,,Wszystko co dobre od początku ostrzega Cię końcem”
komentarze motywują.
*oczami Caroline*
Oddychałam głęboko biegnąc równym tempem, które nadawała mi
muzyka w słuchawkach.
Zdecydowanie lubię biegać po terenach, gdzie nie ma ludzi.
Czuję się po prostu wolna.
Chociaż nie powiem, często miałam dziwne odchyły, że ktoś za
mną biegnie, coś mi mignęło między drzewami i tym podobne głupoty.
Zwłaszcza gdy biegam wieczorem, wtedy spalam dwa razy więcej
kalorii bo gdy tylko coś mii mignie, zaskrzypi,
to po prostu zaczynam spieprzać jakby od tego biegu zalezało moje życie.
Cóż, przynajmniej
skuteczne.
Teraz też biegnę wyjątkowo nieco szybciej bo znowu miałam
wrażenie, że widziałam coś między drzewami. W sumie to nic szczególnego, bo
równie dobrze to może być inna osoba, która wyszła sobie pobiegać. Cóż, jestem
panikarą.
Cieszę się, że mam za sobą początki biegania, które były
bardzo trudne biorąc pod uwagę moją kondycję. Teraz jest nieco lepiej, męczę
się bardzo ale mam z tego satysfakcję.
Przyśpieszyłam jeszcze trochę chcąc spożytkować całą swoją energię
i myśli kłębiące się w mojej głowie po ostatnim, hm, spotkaniu z Zackiem.
Nagle poczułam mocne uderzenie, niewiadomo skąd, silny ból w
całej prawej stronie ciała a zaraz potem poczułam jak moje ciało boleśnie
spotyka się z ziemią, następnie jakiś ciężar na mnie. Czy to jest możliwe żeby
drzewo na mnie runęło? nUłamek sekundy, a wystarczył, żebym lezała otępiała. Co
się właśnie stało? W głowie mi huczało, zagłuszało to dźwięki muzyki lecące
dalej ze słuchawek. Nie mogłam się skupić na tyle, żeby rozpoznać co to za
piosenka. Przed oczami nadal migały mi urywki obrazu sprzed kilku sekund.
Zacisnęłam powieki i skrzywiłam się na ból, który zaczął się szybko przebijać
do mojej świadomości. Poczułam jak ciężar na mnie się słabo porusza i
usłyszałam jakiś jęki i pomrukiwanie. Otworzyłam oczy, najpierw widząc nieco
rozmazane korony drzew i czyste niebo.
Powoli uniosłam głowę mimo obolałego karku i przymrużyłam powieki próbując
odzyskać ostrość widzenia. Na połowie mojego ciała leżał jakiś mężczyzna, głową
w dół. Blondyn. Poruszał się słabo, próbując się chyba podnieść, z jego ust co
chwila ulatywały jęki i przekleństwa. Ja nadal czuję się jakbym dostała
znienacka czymś głowę, jakbym tu była, ale mnie nie było. Nadal dzwoniło mi w
uszach, a głowa sprawiała wrażenie jakby miała mi zaraz wybuchnąć.
Niech to się skończy. Próbowałam się jakoś otrząsnąć i na początek
ruszyć jakąś częścią ciała, na co z ulgą stwierdziłam, że mogę to zrobić.
Jednak szybko ulgę zastąpił jęk bólu. Porządnie się potłukłam. Cholera.
Powoli świadomość do mnie wracała.
-Co do cholery jasnej pan zrobił?! – warknęłam, ale mój głos
szybko bardziej zmienił się w skomlenie.
Zdenerwowana dźwignęłam się pomimo bólu do siadu. Co za debil wpadł na mnie na
takim obszarze lasu?! I jak, do cholery, jak?!
Facet leżący na mnie wpół, nadal mieląc pod nosem
przekleństwa uniósł się z trudem na łokciach, odciążając moje ciało i
momentalnie rozłożył się na plecach na ziemi, zaraz obok mnie z ciężkim
westchnięciem.
O cholera to on. To ten blondyn, Luke. Co on do cholery tutaj
robi? I dlaczego mnie zaatakował idiota?
Zmarszczyłam brwi w złości. Cholera, nie mam siły się
podnieść. Wszystko nie boli. Nie miał gdzie mnie wywalic tylko tu gdzie jest
pełno gałęzi, wystających korzeni i kamieni?!
Czułam najmniejszy mięsień i najmniejszą kość mojego ciała,
przysięgam.
-Czy ty jesteś normalny?! – warknęłam. Miałam ochotę złapać
jakąś gałąź leżącą obok i porządnie walnąc mu nią w łeb.
-Chyba nie. – jęknął, krzywiąc się dramatycznie.
-No właśnie widzę. – syknęłam. – Co to do cholery było?
-Przepraszam, nie zauważyłem, że… Że tu biegniesz. Nie
spodziewałem się, że będzie tutaj biegał ktokolwiek. – ożywił się nagle, ale
nadal miał nieszczęśliwą minę. Z trudem usiadł na ziemi i wyjął spod pleców
szyszkę.
-Kurwa, więcej tego się nie dało? – syknął bardziej sam do
siebie i cisnął szyszką przed siebie.
-Wiesz, to jest las, czego się spodziewałeś, pomarańczy na
drzewach? – nie darowałam sobie sarkazmu.
Wywrócił na mnie oczami, co mnie wręcz rozjuszyło, ale szybko
się zreflektował.
-Przepraszam, okej? Naprawdę, nie widziałem, że tu biegniesz,
ja biegłem z innego końca a ty nagle się wyłoniłaś zza drzewa i nie zdążyłem
się zatrzymać… Nic Ci nie jest? – spojrzał na mnie z troską.
-Nie. – warknęłam i spróbowałam dźwignąć się na nogi ale to
nie było takie proste. Przeklęłam w myślach.
Blondyn szybko stanął na nogi mimo bólu na twarzy i szybko
wyciągnął w moją stronę ręce.
-Naprawdę mi przykro. – powiedział biorąc moją dłoń w jego, a
drugą ręką luźno objął mnie w pasie i pomógł mi wstać.
Westchnęłam obolała, gdy wreszcie stanęłam na nogach.
Wyłączyłam szybko nadal lecącą muzykę i spróbowałam się rozciągnąć, ale szybko
zrezygnowałam z tego pomysłu czując ból w każdym miejscu.
-Nic Ci nie jest? Nie zrobiłem Ci nic? – przyjrzał mi się
uważnie. Pff perfidnie zatrzymał wzrok na dłużej na moim tyłku.
-Myślę, że moim tyłkiem nie powinieneś się martwić. –
prychnęłam, czym najwidoczniej go rozbawiłam, bo zaśmiał się krótko kręcąc
głową.
-Okej, zrozumiałem. Ale naprawdę przepraszam. Jesteś pewna,
że nic Ci nie jest?
-Oprócz tego, że wywaliłeś mnie na kamienie, korzenie i
gałęzie, przy okazji uderzając we mnie i przygniatając mnie, to nie, mam się
świetnie. –moja sarkastyczna natura się wyłania, uwaga.
-Ej, naprawdę nie chciałem, okej? – Luke najwyraźniej stracił
do mnie cierpliwość.
Westchnęłam ciężko. Chyba jednak jestem zbyt wredna.
-Okej, masz rację. Poobijałam się, ale nic mi nie jest. A jak
z Tobą? – spojrzałam na niego.
-Przeżyję. – uśmiechnął się słabo.
-Kto by pomyślał, że biegasz. – uniosłam brew, patrząc na
niego.
-No właśnie, kto by pomyślał… - zaśmiał się nieco nerwowo. –
Od niedawna w sumie, stwierdziłem, że muszę się jakoś wyładowywać i
stwierdziłem, że czemu nie bieganie? I cóż, myślałem, że w tym lesie akurat nie
będę nikogo spotykał, a tu proszę… - uśmiechnął się.
- Jakoś nigdy wcześniej Cię tu nie widziałam, a biegam tędy
od dłuższego czasu. – powiedziałam nieco powątpiewając.
-To biegasz tędy zawsze? – spojrzał na mnie zaskoczony.
-Bardzo często. – sprostowałam.
-To dziwne, że nigdy wcześniej się nie minęliśmy.
-Też wolałabym się minąć niż centralnie wpadać … - mruknęłam,
czym go rozbawiłam.
-Fakt. – przyznał. – W każdym razie, nasza znajomość nie
rozpoczęła się najlepiej i hm, jak na razie ciągnie się też nie najlepiej. –
zaśmiał się. – Może przydałoby się to zmienić? Jakaś kawa, ciastko, ewentualnie
lód na siniaki? – zaśmiał się.
- Skąd ta nagła zmiana? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Cóż, ludzie się zmieniają. A przy tylu zbiegach
okoliczności… - uśmiechnął się po raz kolejny.
-Odniosłam wrażenie, że mnie wręcz zbywałeś więc… - jakoś ta
sytuacja wydawała mi się z lekka dziwna.
-Bo, nie czarujmy się, okoliczności w jakich się poznaliśmy
nie należały do przyjemnych. I cóż, weszliśmy w aspekt mojego życia, o którym
nie lubię rozmawiać. – spojrzał mi w oczy.
-Oh. – mruknęłam.
-Więc, da się to naprawić? – spojrzał na mnie z szerokim
uśmiechem.
-5 kg lodu, kawa, tabletki przeciwbólowe i jestem twoja. –
mruknęłam, rozprostowując obolałe plecy.
Zareagował śmiechem.
-Miło mi to słyszeć. - odparł wesoło.
*oczami Luke`a*
Już od godziny siedziałem rozwalony na kanapie w moim salonie
z córką Johna. O dziwo, okazało się, że mamy trochę wspólnego i rozmowa się
kleiła. Obawiałem się, że będzie gorzej. Ale może to nie będzie takie złe, bo
całkiem fajna z niej dziewczyna.
Ale nigdy więcej już nie posłucham Caluma. Jestem tak
poobijany, jakby napadło mnie stado dresów.
O nieeeeee, nigdy, przenigdy.
-Wiem, że nie lubisz tego tematu, ale dręczy mnie to, co się wtedy
stało, pod moim domem. Zrozum mnie, nie mam pojęcia co się działo, tu zawsze
było raczej spokojnie. – spojrzała na mnie przepraszająco.
Wiedziałem, że w końcu o to zapyta.
Myśl, Hemmo.
Wziąłem głębszy oddech.
-Okej, rozumiem, że o to pytasz. W każdym razie, nie wiem co
dokładnie się stało. Szedłem tędy i nagle dostałem w tył głowy. A potem jeszcze
kilka razy gdzie popadło. Nie widziałem żadnej twarzy, a potem straciłem na
krótko przytomność i ty mnie znalazłaś. Nie chciałem policji, bo cóż, znają
mnie. Nie jestem niewiadomo jakim Bad boyem, ale wiedzą kim jestem. Nie
chciałem po prostu problemów tym bardziej, że nie wiem czy nie dostałem za
jakieś moje sprawy, może ktoś po prostu stwierdził, że zalazłem mu za skórę i
należy mi się wpierdol. Nie mam pojęcia.
Ale po prostu nie chciałem robić zamieszania i niepotrzebnych pytań
policji. I to właściwie tyle. –
wzruszyłem ramionami. Brawo, Hemmings.
-Oh. – mruknęła. – I to dlatego się tak denerwowałeś?
-Po prostu nie chciałem pytań, nie wiedziałem właściwie
dlaczego chcesz wiedzieć i co możesz zrobić z tą wiedzą.
-Teraz też nie wiesz co mogę z tym zrobić. – zauważyła.
Cóż, kurwa.
-Ty tez nie wiesz co mogę zrobić z faktem, że jesteś ze mną u
mnie w domu. – wypaliłem. Cholera jak ona może to odebrać?
-Cóż, przegrałam. – wywinęła dolną wargę i zaśmiała się.
Zaraz dołączyłem do niej z wymuszonym śmiechem.
Oh, Boże nie nadaję się do takich rzeczy. Za bardzo lubię
gadać bez zastanowienia.
-Więc, może inaczej, czym się zajmujesz? – zapytała,
poprawiając się na swoim miejscu.
Pracuję u twojego ojca, kochanie.
- Pracuję w jednej z firm w mieście. Jestem właściwie od
wszystkiego, głównie załatwiam sprawy ze wspólnikami, klientami, takie
duperele. – powiedziałem wymijająco z bijącym sercem.
Na szczęście taka odpowiedź jej wystarczyła bo nie pytała
dalej. Więc ja zadałem kolejne pytanie mimo iż aż za dobrze znam odpowiedź na
to pytanie.
- A ty co robisz?
-Studiuję fotografię. W wolnych chwilach gram w siatkówkę,
biegam, pływam… Staram się nie stać w miejscu. – odpowiedziała.
-I godzisz to wszystko? Studia, tyle sportu, przyjaciele,
chłopak, rodzina… - spróbowałem się zbliżyć do pewnego tematu.
-Daję radę. Mam zajęte właściwie całe dnie, ale zawsze
spotykam się z przyjaciółmi. Chłopaka…- zawahała się chwilę- nie mam, a z
rodziną raczej nie utrzymuję kontaktu. – powiedziała po prostu.
Okej, czyli temat rodziny i chłopaka na razie zostawiamy.
Chociaż zainteresował mnie ten chłopak. Jak to możliwe, że go
nie ma? A gdzie była ostatnio, gdy nie mogłem jej znaleźć? Na randce. Więc?
Już nawet nie wspominam o tym jak wielką mam ochotę zapytać
wprost o Johna, dlaczego ona do cholery tak się zachowuje.
*oczami Zack`a Holland*
Stoję pod tym pieprzonym domem trzecią godzinę i przysięgam,
że zaraz dostanę pierdolca.
Szukałem Caroline wszędzie, objechałem całe miasto. Telefonów
nie odbiera, na smsy nie odpisuje, w domu jej niema… Co do cholery?
A ja siedze w tym pieprzonym samochodzie pod jej pieprzonym
domem, kolejną, pieprzoną godzinę i zastanawiam się co się z nią dzieje.
Dopiero spędziliśmy taki wieczór i właściwie noc w Brighton
Wells, było okej, ba, było świetnie.
Poza faktem, że szybko się upiła i za wiele sobie z nia nie
porozmawiałem.
A dzisiaj znika gdzieś na cały dzień, nie ma z nią kontaktu.
Co za dziewczyna.
Przysięgam, że kolejne dziesięć minut w tym samochodzie
doprowadzą mnie do istnej furii.
Zauważyłem, że jakaś drobna postać idzie ulicą w moją stronę.
Ja sam stałem w niewielkiej odległości od domu Caroline.
Z każdym krokiem widziałem więcej, to dziewczyna. Przez
chwilę miałem nadzieję, że to szanowna panienka Fitz. Ale nie, gdy zbliżyła się
bardziej, poznałem, że to ta jej mała przyjaciółka, Hannah, czy jakoś tak.
Weszła na werandę domu Cary. Przykro mi koleżanko, nie dzisiaj. Dziewczyna była
zaskoczona, że nikt jej nie otworzył, wyciągnęła z torebki telefon.
Przykro mi moja droga Hannah,
Hayden, Hope, Holly, czy jakkolwiek Cię rodzice nazwali. Też próbowałem
dzwonić.
Dziewczyna po kilku próbach dodzwonienia się do Caroline, usiadła
zrezygnowana na schodach. No nie. Niech ta mała stąd zjeżdża, miałem zamiar się
zobaczyć z Caroline od razu gdy przyjdzie. A przecież przy tej dziewczynie, nie
porozmawiam z nią. Ba, odniosłem wrażenie, że ona szczególnie mnie nie lubi.
Cóż, nie będę płakać z tego powodu.
Zacząłem bębnić palcami w kierownicę. Mam nadzieję, ze ta
Holly ma mniej cierpliwości ode mnie i szybko sobie stąd pójdzie. Jeśli nie, to
moje kilkugodzinne czekanie tutaj będzie na marne bo i tak nie porozmawiam z
Caroline.
Cholera.
W tą ulicę skręcił jakiś samochód. Kolejny będzie na mnie
trąbił, że stoję w takim miejscu torując zakręt? Niech mnie już lepiej nie
wkurwia.
Auto zatrzymało się kilkanaście metrów przede mną pod domem
Caroline. Co do…?
Wytężyłem wzrok, żeby
zobaczyć w mroku jak najwięcej co nie było łatwe. Z tego pieprzonego auta
wysiada Caroline! A w pieprzonym aucie siedzi za kierownicą jakiś pieprzony
facet! Najpierw wyjazd ze mną, teraz
cały dzień spędzony z jakimś innym kolesiem? No proszę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka siedzącego w środku,
coś powiedziała i zamknęła drzwi, kierując się w stronę swojego domu. Ta Hope,
która siedziała na schodach była najwyraźniej niemniej zaskoczona co ja. Ba,
ona była właściwie zszokowana. Powoli podniosła się ze schodów, gdy Caroline
podeszła do niej z szerokim uśmiechem i przywitała się z nią buziakiem. Zaczęła
otwierać drzwi. Ja natomiast skupiłem się na ruszającym aucie przede mną.
Zacząłem jechać za nim. Zobaczymy, dokąd mnie doprowadzi.
*oczami Caroline*
-Naprawdę przepraszam Hay, zupełnie wypadło mi z głowy,
telefon mi się rozładował a ja kompletnie straciłam poczucie czasu! – mówiłam szybko
i energicznie, zdejmując cienką kurtkę i wchodząc w głąb domu.
-Kto to był, w tym samochodzie? – brunetka zapytała, nieco
niepewnym tonem.
-Luke. – odparłam od razu, wchodząc do kuchni i szykując
herbatę i ciastka.
-Luke? – powtórzyła zaskoczona. Przytaknęłam.
- A ty przypadkiem nie byłaś wczoraj na randce w Brighton
Wells z chłopakiem, który miał na imię nieco inaczej? Może na przykład, Zack? –
zapytała nieco sarkastycznie stając naprzeciw mnie i opierając się o blat.
-Owszem. – odpowiedziałam zwracając się w jej stronę.
-Więc? – spojrzała na mnie dziwnie.
-Co ,,więc”? – popatrzyłam na nią nie rozumiejąc o co jej
chodzi.
-Wczoraj randka z Zackiem, dzisiaj wracasz skądś z jakimś
Luke`iem…. Skąd ty w ogóle znasz Luke`a?
- spojrzała na mnie nieufnie.
-Hay, nie mówiłam Ci wcześniej, ale była kiedyś bójka pod
moim domem, w każdym razie, w okolicy. Wracałam w tedy do domu i zobaczyłam, że
ktoś leży na chodniku. To był Luke. Jego ktoś napadł i pobił. Dziwnie się
zachowywał, nie chciał pogotowia. W każdym razie, odszedł. A dzisiaj jak
poszłam biegać, wpadł na mnie w lesie i …
-W lesie? – wpadła mi w słowo.
-W lesie. – przytaknęłam, na co spojrzała na mnie
powątpiewająco. – I jakoś to wyszło, że poszliśmy do niego, rozmawialiśmy i tak
się zagadaliśmy, że kompletnie straciłam poczucie czasu. – wyjaśniłam.
Patrzyła na mnie w dziwny sposób.
-A co z Zackiem?
-Nie odzywał się na razie. – odparłam.
- I dlatego spędziłaś dzień z Luke`iem. – mruknęła nieco
kpiąco.
-Hay, o co Ci chodzi? – zmarszczyłam brwi.
- Nie, Caroline, o co chodzi Tobie? Odtrącasz Maxa, spotykasz
się z Zackiem, wczoraj żegnałam Cię jak
jechałaś z nim poza miasto, a dzisiaj witam Cię, jak wysiadasz z samochodu
Luke`a ! Jak to wygląda?
-Hay nie mów tak jakbym była jakąś dziwką bo nie jestem i
dobrze o tym wiesz! – straciłam cierpliwość.
-Nic takiego nie powiedziałam! Ale nie rozumiem co ty
najlepszego robisz! Max, Zack, Luke, to
w końcu czego ty chcesz? – spojrzała na mnie ze skrzyżowanymi na klatce
piersiowej ramionami.
-Hayley do cholery, przecież spotkanie z chłopakiem to nie
jest nic wielkiego! Nie byłam na randce z Luke`iem! Dobrze nam się rozmawiało,
ale to wszystko!
-A nie pomyślałaś o Zacku? Nie odezwałaś się dzisiaj do niego
po tej randce? Było źle?
-Nie, było świetnie! Ale on też się nie odezwał. – odparłam.
-A skąd o tym wiesz? Masz rozładowany telefon! – zawołała.
O cholera. O CHOLERA.
Zamarłam.
Hayley widząc moją minę tylko westchnęła.
-Tsaaa… -mruknęła.
-Okej, no, mój błąd. Naprawię to. Przeproszę. Ale nadal nie rozumiem
twoich nerwów.
-Cara, bo ja już zgłupiałam! Wpadasz ze skrajności w
skrajność. Albo jesteś sama, albo masz obok siebie kilku facetów naraz, czego
nie ogarniesz, bo tak się nie da do cholery! – wyrzuciła dłonie w górę.
-Nie robię tego! Raz w życiu spotkałam się z Luke`iem w
ramach przeprosin za ten wypadek w lesie, to wszystko! A z Zackiem nawet nie
jestem, więc nikogo nie zdradzam ani nie oszukuję! – nawet nie zauważyłam kiedy
zaczęłam gestykulować.
-Nie wiem, Cara. W każdym razie, to nie jest dla mnie okej.
Nie sądzę, żeby Zack był szczęśliwy, jeśliby wiedział, że cały dzień po randce
z nim spędziłaś z innym chłopakiem, nieważne z jakiego powodu. – powiedziała spokojniej.
-Hayley, skąd nagle taka solidarność z Zackiem? Przecież ty
go nie lubiłaś, a teraz go bronisz i stajesz po jego stronie. – nic nie
rozumiałam.
Brunetka westchnęła ciężko.
-Dalej go nie lubię. – odparła. – Po prostu… Gdybym miał
wybierać czy wolę jak jesteś z nim a z jakimś kolesiem, którego pobili, który
nie chciał pogotowia i nagle wpadł na Ciebie w lesie, to mój wybór pada na
Zacka. – wzruszyła ramionami.
-Ale nie musisz nikogo wybierać, bo Luke nie jest żadnym
rywalem Zacka. Zresztą, ty nawet nie znasz Luke`a.
Popatrzyła na mnie nieco dziwnie i zawahała się.
-Masz rację, nie znam go. – odparła po chwili.
-Dobra, Hay, skończmy ten temat. – westchnęłam. – Mów jak z
tobą i Ashtonem. – uśmiechnęłam się do niej zachęcająco.
*oczami Hayley*
Przez cały wieczór spędzony z Carą czułam się dziwnie. Wtedy,
kiedy Luke był pobity… Potem miałam mu zakryć siniaki. Luke ma coś wspólnego z
ojcem Caroline. A dzisiaj wpada na nią przypadkiem w lesie i zaprasza do
siebie. Przypadkiem? Nie wydaje mi się. O co w tym wszystkim chodzi?
Dręczą mnie teraz wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam Caroline, że go znam. Ale gdybym powiedziała, musiałabym tez powiedzieć skąd...
Samochód Ashtona podjechał pod dom Caroline, gdzie stałam.
Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam.
-Hej, Ash. –powiedziałam i nachyliłam się, żeby dać mu
buziaka w policzek, na co przekręcił w ostatniej chwili głowę i trafiłam w jego
usta. Roześmiał się, a ja razem z nim.
-Cześć, kochanie. – powiedział. Zapięłam pasy i ruszyliśmy.
-Jedziemy prosto do Ciebie? - zapytał patrząc na mnie.
-Mhm. - przytaknęłam. Ashton zauwazył moją minę, cholera.
-Wszystko okej? – zapytał zerkając na mnie.
-Tak, pewnie, - uśmiechnęłam się do niego nieco sztucznie.
Nie uwierzył mi.
Ale na szczęście nie pytał dalej.
A mina Luke`a na mój widok, gdy odwiózł Caroline, dalej
siedziała mi w głowie. Czego ten chłopak od niej chce?
______________________________________________________
JAKBY KTOŚ NIE CZYTAŁ MOJEGO ONE SHOTA > http://sinisterstylesfanfic.blogspot.com/2014/12/album.html
na wattpadzie"
Misie, widząc tu po raz pierwszy od dawna 8 komentarzy, jest naprawdę łatwiej ruszyć tyłek i coś napisać.
Napiszę tak... Rozdział jest świetny! Nie za długi, nie za krótki idealny! W dodatku trochę śmieszny, trochę tajemniczy... Osoby, które czytają moje komentarze mogły zauważyć, że ostatnio strasznie zwracam uwagę na opisy... Co do Twoich również nie mam zastrzeżeń... Zawierają najważniejsze informacje, dobrze opisują różne sytuacje, ale są lekkie i bardzo przyjemne do czytania! Ja nie wiem jak Wy to robicie, ale ja też tak chcę! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział no i zapraszam do siebie http://one-moment-can-change-everything-1d.blogspot.com/2014/12/rozdzia-pierwszy.html POZDRAWIAM!!! <3
OdpowiedzUsuńo kurwa mać Lucyna !
OdpowiedzUsuńile tu się stało ;O
first o boże w końcu jakaś action z Lukiem i Car o jezu tyle fangirlingu *O* a chuj wpadne sobie na nią a co !
siedzo sobie i Lukyego obkładają się lodem ooo tak więcej takiego czegoś pragnę ^^
Zack WTF?! czemu on pojechał nagle za Lukiem ? o chuj mu chodzi ? ;< (już nie lubię skurwysyna)
Hayley czemku jej nie powiedziałaś że znasz Luka ?! dziewczyno same bedą z tego komplikacje zobaczysz! mehhh
Ashton <33333333333 (mam nadzieję że Jess tego nie zobaczy xd jeśli tak to KOCHAM CIĘ SKARBIE HHAHAHHAH <3)
czekam na więcej wiecej więcej <33333 *O*
weny kochanie niech moc bedzie z tobą ;) LOVE YOU
ojeju najlepszy prezent na urodziny :***
OdpowiedzUsuńile tu się dzieje :)
bardzo bardzo cię kocham i pozdrawiam <3 <3 <3
Lucy!!!
OdpowiedzUsuńPomijając to, że na ten rozdział czekałam odkąd zaczęłam czytać YTR i szczerzę się tak, że bardziej się nie da, bo to chyba oczywista oczywistość, nie?
"Czy to jest możliwe żeby drzewo na mnie runęło?" - To jedno zdanie tak mnie urzekło, że prawie spadłam z krzesła, ale to takie normalne.. :D
I wgle te ich rozmowy.. Kocham <3
Zack za nim pojechał... nie wydaje mi się, żeby coś dobrego z tego wynikło
Ogółem tradycyjnie mam ochotę przeczytać to jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Kocham <3
To może zabrzmieć dziwnie, ale o jejku! To opowiadanie jest przecudne! Po prostu się zakochałam! Odkąd tylko je znalazłam, czytam i czytam, no i dobiegłam do końca. A szkoda! Mimo iż jest 06:23 nad ranem, to mogłabym je czytać jeszcze z kilka godzin. Niesamowite jak niektóre historie potrafią wciągnąć człowieka. A ta z pewnością do takich należy. Czarowałaś mnie każdym słowem, które chłonęłam z wielką przyjemnością. Niestety mój sen się skończył i dotarłam do 14 rozdziału. Bardzo żałuję, że nie ma ich więcej. Ostatnio niezbyt często zdarza mi się skomentować cokolwiek, ale jak można ominąć takie cudo?! W dodatku jeszcze akcja się rozwija. Luke i Caroline, jejku, oni są tacy słodcy! Hayley i Ashton też, no ale! To jednak Luke przezwycięża wszystko. Taki z niego dobry opiekun, chociaż to niezbyt trafne określenie. W każdym bądź razie jestem tak podekscytowana, że jak coś wspaniałego nie będzie mi się śnić to, to dopiero będzie dziwne. Rozbudziłaś moje zmysły, jakkolwiek to brzmi! Zdecydowanie świetnie piszesz. I z uśmiechem na ustach muszę przyznać, że ta scena w lesie była przekomiczna, ale i tak była cudowna. Normalnie się rozpływam. Mogłabym teraz tak pisać i pisać, mimo iż zaraz Słońce wstanie. Mam nadzieję, że będziesz miała przeogromną wenę by jak najszybciej tutaj coś napisać. W każdym bądź razie zaraz dodam tego przecudownego bloga wszędzie gdzie tylko mogę, do blogosfery, twittera... Po prostu wszędzie, byleby tylko być na bieżąco z nowymi rozdziałami. Także nic, jak tylko życzyć weny i motywacji w te jakże chłodne dni. I z racji z tego, że niedługo nowy rok, to życzę również i wszystkiego najlepszego. A tymczasem znikam spać, pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńinappropriate-you-and-i.blogspot.com/
were-perfectly-imperfect.blogspot.com/