środa, 5 listopada 2014

Chapter 12


,, W poszukiwaniu szczęścia
Przemierzamy cały świat
Przemierzamy wszechświat ''

*oczami Caroline*
- A nikt na Ciebie nie czeka? – zapytał, sugestywnie kiwając głową w stronę stolika mojego i Zacka.
Cholera, ma mnie.
O CHOLERA, ZACK.
Momentalnie poderwałam się ze swojego miejsca i spojrzałam w stronę Zacka.
Siedział nadal spokojnie, odwrócony do mnie plecami.  Stukał palcami w  blat stolika. UGH.
-Dobra. – westchnęłam pochylając się nad stolikiem Luke`a i patrząc mu w oczy. – Ale nie myśl sobie, że tak łatwo uda Ci się mnie zbyć. Wyobraź sobie, że mnie interesuje kto łazi niedaleko mojego domu i napada ludzi. – mówiłam cicho, ale ostrym tonem.
Nie czekałam na reakcję blondyna, odwróciłam się i ruszyłam do stolika, przy którym siedział Zack.
Że też akurat tutaj i akurat teraz musiałam go spotkać…
Potrzebowałam kilku odpowiedzi. Tamto wydarzenie nie dawało mi spokoju. Nie czułam się już bezpiecznie we własnym domu. Nigdy nie słyszałam o podobnym zajściu w tej okolicy. Przecież gdybym wcześniej przyjechała do domu, kto wie, może to mnie by pobili?
Nie wiem czy ten blondyn coś wie, ale z tego co sam mi powiedział, nie jest zwykłym i przypadkowym chłopakiem. Nie chciał pogotowia, nie chciał policji. Czyli sam nie jest niewiniątkiem. Czy tylko dlatego oberwał? To były jakieś jego porachunki? Nie ukrywam, że by mnie to uspokoiło.
I jeszcze mało tego, zżerała mnie ciekawość kim ten chłopak jest, co zrobił, co tam się konkretnie stało i co robił w tych stronach. W końcu nigdy wcześniej go tu nie widziałam a mieszkam tu od rozpoczęcia studiów.
To jeszcze nie koniec, Luke.
Wzięłam głębszy oddech, rozciągnęłam usta w lekkim uśmiechu i wróciłam na miejsce naprzeciwko Zacka.  Brunet uśmiechnął się na mój widok.
-Jeśli chciałaś pogadać ze znajomym to wystarczyło powiedzieć, Caroline. – uśmiechnął się do mnie pobłażliwe.
Serce mi stanęło. Cholera, widział.
-Widziałeś… - jęknęłam zawstydzona. No nie.
-Widziałem. I nie rozumiem dlaczego skłamałaś, żeby do niego podejść. Mogłaś mi powiedzieć. – patrzył mi w oczy a ja uciekałam wzrokiem gdzie tylko mogłam. UGH.
-Przepraszam, Zack, po prostu… - zaczęłam ale wpadł mi w słowo.
-To jest twój chłopak? Czy ktoś w tym guście, że zrobiłaś z tego taką misję specjalną? – uśmiechał się i starał się brzmieć zabawnie, ale po jego oczach widać było, że nie jest mu zbyt wesoło.
-Nie, nie! – zaprotestowałam. – Ja nie mam chłopaka. – zaznaczyłam celowo. Zauważyłam, ze nieco się rozluźnił na te słowa. – To po prostu znajomy, na dobrą sprawę nawet nie wiem zbyt wiele o nim, po prostu chciałam się od niego czegoś dowiedzieć, a wiem, że prawdopodobnie więcej się nie zobaczymy i dlatego to wszystko. Przepraszam, po prostu nie wiedziałam co mam Ci powiedzieć.
-Nie ma za co, Caroline. Tylko po prostu bądź ze mną szczera, na przyszłość, ok.? – popatrzył mi w oczy.
Na przyszłość.
-Pewnie. – potwierdziłam i uśmiechnęłam się przepraszająco.
-W każdym razie, dowiedziałaś się chociaż tego, czego chciałaś?
-Hm, nie do końca. – westchnęłam.
Pokiwał głową na znak, że rozumie. Ja natomiast walczyłam z ochotą zerknięcia w stronę stolika blondyna, by sprawdzić, czy jeszcze tam jest.  Ale przecież nie mogłam. Zack teraz patrzył na mnie uważnie, a nie chcę, żeby pomyślał, że nie obchodzi mnie jego obecność, czy jest coś ważniejszego. Już i tak wpadłam z tym, że mnie zauważył. Nie chciałam go denerwować czy sprawiać mu przykrości. Lubię go. I tyle.
A skoro już jakimś cudem on polubił taką pokrakę życiową jak ja, to nie chcę tego stracić, czy zepsuć.
-Słuchaj, może miałabyś ochotę wyskoczyć ze mną  w ten weekend na koncert zespołu mojego kumpla? Mają mało znaną kapelę, ale grają fajną muzykę. W sobotę grają w klubie w Brighton Wells. I tak jakby, mam dwa bilety. – mówił wesoło patrząc mi w oczy cały czas.
-Pewnie, byłoby super. – odwzajemniłam uśmiech. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Definitywnie, ten chłopak zakręcił mi w głowie.
-Super. – pokiwał głową z tajemniczym uśmiechem.
-Super. – powtórzyłam naśladując jego ton i uśmiech, wywołując jego śmiech.

*oczami Luke`a*
CHOLERA, CHOLERA, CHOLERA.
Przeklinałem w myślach swój durny pomysł obserwowania Caroline dzisiaj z tak małej odległości z tej kawiarni. Przecież to logiczne, że mnie pamięta.
A biorąc pod uwagę fakt, że ma charakter tatusia, to tak samo logiczne było to, że tego tak nie zostawi i jak tylko się spotkamy, zacznie zadawać pytania.
Ale nie, musiałem zjebać.
Sam pchałem się jej pod nos. Z miejsca zwróciłem jej uwagę.
Równie dobrze mogłem wejść do tej kawiarni nago i napisać bitą śmietaną na brzuchu: TU JESTEM, CAROLINE FITZ.
Idiota, no.
Jeszcze ta mała jest taka dociekliwa. Jak ojciec. Nie krępowało jej podejście do właściwie obcego kolesia w tym samym momencie kiedy była na randce z innym i zadawać mu milion pytań. To i tak, że wróciła do tego kolesia. Wykorzystałem moment i wymknąłem się z kawiarni.
O ile wcześniej moje ,,zadanie” było banalnie proste i nudne, o tyle teraz jest w chuj trudne.
Bo jak mam obserwować kogoś kto mnie zna i na dodatek mnie szuka?
Ja to umiem sobie komplikować życie.
Westchnąłem ciężko i wszedłem do budynku, w którym mieściło się biuro Johna. Przywitałem się z jego sekretarką, która już dobrze mnie znała i bez pukania wszedłem do jego gabinetu.
Tak jak się spodziewałem, John ślęczał nad jakimiś papierami. Gdy zobaczył mnie w drzwiach, zrobił niezadowoloną minę.
-Też miło mi Cię widzieć, John. – rzuciłem wesoło i rozsiadłem się w fotelu naprzeciwko miejsca Johna.
-Luke, naprawdę mógłbyś pukać. – skarcił mnie.
-Po co? Gdybyś miał spotkanie Natalie by mnie zatrzymała, a dymać Natalie też nie będziesz bo dalej kochasz swoją byłą żonę, więc? – wymownie wzruszyłem ramionami.
Johnowi wyraźnie nie spodobało się to co powiedziałem, ale nie ciągnął tematu.
-Dzieje się coś u Caroline?
-Poza tym, że co chwila randkuje to nuda. – rzuciłem udawając znudzony ton. Gdyby tylko wiedział…
-Randkuje? – powtórzył sugerując mi rozwinięcie tematu.
-Oh, proszę, John. – jęknąłem. – Będziesz się bawił w  nieustępliwego tatusia córeczki, który musi wiedzieć wszystko o jej chłopakach aż w końcu stwierdzi że żaden nie jest wystarczająco dobry? Naprawdę?
-Luke. – westchnął teatralnie mężczyzna. – Czy to takie dziwne, że chcę wiedzieć co u niej?
-Jak widzisz- bawi się świetnie u boku napakowanego bruneta o czarującym uśmiechu. – powiedziałem kpiąco.
John wywrócił oczami.
-Kim on w ogóle jest? Ile ma lat?
-Ej, obserwuje Caroline, nie obchodzą mnie jej faceci!
John westchnął po raz kolejny.
-A jak idą sprawy z przetargiem? – zapytałem mimo, że ten temat nadal działał na mnie jak płachta na byka. Nie mogę przeboleć tego, że John dał się zastraszyć i wziął w tym udział.
John wiedział aż za dobrze co czuję. Zastanowił się chwilę zanim coś powiedział.
-Chyba dobrze, papiery złożone, wyniki przetargu jutro. Sprawdzałem, czy można- zawahał się – wycofać kandydaturę firmy.
Spojrzałem na niego sugerując mu mówienie dalej.
-Nie można. – powiedział ciszej.
-Czemu mnie to nie dziwi? – prychnąłem.
-Luke, nie mogłem inaczej postąpić, to…
-Tak, słyszałem już. – przerwałem mu. – Dotarło, uwierz.
Co nie zmienia faktu, że robisz pieprzony błąd swojego życia nr 2.
*oczami Bricks`a*
-Jakieś nowości? – zapytałem znudzonym głosem rozsiadając się na sofie.
Cale podał mi skręta, którego zaraz odpaliłem i zaciągnąłem się z przyjemnością dymem.
-Nic nieprzewidzianego, wszystko idzie zgodnie z planem. – postawny szatyn, którego imię wyleciało mi z głowy tak szybko jak je usłyszałem mówił spokojnie opierając się o MÓJ stół bilardowy.
-Jak zaraz nie zabierzesz dupy z tego stołu to przysięgam, że zaraz wpakuję Ci w nią kilo śrutu. – powiedziałem niby od niechcenia, ale wystarczyło, żeby spanikowany chłopak szybko oddalił się na 3 metry od stołu. Lepiej.
-Fitz nic nie odpierdala na boku? Papiery są złożone? – zapytałem zaciągając się po raz kolejny.
-Papiery są, nawet gdyby chciał się wycofać to już nie może. Jutro będą wyniki, wszystko idzie dobrze.
-Fitz nie kontaktuje się z tą małą?
-Nie, nie zauważyliśmy nic.
-Bo wy kurwa nie jesteście od tego żeby zauważyć, tylko zapobiegać, wiedzieć i być zawsze o krok do przodu od Fitza! – warknąłem zirytowany tępotą ludzi z którymi muszę pracować. Gdyby nie to, że ciężko teraz o porządnych ludzi, tym najchętniej wpakowałbym kulkę w łeb.
-Jasne. – odpowiedział szatyn, próbując dalej zachować opanowany ton, co średnio mu wychodziło.
-Więc, zapytam jeszcze raz: Fitz kontaktuje się z córką?
-Nie, nie kontaktuje się. Młoda Fitz spotyka się jedynie z czwórką znajomych, sporadycznie z ciotką.
-Zaraz, czwórką? – usiadłem prosto. Ta mała brunetka, tych dwóch z informatyki i…? Ktoś jeszcze?
-No tak, dziewczyna, czyli Firth, ten Max, ale to rzadziej, Holland i taki blondyn. Ale to jakoś ostatnio, więc pewnie przypadkiem się poznali albo znali się kiedys, nie wiem.
Jego ostatnie dwa słowa wprowadziły mnie w stan wściekłości.
-JAK TO KURWA NIE WIESZ?! To co ty tu jeszcze robisz?! W twoim  słowniku nie ma zwrotu: nie wiem! I do kurwy nędzy jaki blondyn?! Nazwisko!
Cisza. Momentalnie wstałem i już po chwili trzymałem faceta za szmaty.
-NAZWISKO. – wycedziłem.
-N-nie znam. – powiedział cicho.
Rzuciłem nim o ścianę, po której się obsunął w dół. CO ZA IDIOTA.
-Czy ktoś tu kurwa wie po co tu jest, co robi i jak dobrze zrobić to co do niego należy?! – krzyknąłem z całych sił.
-Ja wiem. – usłyszałem dobrze znany mi kokieteryjny głos, na który wywróciłem oczami.  Logiczne, że ONA WIE. W końcu była tu tylko by spełniać moje osobiste potrzeby.
-Nie teraz Kylie. – warknąłem.
-Po co te nerwy? – poczułem delikatnie dłonie na  moich ramionach.
Przysięgam, że gdyby nie moja niewyjaśniona słabość do tej dziewczyny to już dawno by jej tu nie było. Ba, nie byłoby jej na tym świecie.
A jednak jest i mimo, że doprowadza mnie do istnego szału, to doprowadza mnie też do nieco innego uczucia, innego rodzaju szału…
-Do jutra chcę wiedzieć kim jest ten pieprzony blondyn i nie obchodzi mnie nic innego! Jeśli do jutra się tego nie dowiem- ktoś zapłaci za to głową. – warknąłem głośno, by wszyscy mnie usłyszeli. Odpowiedziały mi skinięcia głowami i cichy szept Kylie przeznaczony tylko dla mnie:
-Widzę, że jesteś wściekły…
-Nie ma was. – powiedziałem głośno do wszystkich i pociągnąłem blondynkę na górę do pokoju by jak zwykle przy jej pomocy wyładować swój gniew.
* dzień później, sobota, oczami  Caroline*
-Ale uwielbiam te szorty! -zaprotestowałam gorąco śiskając lekko w dłoniach dżinsowy materiał.
Zack ma po mnie przyjechać za  jakąś godzinę, a ja nadal nie wiem w co się ubrać!
Niby to nie jest jakiś wielki koncert, po prostu występ w klubie. Nie powinnam się zbytnio wyróżniać. Ale też chcę wyglądać ładnie, hm,  seksownie?
Po prostu tak, żeby trafić w gusta Zacka.
Hayley pół-leżała na moim łożku jedząc ciastka. I TEORETYCZNIE pomaga mi wybrać coś na dzisiaj. Z tym, że nic jej się nie podobało.
-Hayleeeey! – jęknęłam przeciągle.
-No co? – wzruszyła ramionami gryząc ciastko.
-Te szorty i tamta koszula, do tego kurtka dżinsowa? – zapytałam sugerując  zestaw, który odpowiadał mi najbardziej.
- Te szorty? – spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
-To jedyne szorty, w których moje nogi wyglądają w miarę szczupło! – jęknęłam.
-Raczej jedyne szorty w których masz całą dupę na wierzchu. – mruknęła znudzona.
-Bez przesady Hayley, sama mnie nakłaniałaś, żeby je kupić. – zauważyłam podirytowana. Nic jej dzisiaj nie pasowało.
-Tak, bo dla twojego tyłka w tych szortach mogłabym zmienić orientację. – wzruszyła ramionami.
-Więc w czym masz taki problem, Hay? – zapytałam z wyrzutem.
-W niczym takim, po prostu zaskakujesz mnie.  Ale okej, jeśli chcesz się z nim pieprzyć w tym klubie w kiblu, to proszę bardzo, tylko ja matką chrzestną nie będę. – chwyciła kolejne ciastko.
-W takim razie moja ulubiona spódnica i crop top. – zignorowałam jej uwagę. Zauważyłam, że od kiedy częściej spotykam się z Zackiem, Hay dziwnie się zachowuje.
-Zack na pewno utrzyma łapy przy sobie. – mruknęła z sarkazmem.
-Hayley do cholery! – rzuciłam z irytacją ubrania na łóżko.
-No co?
-O co Ci chodzi? Od niedawna dziwnie się zachowujesz i cały czas coś Ci nie pasuje! Z czym ty masz kobieto problem?
Brunetka westchnęła tylko. Zawahała się chwilę ale w końcu się odezwała.
-Po prostu nie przepadam za tym twoim Zackiem, okej? – spojrzała na mnie niepewnie.
Usiadłam z westchnięciem obok niej.
-Przecież ty go nawet nie znasz.
-Nic nie poradzę, że nie przekonuje mnie. – wzruszyła ramionami. Widać po niej, że jeszcze coś ją męczy, ale postanowiłam dać jej czas.
-On nawet nie miał okazji, żeby Cię ,,przekonywać”, Hay. – westchnęłam.
-Po prostu  mam wrażenie, że nie jest dla Ciebie odpowiedni i tylko będą przez niego kłopoty, okej? Źle mu z oczu patrzy. – mówiła, nie do końca pewna tego co mówi. Na pewno jest coś jeszcze. Coś, do czego się usilnie nie przyznaje, mimo, że ją to męczy.
-Nawet nie patrzyłaś w jego oczy. – parsknęłam.
-Za to ty znasz je aż za dobrze, nie? – mruknęła zaczepnie za co dostała ode mnie poduszką. Nasz śmiech rozluźnił napięcie.
-Po prostu na niego uważaj, okej? – Hay patrzyła na mnie uważnie.  Jest po prostu aniołem i tyle.
-Obiecuję. – potwierdziłam.
Pokiwała tylko głową.
-I zakładaj te szorty – westchnęła a na moich ustach momentalnie pojawił się uśmiech. – Tylko bez szpilek czy litów! Zostaw jego wyobraźni minimalne pole do popisu.
Roześmiałam się.
-Wiedziałam, że w końcu szorty wygrają! – zawołałam wesoło.
-Zawsze będzie mu trudniej się do Ciebie dobrać, niż gdybyś miała spódnicę, więc… - zaczęła ironicznym tonem ale przerwałam jej skutecznie rzutem poduszką w twarz.
-Jesteś głupia, Hay. – parsknęłam.
-Też Cię kocham, Fitz. – usłyszałam w odpowiedzi.

*oczami Hayley, dzień wcześniej, wieczór*
Zabiję kiedyś Maxa, przysięgam. Zaraz po Caroline, to najbardziej spóźnialska osoba na świecie. Wiecznie trzeba na nich czekać.
Rozejrzałam się, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wybrałam jedną ze spokojniejszych ławek w tym parku więc za wiele tu do roboty czy obserwowania nie było.
A jednak mimo wszystko uwielbiam to miejsce, tą ławkę. Wiązały się z nią same przyjemne wspomnienia. Oczywiście wspomnienia chwil spędzonych w towarzystwie pewnego chłopaka. Automatycznie się uśmiechnęłam na obraz Ashtona w mojej głowie.
O ile wcześniej podobało mi się to co było między nami, teraz jestem aż niemożliwie szczęśliwa.  Wiem na czym stoję i świadomość tego co jest  między nami jest najlepszym uczuciem na świecie.
- Wybacz, Hay, serio, starałem się być jak najszybciej. – z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos. Max był już nieco zdyszany obok mnie. Ale coś mi się nie zgadzało. Miał nienaturalnie dużo energii, którą aż przekazywał. Miał włosy rozwiane we wszystkie strony, a jego oczy błyszczały. Na dodatek, szeroki uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
Mimo moich obserwacji i nieodpartej ciekawości, przytuliłam go tylko na powitanie.
-Kwestia przyzwyczajenia, że wiecznie się spóźniasz. – mruknęłam, uśmiechając się nieco sztucznie.
Czemu jestem taka kiepska w ukrywaniu emocji?
-Przyniosłem Ci  tą kopię, o którą prosiłaś. – Max podał mi  obiekt, który jeszcze przed kilkoma minutami głównie mnie interesował.
-Dzięki, Max.- uśmiechnęłam się z wdzięcznością. – Co u Ciebie?
Przysięgam, że mimo iż uważałam, że to niemożliwe i wręcz bolesne, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Bardzo dobrze. – powiedział tajemniczo. Serio? NIE RÓB MI TEGO.
-Ale się rozwinąłeś, Max, zwolnij, bo aż nie nadążam za taką ilością informacji naraz. – prychnęłam sarkastycznie, czym go tylko rozbawiłam.
-Oj no… - mruknął i zamilknął.
-Oj, co? – męczyłam. – No nie bądź taki, mów co jest! – dałam mu kuksańca w bok.
-Powiedzmy, że u mnie dzieje się coś w podobie do tego, co dzieje się u Ciebie.
Nic nie rozumiem.
-To znaczy? – zapytałam nieco zdezorientowana.
-Poznałem kogoś. – powiedział wesoło.
Co?


Czas się dla mnie zatrzymał. Max kogoś poznał.
-Dziewczynę? – otrzeźwiałam nieco. Tylko rozbawiłam go po raz kolejny.
-Tak, Hayley, nie przypominam sobie, żebym był innej orientacji. – parsknął.
Ale... Ale jak to?
Przecież… Caroline i Max. Przecież to było oczywiste, że oni będą razem. Ich kolacja może średnio coś ruszyła, a ostatnio kiedy poruszałam temat przyjaciółki z Maxem, on był wyraźnie zrezygnowany. Zack Zackiem, ale… ALE PRZECIEŻ TO MAX.
Jak jakiś Zack ma się do Maxa?
-Ale… Co z Caroline? – wydusiłam z siebie.
Spochmurniał odrobinę. Ale tylko na chwilę.
-Caroline jest już szczęśliwa. Ja też jestem. I to chyba o to chodzi, prawda?
-Ale… Nie jesteście razem…- wyjąkałam.
-Nie. I wątpię, żebyśmy byli. – uśmiechnął się do mnie w dziwny sposób.- To skończona sprawa. Jesteśmy przyjaciółmi i jest tak jak powinno być.
NIE, NIE JEST TAK JAK POWINNO BYĆ.
-Chcesz mi powiedzieć, że masz dziewczynę?
Zaśmiał się krótko.
-No... Jeszcze nie, ale jest… Jest bardzo fajnie. – powiedział wyraźnie zadowolony.
-Ale jak, kiedy…? – nadal trwałam w szoku.
-Właściwie widywałem ją przelotnie już wcześniej, ale niedawno się poznaliśmy tak bardziej oficjalnie no i … No i spotykamy się. – uśmiechnął się wesoło.
-Wow. – mruknęłam tylko. – Hm, to świetnie, Max. – starałam się trochę ogarnąć.
-Hay, przepraszam, ale muszę lecieć. Obiecałem Sarze pomóc jej i czas na mnie. Ale widzimy się w poniedziałek u mnie. – wstał i zanim się zorientowałam przytulił mnie i już odchodził machając mi.
-Sara… - mruknęłam pod nosem gdy się już oddalił. To dlatego był taki szczęśliwy i pełny energii?
Nie mogłam tego wszystkiego ogarnąć. Jeśli ktoś zapytał by mnie godzinę temu czy jestem czegoś pewna, powiedziałabym, że tego, że Cara i Max będą razem.
A teraz? Sara, Zack…
 Nie o to chodzi, że się nie cieszę. Cieszę się, że Cara i Max są szczęśliwi. Ale…
To wszystko nie tak…
Czy to ja jestem tak  dziwna, czy to wszyscy inni powariowali?
Caroline i Zack.
Max i jakaś Sara.
Może to dziwne, ale poczułam się jakoś dziwnie pusta, zawiedziona. Max zdecydowanie czuł coś więcej do Cary. Od dłuższego czasu. Byłam przekonana, że nikt nie zadba o nią lepiej niż on.  Że to jest właśnie to pieprzone przeznaczenie.
A teraz?
Przywołałam w myślach  obraz szczęśliwego Maxa sprzed kilku chwil. To naprawdę świetnie, widzieć go tak  radosnego.
Ale…
ALE.
Sara to nie Caroline.
Zack to nie Max.
Dźwięk smsa wyrwał mnie z mojego dziwnego nastroju.

 JEJU HAY, ZACK ZAPROSIŁ MNIE NA KONCERT W BRIGHTON WELLS ! *o* 
Jutro o 12 wybieranie ciuchów xx
Od: Cara x


  Nie wierzę.



______________________________________________________________

Heloł Lejdis ♥
Ten poślizg pobił wszystkie inne, przepraszam.
Co sądzicie o uczuciach Hayley? 
Zgadzacie się z nią?

PIERWSZY RAZ PERSPEKTYWA BRICKSA
#BricksChujJebanyWDupeRuchany


Pozdrawiam miśki ♥




5 komentarzy:

  1. aww kochana jesteś super <3
    Szczerze to opowiadanie jest tak cudowne, że nie wiem co o nim myśleć...
    wiem tyle, że bardzo cię kocham i całuję :****

    OdpowiedzUsuń
  2. A już myślałam, że nie zauważył... :D
    Ale podoba mi się, że nie naskakiwał na nią za to. Zaplusował sobie tym u mnie ;)
    Bricks, wyjdź! :D
    Max ma noey obiekt westchnień. Saruśka, powiadasz... Chętnie ją poznam :D
    A na koniec kochana Hay. Ona jest świetna <3
    Trzymaj się kochana :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooooojezusiecotusiedochujadzieje?!?!?
    Lucyna wgl asdfghjkl ta perspektywa Bricksa :ooo ooo co? Jaaa cie o.o zajebiste
    Hay co Ty dziewucho odpitalasz? ! Jaka Cara i Max o nie nie nie definitywnie nie! (Btw. Wiem że jestem pojebana ale mega super ze jest tu Zack bo moje emołszyns szaleją i taka adrenalina asdfghjkl)
    Lukey heiiii no ._. Ugh czekam na jakąś ekszyn jakiś miting jakieś samfing coś tak bo... ja o.o lel no xc
    Weny dużo dużo skarbeczku <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeeyyy :) Jak już mówiłam wcześniej Twój blog jest zajeebisty!! :D ciekawi mnie bardzo jakie dalsze losy wymyśliłaś dla Cary i Luka *.* mam nadzieję że może się jakoś zaczną kumplować albo coś w tym rodzaju ( wtedy miałby ją cały czas na oku ;) ) bo jak na razie to wiemy tyle że Luke nie umie się ukrywać z tym swoim szpiegowaniem xD Pozdrawiam i do przeczytania :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly