy odfajkować, obżarstwo słodyczami też... Wszystko świetnie. To po kiego grzyba był tam Holland?
No na początku mu wybaczyłam, dobra, wyjeżdża, okay. Słowo lub dwa przeboleję.
Ale wytłumaczysz mi co on robił pod jej oknem??
Skoro już tam był, to mógł bez ceregieli wejść do środka, zobaczyć perfekcyją nagą klatę i boskie ruchy Hemmingsa i zwijać się do tej całej Californii jeszcze tego samego dnia. A Caroline wpadłaby wtedy w te umięśnione ramiona blondyna, wtuliła się w jego gorący tors (oczywiście chodziło mi o jego temperaturę, nie wiem o czym Ty sobie myślisz), zarzucając mu ręce na szyi, on chwyciłby ją na ręce i usadowił na swoim białym rumaku, po czym oboje pogalopowaliby w stronę zachodzącego słońca.... Nie pytaj xd
Ale to byłoby piękne <3
Zack, chyba nie zapoznałeś się jeszcze z czarną listą czynności, których nie wolno Ci wykonywać, bo są już zajęte dla Chodzącej Perfekcji. Na pierwszym miejscu stoi pocałunek na lotnisku równorzędnie z innymi miejscami. Co ty sobie wyobrażasz? Podesłać ci ją? Chyba by się przydała.
Wytłumaczy mi ktoś dlaczego ona biega sama po lesie? No i dlaczego wgle Luke pozwolił jej na to?? W końcu miał się nią jako tako zajmować. Spacer samej po lesie to bardzo bezpieczna forma spędzania czasu.
No i jeszcze tak na dokładkę perspektywa obserwatora. Nie mam pojęcia kto ani co, ale i tak swoje przemyślenia już na ten temat mam:
- Takich parszywych kłamców płaszczących się i obiecujących poprawę jest pełno.
- Szkoda mi tylko tej dziewczyny, która znowu się zawiedzie. Współczuję jej...
Soł to by było na tyle z moich jakże cennych i bogatych przemyśleń. Dużo weny i czasu Słońce i mam nadzieję, że do następnego <333
Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu http://one-moment-can-change-everything-1d.blogspot.com/2015/02/1200-wejsc-lba.html <3
OdpowiedzUsuńBoże, Luke i Tyler... czy jest coś baardziej idealnego? <3
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału.. o niee, tego pocałunku nie ścierpię! namieszał dziewczynie w głowie, a potem wyjechał. a ta biedna nie wie co robić.
uwielbiam, jak opisujesz Caroline i Luke'a, są tacy słodcy, jakby znali się od lat. ;>
pozdrawiam i życzę duuuuuuuużo weny ;)
Zachęcam do brania udziału w akcji Nowe rozdziały na spisie Katalog 5SOS. :)
OdpowiedzUsuń---
katalog5sos.blogspot.com