,,Przeciw wszystkiemu co ciągle nas dzieli
i przeciw wszystkiemu co chce nas pokonać"
*oczami Caroline*
Nerwowo
przesunęłam dłonią po włosach. Hay wyszła już jakieś 30 minut temu, a ja
czekałam na przyjazd Zacka.
Czułam
rosnące zdenerwowanie jak i ekscytację.
Przejrzałam
się kontrolnie w lustrze. Cóż, jak na mnie, jest okej.
Obawiałam
się czy to nie za dużo, albo nie za mało, nie chciałam żeby wyszło tak, że
niewiadomo co sobie wyobrażam po tym koncercie, ale też nie chciałam wyglądać
tak, jakbym to lekceważyła. UGH.
Chodzenie na
randki nie jest takie łatwe.
Ups, czy ja
użyłam słowa ,,randka”?
To chyba za
dużo powiedziane jeśli o nas chodzi.
Nie wiem.
Lubię go. Podoba mi się. Zdecydowanie zamieszał mi w głowie. Ale czy tak zaraz
w sercu? Nie wiem. Jeszcze nie wiem.
Może dlatego
jeszcze bardziej stresowałam się tym dzisiejszym koncertem?
Usłyszałam
dźwięk slinika i szybko dopadłam do okna. Tak, to Zack. O Cholerka.
Jeszcze
jedno spojrzenie w lustrze, sms do Hay, że jedziemy i już wychodziłam z domu,
akurat gdy Zack podchodził do werandy. Przekręciłam klucz w zamku i obróciłam
się w jego stronę z wesołym uśmiechu.
-Hej, Zack.
-Cześć, Car.
– przywitał się ze mną buziakiem w policzek. – Świetnie wyglądasz. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Dzięki. –
zaśmiałam się krótko.
-Gotowa na
koncert niedocenionych gwiazd godnych sławy Justina Biebera? – zapytał
podniosłym tonem.
-Nigdy nie
byłam bardziej gotowa. – odpowiedziałam takim samym tonem, nie mogąc
powstrzymać uśmiecu. – Ale muszę Cię uprzedzić, że prawdopodobnie będziesz
musiał mnie siłą trzymać poza sceną, bo jak ich zobaczę to nie wiem czy zdołam
okiełznać atak fangirlingu. – powiedziałam zniżając głos do dramatycznego
szeptu.
-Obiecuję,
że Cię nie puszczę. – powiedział pewnie, luźno obejmując mnie w talii ramieniem
i prowadząc do samochodu.
Moje
zdenerwowanie szybko zniknęło pod wpływem jego towarzystwa.
Już po
chwili byliśmy w drodze do Brighton Wells, gadając o wszystkim i o niczym,
śpiewając i wygłupiając się.
-Są prawie
tak dobrzy jak ten zespół, na którego koncert jedziemy. –parsknął komentując
kończącą się piosenkę The Fray.
-Czyli ten
zespół jest lepszy? – upewniłam się próbują wstrzymać smiech.
-O wiele
lepszy. –zapewnił mnie. – Mówię Ci, za rok wszyscy będą Ci zazdrościć, że byłaś
na jednym z ich pierwszych występów i to za darmo.
-O mój
Boże, daleko jeszcze? – parsknęłam, na
co też zareagował śmiechem.
-My nie
jesteśmy normalni. – pokręcił głową śmiejąc się.
-Ale to
dobrze! – zareagowałam żywo i wyjęłam aparat z torebki.
-O nieeee… -
od razu pokręcił przecząco głową Zack.
-O tak! –
zawołałam żywo. – Miałam go wyjąc dopiero jak będziemy na miejscu, ale biorąc
pod uwagę rosnącą ekscytację podczas podróży, czas na kilka selfie teraz! –
zaśmiałam się, ułożyłam wygodnie na fotelu tak, żeby być bliżej niego i
skierowałam obiektyw na nas, robiąc głupią minę.
Zack śmiał
się i opierał, ale równie szybko wyluzował i nie odrywając wzroku od drogi
robił dziwne miny czy pozy, albo gesty.
Zrobiłam
około setki głupich zdjęć, na każdym robiłam coś głupiego. A to go obejmowałam,
a to robiłam dzióbki, wyszczerzałam się, krzywiłam i śmiałam. Nie zabrakło też głupiego filmiku.
Albo
ewentualnie piszczałam, bo akurat Zack dźgał mnie palcem w brzuch.
W końcu gdy
udało mi się przestać śmiać, zaczęłam
uważniej oglądać zdjęcia. Oprócz kolejnych napadów śmiechu na widok kilku
zdjeć, znalazłam jedno, które wyjątkowo mi się podobało.Byłam lekko oparta o
jego ramię, a on obejmował mnie luźno. Akurat udało mi się uchwycić moment gdy
spojrzał w obiektyw.
-To jest
fajne. – stwierdziłam zadowolona i pokazałam mu.
Zerknął.
-Każde
zdjęcie, na którym jesteś na pierwszym planie będzie ładne. – parsknął.
Prychnęłam
tylko na jego słowa. Ale wiedziałam już, że to zdjęcie dołączy do mojej ściany
ze zdjęć, którą planuję zrobić w mojej sypialni. Na razie kompletuję zdjęcia. A to z dzisiaj
na pewno tam trafi.
- Co
planujesz robić po studiach? – zapytał nagle ni z tego ni z owego.
-Chciałabym
robić coś powiązanego z fotografią. Albo chociaż robić coś, co polubię choć
trochę. – uśmiechnęłam się. – A ty?
- Grafika,
systemy… W sumie z każdej dziedziny informatyki coś lubię i myślę, że nie będę
zbyt wybredny.
-Marzy mi
się być jakimś super fotografem, takim wiesz, zarabiam rozwijając swoją pasję.
Coś pięknego. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zobaczysz,
jeszcze mi będziesz robić zajebiste sesje na okładki, jak już zostanę sławny.
–powiedział z poważną miną, na co zareagowałam śmiechem.
- Będę zbyt
sławną panią fotograf, żeby robić sesje komuś tak przeciętnemu jak ty. –
prychnęłam, zarzucając teatralnie włosami.
-No dzięki.
– wywinął dolną wargę.
Uśmiechnęłam
się tylko i rozłożyłam wygodniej w fotelu.
*jakiś czas
później*
Wysiedliśmy
z samochodu i ruszyliśmy do wejścia klubu ,,Blurred”, jak wnioskowałam z
neonowego szyldu. Niedaleko wejścia stało już kilka grupek osób.
-Czujesz tą
rosnącą ekscytację, że zobaczysz swoich idoli? – wyszeptał mi do ucha wywołując
dreszcze na moim cieple i przyjemne łaskotanie w miejscu gdzie poczułam jego
ciepły oddech.
-Emocje
rosną. – oszepnęłam w taki sam sposób.
Zaśmiał się
tylko i poczułam jak ujął w dłoń, moją, splatając nasz palce razem.
Uśmiechnęłam
się pod nosem na ten gest.
W środku
było całkiem miło. Lokal był spory ale przy tym przytulny i klimatyczny.
Wyobraziłam sobie tutaj mały występ Eda Sheeerana.
O jeju.
Idealnie.
Zatrzymaliśmy
się przy jednym ze stolików, nieco w rogu, ale z dobrym widokiem na
przygotowaną scenę i w intymnej atmosferze.
-Czego się
napijesz na początek? – uśmiechnął się do mnie odsuwając mi krzesło.
-Hm, a co
bys mi polecił jako stały klient? – zagadnęłam z uśmiechem.
-Proponuję
jakiegoś lekkiego i słodkiego drinka na
początek. – puścił mi oczko.
-Okej. –
zgodziłam się , odwzajemniając uśmiech. Czułam się zrelaksowana w jego
towarzystwie, podobała mi się też atmosfera tego miejsca.
-Zaraz będę.
– Zack oddalił się stronę baru. Rozejrzałam się. Około połowa całego lokalu była
zajęta. Zauwazyłam, że kilka dziewczyn kierowało wzrok w stronę Zacka, a co za
tym idzie, mnie bo weszłam tu z nim.
HA.
- Proszę
bardzo. – uśmiechnięty Zack pojawił się obok mnie z piwem i drinkiem dla mnie.
Postawił
mojego drinka przede mną i już miał siadać obok mnie, gdy usłyszeliśmy wołanie:
-Holland,
jesteś! – wesoły męski głos. Na widok idącej w naszą stronę czwórki mężczyzn,
właściwie jakoś w naszym wieku, może starsi, ciężko powiedzieć. Ale przystojni,
to na pewno.
Uśmiechali
się do nas wesoło. Domyśliłam się, że to prawdopodobnie członkowie zespołu, o
którym mówił mi Zack. Brunet przywitał się najpierw z jednym z nich a zanim
przywitał resztę, wskazał na mnie.
-To jest
Caroline, wasza największa fanka. – zaśmiał się krótko. Zachichotałam i wstałam
by się z nimi przywitać.
-Oooo w
takim razie bardzo miło mi poznać, jestem Kyle. –chłopak uścisnął mnie
przyjaźnie.
-Jako głowny
gitarzysta zgłaszam gotowość, żeby złożyć autograf na twoim staniku! – ciemny
blondyn od razu podszedł do mnie, najpierw wywołując u nas śmiech swoim
komentarzem.
-Caroline. –
wyciągnęłam dłoń.
-Tom. –
powiedział wesoło i ominął moją dłoń, a zamiast tego objął mnie tak jak
wcześniej Kyle.
Przywitałam
się z resztą, która również uściskała mnie. Dowiedziałam się, że mulat ma imię
Chris, a wysoki szatyn Patrick. W ich towarzystwie też szybko poczułam się
swobodnie. Byli bardzo mili i właściwie, to po krótkiej chwili czułam się jakby
byli moimi dobrymi znajomymi od
dłuższego czasu. Nie obyło się
bez typowych wypowiedzi z podtekstami, czy aluzjami dotyczącymi mojej obecności
z Zackiem. Ale też luźnych rozmów na
wszystkie tematy.
Zapowiada się bardzo miły wieczór.
-Dobra, my musimy lecieć. Za pięć minut, wchodzimy, Caroline
szykuj bieliznę, żeby nam rzucać. – puścił mi oczko Kyle.
-Ja już wyskakuję z bokserek! – zawołał Zack zwracając na
siebie uwagę ludzi dookoła, których nieco przybyło od naszego przyjścia. Nie
było tu przeludnienia, ale mieli ruch.
Poprawiłam się na krześle, biorąc łyka mojego drinka. Nie
mogłam się już doczekać aż usłyszę jak grają.
*oczami Luke`a*
Objechałem miasto już kolejny raz. Nic.
Cholera.
No ZGUBIŁEM MAŁĄ FITZ.
Kurwa.
Nie wiem jakim cudem w takim mieście jak to mogłem ją zgubić.
Jeszcze przed kilkoma godzinami była w domu. Ba, była z Hayley.
Swoją drogą nieżle się przestraszyłem, czy może jednak czegoś
jej nie powie.
I wtedy NA CHWILĘ, dosłownie, pojechałem po kawę. Błąd,
pieprzony błąd. Jak wróciłem nie było już ani jednej ani drugiej. Na uczelni, w
parku, w tej kawiarni, no nie ma jej.
Rozpłynęła się no. Próbowałem znaleźć tego jej kochasia, ale
jest w domu, o dziwo z jakąś laską. A
tego drugiego też nie mogłem znaleźć. To znaczy, zacznijmy od tego, że nawet
nie wiedziałem gdzie mógłbym go szukać. Może pojechała do mamy? Cioci? Ale w
sumie przejechałem się też w rejony, gdzie mieszka jej ciocia i nic. Jej dom
rodzinny jest za daleko.
Nie to żebym się martwił, ale co jeśli ją porwali? Przecież
John by tego nie przeżył.
I to tylko dlatego, że zachciało mi się pieprzonej kawy.
Uh.
Podjąłem decyzję. Muszę jakoś wyciągnąć od Johna adres jego
żony. Może ta mała pojechała do mamy?
Nie zaszkodzi tego sprawdzić. A nie mogę siedzieć bezczynnie.
Może jest z tym swoim kochasiem? Ale gdzie, do chuja?!
Poczułem wibracje w kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz.
Irwin.
-Halo?
-Siema, Hemmo. Gdzie ty się wozisz cały dzień, szukamy Cię.
-Szukam córki Johna. – westchnąłem.
-Jak to szukasz?
-No byłem pod jej domem i wszystko było okej, pojechałem na
chwilę po kawę a jak wróciłem to już jej nie było. I nie wiem gdzie jest,
objechałem całe miasto i nigdzie jej nie ma.
I nie wiem czy gdzieś baluje, czy może to ci od Bricksa ją mają, czy co
się dzieje. Ze względu na Johna czuję się odpowiedzialny za nią. I wcale mi się
to nie podoba. – skrzywiłem się.
-Przecież ona pojechała do Brighton Wells na jakąś randkę.
CO?
-Jaką randkę do chuja?!
-No nie wiem, z jakimś kolesiem, nie pamiętam imienia. –
marudził Ashton.
-Skąd wiesz?
-Hayley. – mruknął. Oczywiście. Kurwa no.
-No jasne. – mruknąłem pod nosem.
-No. To nie odwalaj tylko wracaj, wyskoczymy na jakieś piwo
czy coś.
-Zaraz będę. – rzuciłem tylko i się rozłączyłem.
Czemu od razu nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać Hayley?
To znaczy, biorąc pod uwagę to, że ona nie ufa mi ani trochę ani nie darzy mnie
sympatią, to pewnie za wiele bym się nie dowiedział, a już na pewno nie od
razu, ale jednak. Jestem przekonany, że Ashton pomógłby mi to z niej wyciągnąć
bez większych problemów.
Spokojniejszy wróciłem do domu, gdzie siedziała reszta
towarzystwa.
Już po wejściu do środka, usłyszałem ich śmiechy.
-Hemmo! – Michael wyjrzał
z pokoju.
-Jestem już. – mruknąłem tylko i rozwaliłem się obok Caluma
na kanapie.
- Słyszeliśmy, że ta mała uciekła Ci na randkę. – odezwał się
Hood.
- Taa… - prychnąłem.
-Słaby z Ciebie ochroniarz, jak nie wiesz takich rzeczy. –
Hood postanowił dalej mnie denerwować.
-Nie jestem jej pieprzonym ochroniarzem. Robię to tylko ze
względu na Johna. – warknąłem nieco
zirytowany mianem ,,ochroniarza”.
- W każdym razie słabo się orientujesz. – rzucił Calum.
-Byłoby łatwiej jakby szanowna Pani Irwin mogła być moim
informatorem. – prychnąłem, ale zaraz na
mojej twarzy zagościł uśmiech gdy zauważyłem, że Ashton się jednocześnie
wkurzył ale i ucieszył przez moje określenie Hayley. Co ta miłość robi z
ludźmi.
-Ej w sumie to nie jest głupi pomysł. – ożywił się Michael. –
Przecież Hayley zawsze jest na bieżąco jeśli chodzi o córkę Johna. Gdyby Ci
czasem pomogła, nie zaszkodziłoby, a ty miałbyś więcej spokoju.
Kuszące, nie powiem.
-Nie ma pieprzonej opcji. – od razu zaoponował Irwin z
poważną miną. – Nie mieszajcie jej do tego. Już wystarczająco jej namieszałeś w
głowie po tym jak John odjebał z tym genialnym pomysłem zadbania o
bezpieczeństwo Caroline. – skrzywił się nieco.
Westchnąłem.
-Nie miałem innego wyjścia. – rzuciłem.
-Wiem. – zgodził się Irwin.
-Ale od czasu do czasu, Hayley mogłaby… - zaczął Calum, ale
Ashton od razu wpadł mu w słowo.
-Zamknij się, Hood. Hayley nie będzie brała w tym udziału.
Koniec. – powiedział twardo.
Eh.
Chyba jestem w dupie.
-W każdym razie mam spokój dopóki Caroline nie wróci z
randki. – rozłożyłem się wygodniej na kanapie.
-A nie znasz jakiejś jej innej przyjaciółki? – ciągnął temat
Clifford.
-Jakieś gorącej przyjaciółki. – wtrącił Calum, na co
wywróciłem oczami.
-Nie znam. – westchnąłem.
- No to tak jakby, miłego
chronienia i szukania igły w stogu siana. – mruknął Michael.
-Taaa. – sapnąłem. To był męczący tydzień. Praca, córka
Johna, chłopaki…
-EJ KURWA JESTEM GENIALNY! – Calum podskoczył nagle na swoim
miejscu.
-Hood, nie drzyj paszczy. – jęknął Irwin oparty o zagłówek
fotela, w którym pół-leżał, rozwalony na całą jego wielkość.
-Ale serio! Hemmo! – Calum znalazł się momentalnie obok mnie.
Spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc.
- Potrzebujesz kogoś kto ja dobrze zna, wie co się aktualnie
u niej dzieje, PRZYJACIÓŁKI. Nadążasz? – spojrzał na mnie badawczo, przerywając
swoją myśl.
-Ja to nie ty, Hood. – mruknąłem wywracając oczami, za co
dostałem lekko w tył głowy.
-Skup się! –zawołał zniecierpliwiony. – Ty sam możesz być informatorem
dla siebie! – klasnął dłońmi i zrobił zamaszysty ruch, czekając na nasza
reakcję, wyraźnie z siebie zadowolony.
Słucham?
Nastała chwila ciszy.
Ja, Clifford i Irwin patrzyliśmy się tylko na Caluma jak na idiotę.
Jeśli ktoś go kiedyś zrozumie i ogarnie, to niech się zgłosi, wybuduję mu jakiś
pomnik czy coś.
-Co kurwa? – mruknął Ashton.
-Oh, Boże, z jak tępymi ludźmi przyszło mi żyć! – jęknął dramatycznie
Hood, za co tym razem od dostał w łeb.
-MÓWIĄC TAK, żeby dotarło do waszych wątpliwej przydatności
do użytku rozumów: potrzebujesz kogoś, komu Caroline będzie ufała, kogoś kto
wie co się u niej dzieje. Taką rolę zazwyczaj pełnią przyjaciele. A WIĘC, ty
możesz być taką osobą! Po prostu się z
nią zakumpluj !
-Że niby mam dla picu się ,,zaprzyjaźnić” z Caroline do tego
stopnia, żeby wszystko o niej wiedzieć? – zapytałem niedowierzając.
-Brawo Hemmings, to twój szczęśliwy dzień, piątka, siadaj. –
prychnął Calum. – Czy to naprawdę było tak trudne do ogarnięcia? – pokręcił głową
z politowaniem.
-Ciebie pojebało, czy pojebało? – zirytowałem się. To
wszystko zaczęło zmierzać w złą stronę. Miałem pomóc Johnowi i jego córce, a
nie ją wykorzystywać, o ironio, dla jej własnego bezpieczeństwa.
-Sam pomyśl. – ciemnowłosy wzniósł oczy do nieba. – Miałbyś święty
spokój. Od czasu do czasu byście się spotkali, dowiedziałbyś się co się dzieje,
czasem byście gdzies wyszli, może byś na coś trafił i pokapował kto i w jaki
sposób ją obserwuje.
-Nie ma mowy. – rzuciłem tylko.
-Hemmo… - zaczął Michael.
-Nie. – przerwałem mu. – To beznadziejny pomysł.
-Lepszy niż wplątywanie w ten burdel Hayley. – wtrącił swoje
Ashton.
-Zabujanych pantoflarzy nikt nie pytał o zdanie, dzięki
Ashton. – prychnąłem.
Chłopak tylko wywrócił oczami na mój komentarz.
-Ale serio, Luke. Na pewno miałbyś mniej tego wszystkiego na
głowie. – zwrócił się do mnie Michael.
-Przecież ona mnie już zna! Wpadłem jak dostałem wtedy pod
jej domem w ryj! A że to charakterek Johna, chce wiedzieć co tam się stało,
dlaczego nie chciałem policji i pogotowia…- nie dane mi było skończyć bo Calum
wpadł mi w słowo.
- Więc zaspokój jej ciekawość. – wzruszył ramionami chłopak. –
Ją też możesz przy okazji zaspokoić. – dodał po chwili. Nie byłby Calumem
Hood`em gdyby nie powiedział czegoś w tym stylu.
-Masz rację, przyjdę do niej z tekstem: Hej, słuchaj wtedy
dostałem wpierdol od kogoś kto szantażuje twojego ojca i cały czas Cię śledzi i
włamuje się do twojego domu. Nie chciałem policji bo mam swoją przeszłość i
pomagam twojemu ojcu przez pilnowanie twojej dupy. Chcesz się zaprzyjaźnić, żeby
wszystko mi ułatwić? Zaufaj mi. A, zapomniałbym
i chodź się pieprzyć bo Calum stwierdził, że to też byśmy mogli
załatwić, tak przy okazji. – dokończyłem cały czas używając sarkazmu.
Clifford westchnął, Iriwina najwyraźniej rozbawiłem.
-Możesz dodać że jakby miała ochotę, to ja się piszę na
trójkącik. I nie obrażę się, jakbyś dał jej mój numer, tak w razie czego. –
rzucił uśmiechnięty od ucha do ucha Calum.
Oh Boże, dopomóż.
-Możesz jej powiedzieć tylko o swojej przeszłości. Dzięki
temu zdobędziesz w pewnym stopniu jej zaufanie. W końcu powiesz jej coś, co
jest twoją, hm, tajemnicą, w pewnym sensie. To powinno jej dać do myślenia, że
ty jej ufasz. Więc i ona zaufa choć trochę tobie. A potem już z górki. Kawa,
spacer, telefon, jakaś impreza… - Michael zaczął wymieniać, ale oczywiście nie
skonczył.
-… Jakiś numerek w jakimś kiblu, w jakimś klubie… - wtrącił
Calum.
-Hood, ogarnij cycki, albo dostaniesz w ryj. –warknąłem, na
co chłopak zareagował tylko śmiechem.
- W każdym razie… - zaczął ponownie Clifford. – Myślę, że
byłoby to okej. Wszystkim żyłoby się łatwiej. Byłoby Ci prościej dbać o jej
jako takie bezpieczeństwo i rozglądać się, czy ktoś jej nie obserwuje, śledzi,
cokolwiek.
-Nie mogę wykorzystać zaufania tej dziewczyny. To jest CÓRKA
JOHNA. A ja miałem mu i jej pomóc, a nie robić świństwa, żeby stać się
bohaterem jakimś bohaterem typowej,
rzewnej piosenki o tym, jacy to faceci są straszni. – powiedziałem twardo.
- Ale po pierwsze: to dla jej dobra. Po drugie: tu chodzi
tylko o znajomość, nic więcej. To nic złego. A wiadomo, może ona jest spoko i
to nie będzie dla Ciebie tylko przykry obowiązek, żeby się z nią zadawać. –
przekonywał mnie Michael.
- Dobrze mówi. – wtrącił milczący dotąd Ashton.
-Wyjątkowo się zgodzę, Mikey ma rację. – przytaknął Hood.
-Nie podoba mi się ten pomysł. – I TO JAK CHOLERA.
- Spróbuj. Chociaż tyle. Co Ci szkodzi. – Irwin dokładał
swoje.
-Ty się nie udzielaj, bo ty poprzesz każdy pomysł, który
wykluczałby udział Hayley. – wywróciłem oczami.
- Cokolwiek. – zaśmiał się chłopak.
-Hemmo? – Michael czekał na jakąś decyzję.
Nie. To się nie może udać. Nie mogę tego zrobić. John by mnie
zabił jakby się dowiedział.
- Ok., spróbuję. Zobaczymy. –mruknąłem.
CO JA ROBIĘ.
- Skoro dramaty uznajemy za zakończone, proponuję się napić! –
rozpogodził się Calum. No oczywiście.
Pozostali zareagowali równie pozytywnie.
ZGODZIŁEM SIĘ NA UDAWANIE PRZYJACIELA CÓRKI JOHNA.
Cholera, to się źle skończy.
*oczami Caroline*
- Nie wierzę ! – wybuchnę łam śmiechem po raz kolejny tego
wieczoru, który okazał się jednym z tych, których po prostu się nie zapomina.
Koncert skończył się jakieś dwie godziny temu, może więcej,
nie wiem. Przy Zacku traciłam poczucie czasu. Po prostu nie zwracałam na to
najmniejszej uwagi.
Sam koncert był jedną wielką zabawą. Już dawno się tak nie
wytańczyłam i nie wyśpiewałam. Okazało się, ze chłopaki umieli grać kilka moich
ulubionych piosenek, co uszczęśliwiło mnie jeszcze bardziej. Tańcząc na samym
środku lokalu z Zackiem, nie przejmowałam się ludźmi wokół, tym, czy ktoś na
nas patrzy. Po prostu się bawiłam. I to świetnie.
A już po pierwszej
piosence, reszta ludzi dołączyła do nas.
Po koncercie wypiłam drinka z chłopakami z zespołu. Zack jako
przykładny kierowca, zadowolił się tylko colą.
Posiedzieliśmy z nimi chwilę i wyszliśmy na spacer, który
ciągnął się już od dłuższego czasu.
Dobrze, że znał tą okolicę, bo gdyby nie to, już dawno byśmy
pobładzili. Po prostu szliśmy przed siebie,
mimo późnej godziny. Wydaje mi się, że jest jakoś koło północy, może po.
Kto by się tym przejmował.
Wysłuchałam już kolejnej historii z życia Zacka i chłopaków z
zespołu. To co oni odstawiają…
Właściwie cały czas się śmiałam. Nogi mi się z lekka plączą,
coś mi się tak zdaje. Ale nie czuję się pijana. Szczęśliwa, to i owszem.
-Naprawdę, świetnie z Tobą bawiłem, wiesz? – uśmiechnięty Zack,
objął mnie luźno w pasie.
Pasowało mi to.
-Ja też. – powiedziałam wesoło.
-Nie sądziłem, ze będzie aż tak fajnie. Właściwie,
spodziewałem się, że uciekniesz, gdy tylko nas poznasz. – zaśmiał się krótko.
-No coś ty – zachichotałam. – Jesteście nienormalni, ale Was
uwielbiam!
Zawtórował mi.
-Z wzajemnością! – zapewnił mnie.
Nie zwracałam wcześniej za bardzo gdzie i jakimi drogami
szliśmy. W sumie, może dlatego, ze przez większość ścieżki naszego spaceru,
oświetlenie było słabe, albo żadne. Ale tym razem zauważyłam w zdecydowanej
różnicy terenu. Zorientowałam się, że szliśmy jakimś peronem. Tory.
Wskoczyłam na nie i zaczęłam iść wzdłuż nich, trzymając dłoń
Zacka, który wyraźnie rozbawiony tym co robię, ratował mnie swoja siłą od
upadku. Sprawiło mi to więcej frajdy niż mogłam przypuszczać.
W końcu poddałam się,
oczywiście czerpiąc z mojej rezygnacji niewytłumaczalną radość. Czułam się
niesamowicie, jak już dawno się nie czułam. Odczuwałam zmęczenie, podejrzewam że
jutro będzie mi ciężko wstać z łózka przez dzisiejsze dzikie tańce.
Ale jednocześnie czułam się szczęśliwa. Beztroska. Może być
tak już zawsze?
Zauwazyłam, że teren na którym znajdowały się tory i cały
długi peron, jest wzniesiony. Rozejrzałam się. W słabym świetle latarni
spróbowałam złapać jakąś orientację. W końcu zobaczyłam barierki po drugiej
stronie peronu i słabe punkciki światła. Podekscytowana pociągnęłam w tą stronę
Zacka, który zareagował tylko krótkim chichotem.
Okazało się, ze cały peron i tory, znajdowały się na górze,
przez który biegł niedługi tunel. Za barierkami nie było nic, poza rozciągającym
się widokiem pól, lasu i domów, oraz świateł latarni, pojedynczych szyldów.
Widok choć mało niezwykły, zaparł mi dech w piersiach.
-Jejku. – westchnęłam sama do siebie, układając dłonie na
barierce. Chciałabym zobaczyć to miejsce w dzień i o zachodzie słońca.
- Da się zrobić. – usłyszałam głos Zacka, który wyrwał mnie z
rozmyślań. Czyżbym powiedziała to na głos? A on właśnie się zgodził, żebyśmy tu
jeszcze przyjechali?
Nagle w mojej głowie zawitał pomysł. Prawdopodobnie głupi i
dziecinny ale w tej chwili dla mnie cudowny.
- Jak w Titanicu! – zaśmiałam się głośno i wskoczyłam na
barierkę, która przy moim wzroście, kończyła swoją rolę zabezpieczającą na wysokości moich ud. Prawdopodobnie w normalnych warunkach i przy
mniejszej ilości endorfin w moim organizmie, umarłabym ze strachu, że barierka nie
wytrzyma, że stracę równowagę, że się zabiję.
Ale nie teraz.
To co poczułam przez tą krótką chwilę było nie opisania.
Chłodne powietrze wokół całej mnie i wrażenie, że to jest jedyne, co mnie
otacza. Że nic nie trzyma mnie przy ziemi.
- O Boże, Caroline! – zawołał Zack i tak szybko jak
rozłożyłam ramiona, poczułam jego silne ręce, zaciśnięte wokół mojego ciała.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Cholera, Cara, zejdę kiedyś przez Ciebie na zawał,
przysięgam. – westchnął w moje ramię, ściągając mnie delikatnie z barierki.
- Wiesz, jak fajnie? Powinieneś spróbować ! Jak chcesz, to
mogę Cię potrzymać! – zawołałam ochoczo.
Roześmiał się.
-Chyba jednak jesteś trochę pijana, co?
-Może troszeczkę. – mruknęłam, wzruszając ramionami. Zaśmiał
się po raz kolejny i pociągnął mnie lekko na jakiś murek, żebym usiadła z nim.
Usiadłam blisko niego, na co on objął mnie opiekuńczo
ramieniem. Czy jest zimno?
Nie wiem. Nie czuję.
-Jestem szczęśliwy, że tu ze mną jesteś. – powiedział cicho.
-Ja też. – mruknęłam.
- Nie sądziłem, że sama trafisz w to miejsce. – uśmiechnął się
nieco tajemniczo, patrząc w dal.
- W sensie, tu? – zapytałam głupio, wskazując w dół.
-Tak, tu. – zaśmiał się krótko.
- Byłeś tu już? – seria głupich pytań rozpoczęta, BANG.
-Byłem. – odpowiedział spokojnie.
-Z dziewczyną?
- Z Tobą, owszem. –spojrzał na mnie.
-Czyli jestem tak jakby, pierwsza? – wiedziałam, ze to co
mówię to głupoty, ale i tak to mówiłam.
-Tak, tak jakby tak. – zaśmiał się.
-Nie smiej się ze mnie. – wywinęłam dolną wargę.
-Przepraszam. – cmoknął mnie przelotnie w czoło.
-Więc, jesteś stąd? – czy mój katalog głupich pytań się nie
kończy?
-Tak.
- A gdzie twoi rodzice?
-Byłem w domu dziecka, odkąd pamiętam. – powiedział.
-Oh. Nie wiedziałam.
-Teraz już wiesz. – uśmiechnał się do mnie.
-A co się stało z twoimi rodzicami?- drążyłam temat, mimo że
coś nakazywało mi nie wypytywać. Cholerne endorfiny.
-Nie chcieli mnie i mnie oddali. – powiedział spokojnie.
-Przykro mi. –powiedziałam szczerze.
-Jest w porządku, Car. – powiedział uśmiechając się
uspokajająco. Albo może seksownie? Nie wiem, chyba coś mi się myli.
Oparłam głowę o jego ramię, wtulając się w niego lekko. Nie
protestował, objął mnie nieco ciaśniej.
- A co z twoją rodziną? Zauważyłem, ze mieszkasz sama. –
powiedział, głaszcząc dłonią moje plecy, co było idealnym lekiem nasennym.
Momentalnie zrobiłam się śpiąca.
- Tata gdzies sobie żyje, chyba sobie przypomniał o mnie po
tylu latach. I na chuj? Przez tyle czasu go nie interesowałam, nie byłam ważna
na tyle, by usłyszeć od niego prawdę, słowo wyjaśnienia, a teraz nagle,
zaczęłam istnieć w jego świecie? –prychnęłam. – Mama jest domu, nie wiem… Nie
wiem… - język nieco mi się plątał. Czemu? – Nie wiem co u niej. Nie mam z nią
kontaktu. Nie chcę, nie wiem… Tak jakoś wyszło… Nie ufam… Nie ufam już. Już nie
ufam. – czy ja naprawdę dukam?
-Jaka prawda? Jakie zaufanie? Co się stało? – zapytał łagodnie.
-Jak w przedszkolu… W podstawówce… I nigdy nie przyszedł…
Byłam smutna… - O Boże, ja chyba naprawdę dukam. Mój język… O mamo, tak bardzo chce mi się spać.
*oczami Luke`a, następny dzień, późne popołudnie*
Co ja robię?
Co ja robię?
Co ja robię?
Idiota. Kompletny
idiota. Można być większym?
Nie, na pewno nie można. Niemożliwe.
Zauważyłem, że od pięciu minut truchtam w miejscu. Hemming,
kretynie.
Wymierzyłem sobie mentalny policzek i skupiłem się na
drzwiach domu Caroline. Powinna za kilka minut wyjść biegać, jak zawsze.
Wziąłem głęboki oddech. Nie miałem pomysłu na to, jakim cudem
mogę się z nią zaprzyjaźnić, a raczej jak nawiązać jakikolwiek kontakt.
Cóż, poradziłem się Caluma. Ugh, wiem, najgorszy pomysł jaki
mógł mi wpaść do głowy.
Ale teraz tego nie zmienię. Mógłbym. Ale nie mam lepszego
pomysłu.
Chociaż raz mu zaufam. Jak on to ujął, jest to jego klasyczna
metoda podrywu na wysportowane dziewczyny. Zawsze działa.
Czy działa, to się okaze.
Z domu wyszła Caroline, przerywając mój wewnętrzny monolog i
wywołując szybsze bicie serca. Cholerka.
Wziąłem głębszy oddech.
Ruszyłem za nią. Ma słuchawki w uszach.
Wślizgnąłem się na chodnik po drugiej stronie i ruszyłem za
nią truchtem. Teraz zalezy gdzie się skieruje.
Nie musiałem długo czekać. Przyśpieszyła zbliżając się do
skrętu do jej ulubionego lasku, w którym biegała. Ugh, mogła pobiec do parku,
czy coś, wtedy sposób Caluma może byłby łatwiejszy. W lesie może się stać
wszystko.
Ah, pieprzyć to. Przyśpieszyłem w prawo, chcąc wyjść jej
naprzeciw. Wbiegłem między drzewa, starając się odtworzyc w głowie drogę i mój
,,genialny plan podrywu na wysportowane dziewczyny, opatentowany przez Caluma Da
Pimp Hooda” .
Oh Boże, co ja robię.
Sylwetka dziewczyny mignęła mi między drzewami. Przygotowałem
się do biegu. Teraz albo cholera, nigdy.
Jeszcze pięć metrów i start. Trzy. Jeszcze Dwa. Jeden…
Puściłem się biegiem.
Będzie bolało.
________________________________________________________________________
Helou <3
taka tam wasted Caroline i romatiko wieczór
po koncercie
taki tam zboczony Hood
taki tam Luke
takie tam, miesiąc spóźnienia
Aż wstyd :O
Minął ponad miesiąc od ostatniego rozdziału na YTR :O
Przepraszam.
w każdym razie
Wiem, że czytelniczek YTR jest mało, nie oszukujmy się.
5 komentarzy to była norma, przy dobrych wiatrach, dosżło do 7
anyways
myślałam czy nie zrezygnować z tej historii.
ale stwierdziłam, że nie
a przynajmniej spróbuję dać sobie szanse.
Zbliża się wolne.
Może uda mi się nadrobić rozdziały na obdwy blogach + skończyć niespodzianki, które dla Was szykuję.
Nawet jeśli jest Was mało na YTR, dla Was postaram sie doprowadzić to do końca.
Chyba, że Wy same uważacie ż to nie ma sensu? Że nie ciekawi was ta historia?
NAPRAWDĘ PROSZĘ
DAJCIE MI ZNAĆ W KOMENTARZU
pozdrawiam i ściskam ♥
@awhniallable
A więc ty moja wariatko.
OdpowiedzUsuńMoże na początek zacznę od końca.
AŁA ?! Że on się zderza tak?
Idealne rady Caluma, zawsze spoko xD
Ashton jest takim pieprzonym ideałem, ze ja dziękuję, wychodzę, i kurwa popadam w kompleksy w tym momencie, bo nie istnieje dla mnie tak zajebisty facet na tej planecie jak Ashton Irwin, dziękuję, dobranoc, amen.
Ta randka była urocza. Awwh kurwa tęcza wszędzie i pijana Car to najlepsza Car <333
Cóż ja mogę jeszcze dodać.
Weny dziełcha i Lov ya soł macz. ;**
Jeju, kochana pisz tak dalej :) Nie możesz zrezygnować :)
OdpowiedzUsuńkochana moja
OdpowiedzUsuńja osobiście uwielbiam to ff i nie che żebyś z niego zrezygnowałaale decyzja należy do ciebie.
wiedz, że cię bardzo mocno kocham <3
Świetny rozdział; pisz dalej i to szybko!!!
OdpowiedzUsuńKontynuuj to opowiadanie, jest na prawde swietne!
OdpowiedzUsuńHistoria jest cudowna! Gdyby to ode mnie zależało, to chciałabym dotrwać z nią do samego końca, więc proszę Cię z dobrej woli nie kończ. Ale jeśli kontynuacja przerasta Twoje możliwości, to oczywiście zrozumiem
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to jest świetny! Jak zawsze warto było na niego czekać
Pomysł Hood'a - Mmm, już czekam na realizację. Początek zapowiada się rewelacyjnie :D
I Caroline. Przy nim jest taka szczęśliwa. Normalnie aż mi serce mięknie jak czytam kiedy jest z nim. Są uroczy ♥
Do następnego Kochana ♥♥♥
Okej, trafiłam tutaj naprawdę nawet nie wiem jak, ale w ogóle tego nie żałuję. Jest to jedno z ciekawszych opowiadań z jakimi miałam przyjemność się zetknąć. Z całą pewnością będę czekała na więcej. Jeśli możesz, to informuj mnie o nowych rozdziałach albo u mnie na blogu, albo na Twitterze @insoluke ;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie:
http://sinister-fanfic.blogspot.com/
Zapraszam na NOWY spis ff http://kraina-fanfiction.blogspot.com/ ! ;*
OdpowiedzUsuń