,, I chociaż nasze życia to walka dwóch różnych światów,
Moje życie bez Ciebie byłoby jak
ogród bez kwiatów..."
No dobra, co teraz? Jest kurwa źle.
-Ja jej nic nie gadałem… - zacząłem, chcąc się jakoś z tego wyplątać, ale z Ashtonem to nie przejdzie.
-HEMMINGS, JESZCZE SŁOWO TEGO GÓWNA I NAPRAWDĘ DOSTANIESZ W RYJ! – zrobił gwałtowny krok w moją stronę.
Michael od razu też się z zbliżył, żeby w razie czego uspokoić Irwina.
Nie będę okłamywał Ashtona, chłopaków. Kogo jak kogo, ale ich na pewno nie.
-To z lekka dłuższa historia.- mruknąłem drapiąc się po karku.
-No słucham? – Irwin się niecierpliwił.
Westchnąłem. Tylko od czego mam zacząć? Trochę tego jest, tak jakby.
-Krótko mówiąc, John ma problemy, okazuje się, że w przeszłości siedział w więzieniu za przekręty w firmie, do których został zmuszony, bo go szantażowano. Bricks, powinno Wam wystarczyć. – rzuciłem wymownym tonem. Od razu skapowali i ich delikatnie mówiąc, zszokowane miny zmieniły się na wkurzone po usłyszeniu tego nazwiska. –W każdym razie, John ma córkę, w moim wieku. I uwaga, to Caroline, przyjaciółka Hayley.- Ashton drgnął na dźwięk imienia brunetki. Eh, co ta miłość robi z ludźmi. – Teraz historia się powtarza, Bricks wrócił i znowu szantażuje Johna bezpieczeństwem jego córki i byłej żony. Wtedy, jak włamaliśmy się do biura Johna, to chodziło o tą sprawę. Bricks obserwuje Caroline. Od niedawna ja się tym zająłem. Szukam tego, kto cały czas gdzieś się za nią szwenda, a przy okazji mam na nią oko. A jak ostatnio dostałem po ryju i Calum sprawdzał mieszkanie, to był dom Caroline, a ja dostałem wpierdol od kogoś, kto się tam włamał. Teraz John jest zdesperowany na tyle, że chce wysłać córkę na jakieś pieprzone wakacje. I oczywiście poleciał do Hayley, żeby ją przekonać żeby namówiła młodą Fitz na małe wakacje za free. – wywróciłem oczami.- A Hayley oczywiście się wściekła i chciała o wszystkim powiedzieć Caroline, iść z nią na policje, bo wzięła w końcu Johna za jakiegoś świra. No więc musiałem wkroczyć i z nią porozmawiać. Dlatego nas widziałeś. – spojrzałem na Ashtona. – A że ona mi nie ufa kompletnie, to powołałem się na Ciebie, że ty mi ufasz. To wszystko. – wypuściłem z ulgą powietrze, czując się o wiele lżejszy z tym, że chłopaki wiedzą.
Chwila ciszy.
-Zaraz, czyli ta laska co była taka ruchable, którą widzieliśmy to córka Johna? – Calum był wyraźnie zaskoczony.
Wywróciłem oczami słysząc co ten idiota mówi.
-Tak. – westchnąłem.
-Przejebane. – skwitował Clifford.
-Czyli Hayley Ci zaufała, bo JA Ci ufam? – Ashton zmarszczył brwi.
-Uwierz mi, też żałuję, że nic innego na nią nie działało, ale tak.
Na twarz Ashtona wkradł się radosny uśmiech. Oho, czyli ten już myślami z Hayley, okej, panu dziękujemy.
-Czego dokładnie Bricks chce od Johna? – Michael jako jedyny myślący zainteresował się sprawą.
-Chce, żeby John nawiązał współpracę z inną firmę i ją zniszczył. NA RAZIE tyle. Ale na tym się nie skończy, na pewno.
-Znając Bricksa, na pewno nie. – przytaknął mi Michael.
-Kto by pomyślał, że Jack siedział. – mruknął Calum.
-Nie to jest teraz ważne, Hood. Próbuję mu pomóc, ale kończą mi się pomysły. Tą jego córkę obserwuję już od kilku dni. Ale nie mogę nic znaleźć, nawet śladu, że ktoś ją śledzi, robi te pieprzone zdjęcia. Mało tego, pamiętacie jak spotkaliśmy ją w parku? Wtedy też ktoś zrobił jej zdjęcie. I nie wiem skąd on to zdjęcie zrobił, chyba kurwa na drzewie siedział. – usiadłem na kanapie z powrotem.
-Jakim kurwa cudem skoro tam byliśmy? Chyba zauważyłbym ciula z aparatem. – Clifford wyraźnie zainteresował się sytuacją.
-No ja może nie, byłem skupiony na ciele tej małej a nie na jakimś ,,ciulu z aparatem”. – wtrącił Calum.
-Hood, zamknij się. – mruknąłem wywracając oczami. On chyba naprawdę ma tylko laski w głowie.
-No co. – wzruszył ramionami.
-Masz jakiś plan? – zapytał mnie Michael.
-Nie. Mam zamiar nadal za nią łazić, ale to chyba wszystko. Chociaż od momentu gdy ją spotkałem, coraz częściej chodzi mi po głowie żeby doprowadzić do spotkania Caroline z Johnem, albo jakoś ją namówić na kontakt z nim. Cokolwiek, tylko żeby pomóc Johnowi. On się dla niej stara, ryzykuje, naraża się, a ona nawet nie odbiera od niego telefonu, nie zdaje sobie z niczego sprawy.
-Hemmo, ja rozumiem, że chcesz mu pomóc, ale nie sądzę, że możesz się w to wtrącać. John nie byłby zadowolony, to nie byłoby fair ani w stosunku do niego, ani do Caroline tym bardziej. Lepiej trzymaj się od tego z daleka. – odradzał mi.
-Ale ta mała nie ma o niczym pojęcia! Trzeba jej to jakoś uświadomić!
-Ale to nie twoja sprawa. Nie powinieneś się w to mieszać.
-Dobra, nie będę się w to mieszać. – westchnąłem zrezygnowany.
-Mam nadzieję.
To znaczy, oczywiście, że mam zamiar się w to mieszać.
*oczami Hayley*
Po raz setny przeglądałam się lusterku poprawiając się. Nie mówiąc już o tym, że kilka razy związywałam, zaplatałam i rozpuszczałam włosy.
Za jakieś 10 minut powinien tu być Ashton. Umówiliśmy się na dzisiejszy wieczór na hm, maraton filmowy. U niego. Ma po mnie przyjechać.O dziwo, ta propozycja wyszła od niego. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po chłopaku takim jak on. Kompletnie.
Tymbardziej, że ostatnio chyba go wkurzyłam. Chciałam go podpytać o Luke`a, czy na pewno mu ufa. Nic nie poradzę, cholernie martwię się o Caroline. A on stał się jakiś podenerwowany.
Na zmianę mamy wybierać filmy. Milion razy zastanawiałam się co zaproponować ale nie mam pojęcia. Nie lubię horrorów, bo boję każdego, nawet słabego, nie chcę proponować kryminałów bo co jeśli wybiorę coś co dla niego będzie denne? Romans czy komedia romantyczna odpada już w ogóle, przecież faceci tego nie znoszą. Wzruszające też odpadają, szkoda bardzo ze mam wystraszyć Asha moją zapłakaną twarzą.
Nie lubię science fiction, Gwiezdne Wojny i tego typu filmy odpadają. Fantasy? Rzadko oglądam, też boję się że nie trafię w jego gusta. Komedia? A jak wybiorę coś, co dla niego będzie żałosne? No cholera jasna.
Dlatego dam mu wybierać jako pierwszemu. Gorzej jak się uprze. Nie mam pojęcia co zrobię. Ale podejrzewam, że pewnie spontanicznie wybiorę jakąś najgorszą możliwą opcję. UGH.
Dzwonek do drzwi. O cholera. Błagam, Caroline oddaj mi trochę swojego opanowania, BŁAGAM.
Wzięłam wdech, poprawiłam włosy i ruszyłam do drzwi. Na samą myśl o jego uśmiechu przygryzłam wargę. Otworzyłam drzwi.
-Cześć Hay. – uśmiechnął się do mnie szeroko i wszedł obdarzając mnie buziakiem w kącik ust na co moje serce zareagowało fikołkiem.
-Cześć. – odpowiedziałam uśmiechając się. Dostałam od niego uroczy mały bukiecik różyczek. Gdy go zobaczyłam miałam ochotę rzucić mu się na szyję wrzeszcząc, jakie to słodkie i urocze. Ale przecież nie mogę.
Taki facet jak Ashton raczej nie byłby zadowolony z określenia ,,słodki”. Już nie wspominając o tym, że nadal nie wiem czym na dobrą sprawę jesteśmy. Nie rozmawiamy o tym co jest między nami. Trochę mnie to męczy, ale nie chcę niczego przyśpieszać. Ba, nie starczyłoby mi odwagi na ,,przyśpieszanie”.
Spotykamy się, świetnie się dogadujemy, chodzimy na randki, Ash jest kochany, ja jak zwykle nieogarnięta i co chwilę zaliczam gafę za gafą, cóż, całowaliśmy się, okazujemy czułość, ale no…
Nic konkretnego.
OUH. No tak, w końcu to ja, nawet moje relacje nie mogą przebiegać normalnie.
-Dziękuję. – cmoknęłam go w policzek i umieściłam bukiecik w wazonie.
-Nie ma za co. – uśmiechnął się. – Gotowa?
-Tak. – odwzajemniłam uśmiech i wyszliśmy. Drogę autem pokonaliśmy rozmawiając o głupotach.
Tak jak się spodziewałam, chłopaków nie było w domu, czyli będziemy sami.
-Myślałaś już o tym, co będziemy oglądać? – zapytał mnie Ash prowadząc mnie do salonu.
-Właściwie to nie mam zbyt wielu pomysłów, liczyłam na Ciebie. – uśmiechnęłam się trochę niepewnie. Nie ma nic gorszego niż mało kreatywna dziewczyna, ugh.
-Coś wymyślimy, w takim razie.
Gdy weszłam do salonu, zamurowało mnie. Jak zwykle, w centralnym punkcie, na środku pokoju był sporych rozmiarów telewizor. Ale za to przed nim, od kanapy na podłodze były ułożone kołdry i poduszki. Mnóstwo poduszek. To tak jakbym znalazła się w pokoju prosto z tumblra. O mój…
-Wow. – wyrwało mi się.
-Podoba Ci się? Pomyślałem, że tak będzie fajniej, nie będziemy musieli się stąd ruszać. – poczułam jak Ashton obejmuje mnie luźno w pasie.
-Jest niesamowicie, Ash. – byłam zaskoczona. I to dla mnie? Jeju.
-Mam nadzieję, że nie jest twardo. – powiedział, a w jego głosie można było wyczuć zadowolenie.
O mamo, na pewno jest idealnie.
-Rozgość się, ja idę po popcorn i coś do picia. – powiedział i O MÓJ BOŻE pocałował mnie w policzek zanim odszedł do kuchni.
Zdjęłam bluzę i usiadłam na poduszkach i kołdrze. Jeju, idealnie.
Po chwili Ashton wrócił do pokoju i usiadł obok mnie stawiając niedaleko nas miskę popcornu i dwie szklanki coli.
-Hayley, chciałbym coś wyjaśnić. – popatrzył na mnie poważnie. Oj.
-Ok. – powiedziałam ostrożnie. Moje serce znacznie przyśpieszyło tempo. Zrobiłam coś? Albo może w końcu zorientował się, że nie warto zawracać sobie mną głowy?
-Dwa dni temu, pytałaś mnie o Luke`a. – powiedział, a mi zrobiło się gorąco ze stresu.
-Chodzi o to – ciągnął- że wiem, dlaczego pytałaś.
Co?
-Jak to wiesz? – zapytałam zdezorientowana.
-Wiem wszystko. O nim, o Johnie, o Caroline. Wiem dlaczego chciałaś wiedzieć, czy można mu ufać. – patrzył mi cały czas w oczy.
-Powiedział Ci?
-Tak.
-I jesteś pewny, że mu wierzysz i ufasz? – zapytałam.
-Tak. Więcej, znam osobiście Johna, wiem przez co przeszedł. I mogę Cię zapewnić, że nie chce skrzywdzić córki.
-Ale… To się nie trzyma kupy. Za dużo rzeczy się nie zgadza, to… bez sensu. – jęknęłam. Teraz to zgłupiałam. W ogóle, skąd oni znają ojca Cary?
-Bo są rzeczy, o których lepiej, żebyś nie wiedziała. Ale na pewno ze strony ojca, twojej przyjaciółce nic nie grozi.
Uraziły mnie jego słowa.
-Są rzeczy, o których lepiej żebym nie wiedziała. – mruknęłam pod nosem kiwając smutno głową. Po nim spodziewałam się szczerości. A nie pustych zapewnień. Co z tego że mu ufam aż za bardzo, skoro on nie ufa mi na tyle, żeby mi powiedziec o co chodzi?
-Hayley. – Ashton wyciągnął do mnie rękę, ale ja się nieznacznie odsunęłam.
-Nie, Ashton. Myślałam, że zasługuję na szczerość. Ale jak widać, ty wcale tak nie uważasz. W żadnej sprawie. Ani w tej która nas nie dotyczy, ani w tej, która dotyczy tylko nas. – wstałam, dusząc łzy. – Pójdę już, Ash. – chłopak zaraz za mną wstał chcąc mnie zatrzymać.
Nie będę płakać, nie. Ale jest mi tak cholernie przykro. Męczy mnie to że nie wiem na czym stoimy. Nic wprost, nienawidze takich sytuacji. Mało tego, nawet w takiej sprawie jak ojca Cary, nie chce być ze mną szczery. Więc co ja dla niego znaczę?
No właśnie chyba niewiele.
-Hayley, czekaj. – złapał mnie za rękę, którą odsunęłam i po prostu zaczęłam wszystko z siebie wyrzucać.
-Nie, Ashton! Staram się być cierpliwa, niczego nie wymagam, nie wymuszam, a ty nie możesz być ze mną szczery nawet w takiej sprawie? Skoro nawet na tyle nie zasługuję to po cholerę mnie zapraszasz? Po cholerę te kwiatki, ten wieczór? – patrzyłam na niego z żalem.
-Hayley, oczywiście, że zasługujesz, zasługujesz na wszystko skarbie. Po prostu to nie są nasze sprawy i nie mogę Ci powiedzieć prawdy. Nie ode mnie powinnaś ją usłyszeć. – ponownie ujął moją dłoń.
-Tylko, że nawet jeśli chodzi o ,,nasze” sprawy, też nie jesteś ze mną szczery. – powiedziałam o wiele ciszej.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył.
-Hay…
-Ashton. – wpadłam mu w słowo – Ufam Ci bardziej niż powinnam, nie zadaję pytań, naprawdę jestem cierpliwa jak tylko mogę, kurwa, no zależy mi, a ty? Owszem, jeju to kochane co robisz, jaki jesteś, ale ja nie mam pojęcia co to ma znaczyć, czym jesteśmy, czy w ogóle jesteśmy, czy ty mi w ogóle ufasz, czy dla Ciebie cokolwiek znaczy… To znaczy no, cholera… - plątałam się bez sensu ale nie mogłam przestać mówić.
-Zależy mi na Tobie, Hay. – wtrącił.
-… ja po prostu się gubię bo… - dotarło do mnie co powiedział- Zaraz, co?
Moje serce momentalnie zabiło 3 razy szybciej.
-Bardzo. – powiedział a mi nogi zmiękły. Nawet nie zdążyłam zrobić zszokowanej miny bo poczułam usta Ashtona na moich własnych.
O mój Boże.
*oczami Caroline*
-I dlatego do tej pory tego nie lubię! - chłopak naprzeciwko mnie parsknął śmiechem, co natychmiast odwzajemniłam tym samym.
Siedzimy z Zackiem w ,,naszej" kawiarni i jak zwykle brunet poprawia mi humor.
To naprawdę niesamowite, że on zawsze umie mnie rozbawić i wprawić w dobry nastrój do końca dnia.
Akurat opowiadał mi kolejną zabawną historię.
Od ostatniego czasu dość często się widujemy, piszemy, rozmawiamy. Bardzo mi to odpowiada, lubię jego towarzystwo i rozmowy z nim, które mogłyby się nie kończyć.
-Wtedy to nie było dla mnie zabawne. - uśmiechnął się szeroko.
-Domyślam się. - zachichotałam. Czułam się zrelaksowana w jego towarzystwie
Wyjątkowo była dzisiaj piękna pogoda. Jak na jesień, naprawdę przyjemna. Rzuciłam okiem przed siebie, na widok z tarasu przed kawiarnią. Pożółkłe liście w połączeniu ze słońcem wyglądały cudownie, aż chciało się iść na spacer.
Najwyraźniej nie tylko ja tak sądziłam bo wszędzie roiło się od ludzi. Drzwi kawiarni co chwilę otwierały się i zamykały.
Nagle przed oczami mignęła mi dziwnie znajoma blond czupryna. Zaintrygowało mnie to. Pierwsze co mi się skojarzyło: TEN CHŁOPAK.
Czyli nic mu nie jest, a policja go nie złapala.
wychyliłam się nieco zeby zbadać nieco teren i się upewnić. Może to tylko moja wyobraźnia?
-Caroline? - poczułam małe szturchnięcie. To Zack patrzył się na mnie wyczekująco. Cholera.
-Tak? Tak. - mruknęłam pośpiesznie.
-Tak, ale co tak? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Zauważyłem, ze odpłynęłaś. - uśmiechnał się do mnie. - Może jesteś zmęczona?
-Nie, jest okej.
-Jesteś pewna? Zauważyłem że ostatnio masz sporo zajęć. - spojrzął na mnie uważnie.
-Na pewno wszystko w porządku. - zapewniłam go. To miłe, że się troszczył. Chociaż on.
Ale cholerka, BLOND WŁOSY.
-Mam nadzieję. Właśnie, nie mówiłem Ci... -rozwinął temat a ja korzystając z tego ponownie zajęłam się poszukiwaniem blond czupryny a raczej jej właściciela.
Powoli skanowałam wszystkie twarze.
Uh, chyba mam zbyt wybujałą...
BLOND.
Aż drgnęłam na swoim miejscu. Ciekawość mnie zżera. Wykręciłam się nieco nie zważając na fakt, że istnieje możliwość glebnięcia z krzesła na podłogę przy tych wszystkich ludziach i Zacku.
Za gazetą siedział jakiś blondyn. Tylko wlosy wystawały zza stron.
Uh.
Mam taką ochotę sprawdzić czy to on. Ale jak? Siedzi za Zackiem po lewo, za koszem z kwiatami i rzeżbą, w jednym z najdalej wysuniętych stolików. Cholera. A jak to nie on?
A jak TO ON? Jeju aż mnie skręca z ciekawości.
Uh.
Spróbowąłam się skupić na tym co mówi do mnie Zack, ale to nie było łatwe.
Co innego chodziło mi po głowie.
UUUUH.
Cholera, walić to.
-Zaraz wrócę. - Poiwedziałam spokojnie do Zacka i wstałam i skierowałam się w stronę toalet, a tym samym bliżej stolika blondyna. Minęłam kwiaty i rzeźbę, asekuracyjnie spoglądając za siebie, czy Zack na mnie patrzy. Ale nie, spoglądał w ekran telefonu.
Wzięłam wdech i zbliżylam się. Nieco z boku, licząc na przestrzeń między jego twarzą a gazetą, która o dziwo zamiast powiększać się z moimi ruchami, się pomniejszała. Przypadek?
-Robisz to specjalnie? - wyrwało mi się. Gazeta nie ruszyła się ani na milimetr.
Chrząknęłam. Nic.
-Halo? - powiedziałam dobitniej. Teraz jestem pewna, że to on. Bo kto inny ma powód żeby chować się przede mną za gazetą?
Usiadłam na przeciwko niego.
-Jak tam twoje oko, Liam? - zagadnęłam nonszalanckim tonem.
-Luke. - usłyszałam zza gazety.
-Ah, Luke. - mruknęłam nie tracąc rezonu mimo że faktycznie pomyliłam jego imię. - Ta gazeta jest prześwitująca mam rozumieć?
Jak na zwołanie, Luke odłożył ją na stół z głośnym westchnięciem.
-Ha, wygrałam. - mruknęłam zadowolona.
Luke natomiast był wyraźnie niezadowolony i znudzony moim towarzystwem.
-Jak twoje oko? - powrórzyłam pytanie nie zważając na jego zachowanie.
-W porządku, dzięki. - burknął.
-Wyjaśnisz mi czemu się przede mną chowasz?
-Bo nie chciałem głupich pytań? - zapytał w mało przyjemny sposób.
-Oh. To wszystko wyjaśnia. - mruknęłam z ironią na co ten się skrzywił i pokręcił głową.
-Nie śpieszy Ci się gdzieś? - zapytał, tym razem używajac pewnego siebie tonu.
-Ani trochę. - pokręciłam głową.
-A nikt na Ciebie nie czeka? - zapytał, sugestywnie kiwając głową w stronę stolika mojego i Zacka.
Cholera, ma mnie.
O CHOLERA, ZACK.
___________________________________________________________