środa, 30 lipca 2014

PROLOGUE

MILIGRAM SZCZĘŚCIA
TONA ZŁUDZEŃ
 


#1 inspiracja
#2 inspiracja
#3 inspiracja

* oczami Johna Fitz`a*


Jak zwykle porządkowałem papiery w księgowości. Jedna firma, jeden przetarg, tyle bałaganu.
Sprawozdania, rachunki, zestawienia…
Jak słowo daję, zatrudnię księgową, sam tego nie ogarnę.
Dobra, teraz trzeba podbić zlecenia. Gdzie jest ta pieczątka?
Cholerne papiery!
Ze złością zgarnąłem większość papierów z biurka, szukając wzrokiem pożądanego przedmiotu. Dopiero miałem ją w rękach…
-Tego szukasz? – usłyszałem znienacka znajomy głos.
Odwróciłem się raptownie. Jego mi tu było potrzeba…
-Bricks… - sam nie wierzyłem kto przede mną stoi.
-We własnej osobie Fitz. Kopę lat, nie? – mężczyzna parsknął.
-Co ty tu robisz? – starałem się brzmieć neutralnie nie zdradzając rosnącej irytacji, spowodowanej jego obecnością tutaj.
-To tak witasz starych znajomych? Masz słabe maniery jak na porządnego i ustatkowanego biznesmena, Fitz.
Zaczynam tracić cierpliwość. Nigdy  więcej nie powinienem go widzieć na oczy.
-Czego chcesz? – wiedziałem że wizyta nie jest bezinteresowna. W końcu to Bricks, a tacy ludzie jak on z całą pewnością nie są bezinteresowni.
-Bingo. Powiem Ci, że może i jesteś stary, ale nadal bystry. – zakpił.
-Czego chcesz? – powtórzyłem bardziej stanowczo.
Bricks tylko oparł się nonszalancko o jedno z biurek i złożył ręce na piersiach.
-Krótko. Potrzebuję twoich starych znajomości, to raz. A dwa, wiem, że ta twoja firma bierze udział w przetargu…
-Nie mieszaj mnie już do swoich interesów. Mojej firmy tym bardziej. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. – uciąłem od razu gdy wyczułem, że coś się szykuje.
-Hamuj, Fitz. – warknął. – Nie zgrywaj teraz przede mną porządnego faceta, bo dobrze o tym wiesz, że taki nie jesteś i masz co swoje za uszami. Co więcej, masz kilka starych kontaktów. To, że wskoczysz w ten służbowy garniak i będziesz latał z teczką po mieście nic nie zmienia. Jak raz w coś wdepniesz, to w tym siedzisz. Więc nie myśl, że tak łatwo się odetniesz od przeszłości.
Złość wzbierała we mnie z każdym jego słowem.
-Nie ma pieprzonej opcji, Bricks. Przez Was straciłem już rodzinę i pracę. Nie mam zamiaru się w to pakować po raz kolejny. – zamknąłem segregator z dokumentami chcąc jak najszybciej stąd wyjść i zapomnieć o istnieniu takich ludzi jak Bricks.
Roześmiał się na moje słowa.
-Stary, dobry, uparty Fitz. Tylko że straciłeś to wszystko na własne życzenie. A zresztą sam pomyśl. Który porządny ojciec, mąż czy biznesmen pakuje się w takie gówno jak głupi nastolatek? Sam widzisz, na ojca, męża czy po prostu porządnego człowieka to ty się nie nadajesz. A to, że pomagasz temu bachorowi Jasona, nie robi z Ciebie Matki Teresy, przykro mi.
-Nie wtrącaj się w sprawy, które Cię nie dotyczą. A Jason był moim przyjacielem i dobrze o tym wiesz. A chłopak nie miał nikogo.
-To bardzo szlachetne z Twojej strony, naprawdę, wzruszyłem się. Rzeczywiście, dzieciak odwala każdą jedną robotę, którą mu dasz bo czuje się zobowiązany za tą twoją pomoc do jego 18 urodzin, bo bawił się w bad boya, co się dla niego źle skończyło. Swoją rodziną byś się zajął, a nie zgrywał dobrodusznego dla obcego chłoptasia. –parsknął.
Długo tu nie wytrzymam.
-Mów czego chcesz i wynoś się stąd. – ustąpiłem mimo wściekłości.
Uśmiechnął się tryumfalnie.
-Pierwsza sprawa: masz kumpli w Shadows, skombinujesz tam jakiegoś gościa który by wszystko nam opychał. Byłbyś pośrednikiem. Druga: załatwię Ci, że wygrasz ten przetarg. A w zamian za to, ty poszperasz dla mnie trochę w papierach tej firmy. Zamieszasz trochę, a po zakończeniu twojej roboty, puścisz tamtą firmę z torbami.
Nie wierzę.
-Zapomnij. – powiedziałem od razu. Nie po to tyle pracowałem na to, żeby w końcu stanąć na nogach i walczyłem o stabilizację i  móc wrócić do córki. Nie po to, żeby teraz to wszystko zaryzykować bo jakiś mały ćpun mi każe.  Wstałem i odwróciłem się do niego plecami. Uważam rozmowę za zakończoną.
-Zastanów się lepiej, Fitz. Nie skończyłem jeszcze. Znam Cię i wiedziałem, że będziesz miał wątpliwości. Cóż, mogę pomóc Ci je rozwiać. Albo lepiej, twoja córeczka Ci pomoże.
Zamarłem.
Odwróciłem się powoli w jego stronę. Specjalnie wolnym i zamaszystym krokiem kierował się do drzwi.
-Coś ty powiedział? – syknąłem kipiąc ze złości.
-Powiedziałem, że nie powinieneś zapominać, że sam nie jesteś. W grę wchodzi nie tylko twój tyłek ale i Twojej rodzinki, która jak sam wiesz, trochę się skurczyła. – wyszczerzył się.
Kurwa mać.
-Nie mieszaj jej do tego. Nie zbliżaj się do niej nawet. – ledwo mówiłem ze złości.
-Masz wybór. I czas na decyzję do piątku. I pamiętaj, lepiej nie zwlekaj, bo pomogę Ci szybciej podjąć decyzję. – rzucił i wyszedł szybko.
Uderzyłem z wściekłością pięścią w blat biurka.
Cholera jasna.

*oczami Caroline*

-Clary, weź się w garść! Wyjdź do piłki! – krzyk trenera był słyszalny na całej Sali. Rzeczywiście, Clary była dzisiaj jakaś nieobecna.
Piłka leci w moją stronę. A raczej w stronę Clary, ale jej dzisiejsza koncentracja wyklucza opcję, że przyjmie tą piłkę. Szybko skoczyłam przed nią odbijając dołem piłkę.
Po kilku sekundach piłka leciała z powrotem  w kierunku naszej połowy boiska.
Tym razem Clary wyszła stanowczo do piłki nie pozwalając mi na ingerowanie. Niestety, nie przebiła jej na drugą stronę.
-Clary co z Tobą? Ostatni! – zawołał trener wyraźnie zmartwiony zachowaniem Clary.
To dziwne, zawsze była skupiona i nie pozwalała sobie na błędy. To ona była tą osobą w drużynie, która nienawidziła przegrywać i wytykała innym ich błędy.
Ostatnia piłka nas nie uratowała. Za duża strata. Przegrałyśmy.
-Clary, mogę Cię prosić? – trener skinął w kierunku dziewczyny, która ciężko oddychała.
Może i jakoś specjalnie jej nie uwielbiałam, ale martwiłam się.  Kolegowałyśmy się, miałyśmy coś wspólnego, nie pozwalałyśmy sobie na błędy.
Ruszyłam do szatni.
Nasza drużyna nie jest jakaś specjalna. Zwłaszcza, że na studiach nikt nie ma czasu na bawienie się w sportowców chyba, że studiujesz kierunek związany ze sportem. Ja sama jestem na trzecim roku fotografii. Siatkówka to mój sposób na stres, którego mi nie brakuje.
Przebrana, złapałam szybko swoją torbę i ruszyłam do wyjścia. Jednocześnie idąc wyciągnęłam telefon z torby. 3 nieodebrane połączenia. Od wczoraj.
Od: Tata.
Kurwa mać. Mimo wszystko nie miałam serca zmienić nazwy na np. ojciec, czy po prostu jego imię. Mimo, że zasłużył. Mimo, że mnie zostawił. Mimo, że kurwa jestem sama. Mimo to nie umiem tak po prostu zmienić tej głupiej nazwy. Wydzwania od miesiąca.
Czego chce?
Milion razy walczyłam ze sobą żeby nie odebrać. Za każdym razem się udało. Nie odebrałam ani razu, nie odpisałam na jego próby kontaktu. Podobno nawet był pod domem, jak mówił sąsiad. Przez tydzień wtedy żyłam w stresie że wróci. I że będę musiała  z nim rozmawiać. I że się złamię.

Że wybaczę.
Wrzuciłam z irytacją telefon z powrotem do torby i wyszłam z  budynku. Na parkingu stał tylko mój samochód i jakiś duży, czarny niedaleko. Aż dziwne, że tu tak pusto. Rzuciłam torbę na tylne siedzenie i wsiadłam. Teraz dopiero zauważyłam, że obok czarnego auta ktoś stoi. Jakiś facet. Czemu się tak gapi? To na mnie? Zerknęłam w lusterka i rozejrzałam się. Hm, na mnie. Cóż, jeśli mu wpadłam w oko to ma problem.
Ruszyłam w stronę domu.
          ~*~
-Dobra, pomogę Ci. – jęknęłam.
-Dzięki Car, jesteś wielka! – ucieszył się Max.
-Ale nie obiecuję, że dam radę. –mruknęłam starając się okiełznać jego entuzjazm.
-Na pewno damy radę. Dzięki Cara, do jutra!
-Cześć.
Odłożyłam telefon na biurko i westchnęłam cicho. Max to wspaniały chłopak i przyjaciel ale ostatnimi czasy jestem cały czas w ruchu i padam już na ryj. Jeszcze ojciec. Ale nie zostawię go tak.
Z kubkiem herbaty ruszyłam do okna. Uchyliłam je, by zaczerpnąć mroźnego, świeżego powietrza. Na mojej ulicy jak zwykle spokój. Dlatego lubiłam to miejsce.
Chyba tylko pan Green ma gości bo na ulicy jest zaparkowany samochód. Cholera, znowu ktoś stanął na połowie mojego podjazdu. Czy Ci ludzie są ślepi?
Eh.  Zaczęłam porządkować sterty notatek i zdjęć na moim biurku. Kiedyś zginę w tym bałaganie. Zapaliłam lampkę stojącą obok, na biurku. Niemalże w tym samym momencie usłyszałam ryk silnika. Co jest? Wyjrzałam z powrotem przez okno.
Tamto auto wyjeżdżało już z mojej ulicy. Zaraz, skądś znam to auto.
To czarne auto.
Czy to jest kurwa możliwe?


 _______________________________________________________________________
 Hej kochane ! :)
No to mamy prolog :D
Wiem, jest może trochę nietypowy i cóż, niejasny, ale już niedługo wszystkiego się dowiecie.
Czemu Caroline unika ojca?
Co konkretnie miał na myśli Bricks grożąć Johnowi?
W czym Caroline ma pomóc Maxowi?
Co to za samochód? 
Gdzie Luke i co on ma z tym wspólnego?
Kim był Jason? 

Niedługo wszystko będzie jasne :)
Mam nadzieję, ze mimo mojego nieumiejętnego pisania prologów, ten Wam się w miarę spodobał :D

JEŚLI JUŻ TU JESTEŚ, SKOMENTUJ, PLS <3

środa, 2 lipca 2014

Bohaterowie

       You`re The Reason


Caroline Fitz 




Luke Hemmings



John Fitz 



Max Knight 



Hayley Firth


Prolog już niedługo :D

Szablon by Selly